[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Poniedziałek przywitał ich pierwszymi w tym roku opadami śniegu.Za oknami skąpa biała pierzyna przykrywała dachy, chodniki i zaparkowane na ulicach samochody.Pacjentom najwyższego piętra szpitala marzyły się sanki i niekończące bitwy na śnieżki.–Przygotowany? – zapytał doktor Andrzej, zbliżając się do łóżka Stokrotki.–Nie ma się czego bać.To zupełnie bezbolesne.Przysięgam.A jednak chłopiec się bał.Od rana nic nie jadł, by jak mówiła pielęgniarka nie zafałszować wyników badania.Doktor podał mu lekarstwa i po kilku minutach pchał siedzącego na wózku pacjenta w kierunku windy.Ta miała zawieźć ich na drugie piętro, gdzie znajdował się tomograf.Mimo że lekarz wyjaśnił mu pokrótce, jak będzie76przebiegać badanie, to widok urządzenia wywarł na Stokrotce duże wrażenie.Sam fakt, że na czterdzieści minut zostanie zamknięty w komorze bez możliwości ruchu napawał go lękiem.–Wyobraź sobie, że jesteś kosmonautą podążającym w kapsule na orbitę Ziemi.– Chłopiec postanowił wykorzystać tę radę doktora.Stokrotka położył się na łóżku.Lekarz usiadł za stojącym obok stolikiem i wystukał na klawiaturze komendę.Chłopiec poczuł, że powoli wjeżdża do komory.Był spokojny.Nie wiedział, czy to zasługa oświetlających go lampek, czy też połkniętych lekarstw.Rzeczywiście, tak jak mówił lekarz, nic nie bolało.Mijały minuty.Myśli krążyły wolne od jakichkolwiek obciążeń.Pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się lekki i zrelaksowany.Początkowo nie zauważył tańczących iskierek.Błyśnięcia były rzadkie, ale z biegiem czasu zyskały na intensywności.Jasne punkty łączył delikatny łańcuszek, formując dziwaczny wzór.Stokrotce przypomniały się łamigłówki z książki od babci, w których trzeba było połączyć ponumerowane kropki i tym sposobem tworzyło się zarysy postaci z bajek.Iskierki utworzyły owal, który powoli zaczynał się zbliżać, powiększając jednocześnie swoją powierzchnię.Nie wiem, kiedy, ale w pewnym momencie plamka zaczęła rosnąć.Stawała się coraz większa, taka jak człowiek.Przestrzeń zdawała się załamywać.Wypełniająca go błogość szybko przygasała.Przytępione lekami zmysły zbyt wolno reagowały.Co się dzieje?Odrzucający smród spowodował, że chłopiec zaczął się dusić.Blask, który pojawił się nie wiadomo skąd ranił oczy, powodując łzawienie.Stokrotka chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.Niemy wrzask rozsadzał mu głowę.Nie!!! Błagam!!!Usłyszał charkot i poczuł, jakby coś oślizgłego i obrzydliwego wstrząsnęło mocno jego ciałem.Ostatnim zarejestrowanym obrazem była ociekająca brunatnym śluzem odrażająca postać.Znany mu świat zawirował i wypluł go w znienawidzonej Krainie.* * * 77Leżał w mokrej, kleistej mazi.Przerażenie sprawiło, że bał się otworzyć oczy.Potwór mógł go dostrzec i zabić.Było chłodno, wiatr zsyłał dreszcze i przynosił mdlący zapach zgnilizny.Gdzie jestem?Nagle usłyszał coś, jakby nasilające się zawodzenie, płacz.Przezwyciężył strach i rozchylił powieki.To co zobaczył wyrwało z jego gardła okrzyk przerażenia.Oświetlona setkami pochodni, niezmierzona połać ziemi usiana była morzem bambusowych klatek.W najbliższych Stokrotka dostrzegł powyginane przez cierpienie dziecięce ciała.Właściwie można powiedzieć, że były to szkielety pokryte cienką warstewką skóry.Niektóre zawodziły, inne płakały, część trwała w bezruchu, stając się pożywieniem robactwa.To one były źródłem trupiego smrodu.Stokrotka nie mógł uwierzyć w koszmar, który próbowały przekazać mu oczy.Pełen grozy zdał sobie sprawę, że on również tkwi w jednej z takich klatek.Boże, proszę, uratuj mnie!Poprzez bambusowe kraty dostrzegł wpatrujące się w niego lśniące diamenty oczu.Były jedyną iskierką życia na szarej, kościstej twarzy.Ledwo widoczne usta poruszały się, nie znajdując sił na wypowiedzenie choćby jednego słowa.Pomimo iż istota wyglądała, jakby coś wyssało z niej całe wnętrze, Stokrotka ją poznał.Po oczach.Choć to nieprawdopodobne, wpatrywał się w niego Marcepan.–Zeżre nas – wyszeptał, po czym opadł wyczerpany w brunatną breję.Umrę tu.Zgniję z nimi wszystkimi.Okolicę rozorał ryk.Dzieci z jeszcze większym szlochem skuliły się w swoichklatkach.Z jaskini wyłonił się Demon.Stokrotka po raz pierwszy zobaczył go w całej okazałości.Potwór był ogromny jak drzewo, pokryty zielonym śluzem i czymś przypominającym łuski.Płaskie nozdrza wyrzucały co jakiś czas parującą wydzielinę, zaś oczy świdrowały okolicę w poszukiwaniu ofiary.Z uzbrojonego w czarne zęby pyska wydobywał się charkot.Wyglądał jak zwierzę, jednak obdarzone mroczną inteligencją.Potwór zwrócił się ku najbliższej klatce.Więzień oplótł rękoma kraty.–Nie!!! – krzyczał znajomy głos.– Nie mnie.Przecież zrobiłem, co chciałeś!!!Demon spojrzał na sąsiednią klatkę.Okular kiwał się spokojnie, zupełnieoderwany od rzeczywistości.Potwór jednym ruchem roztrzaskał pręty, wbił szpony w78brzuch chłopca, po czym uniósł go w górę i zatrzasnął w potężnych szczękach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl