[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ró¿owe œwiat³o zniknê³o.Zniknêli te¿ dziwaczni jeŸdŸcy.Kim byli? Czym?Nie mia³em okazji zapytaæ.Z obozu Cieniarzy wybieg³y ma³e br¹zowe ludziki z pochod­niami.Nie wró¿y³o tonic dobrego ani mnie, ani moim kumplom, ani nikomu innemu w mieœcie.— Biedny Wiruj¹cy — zakpi³em.— Tylko wspó³czuæ.— Ee? — Tylko Skierka by³ na tyle blisko, ¿eby us³yszeæ.— Czy nie uwa¿asz, ¿e to potworne, kiedy jakiœ wandal niszczy dzie³o sztuki?Skierka nie zrozumia³.Pokrêci³ g³ow¹, chwyci³ oszczep i cis­n¹³ go w dó³ wkarze³ka z pochodni¹.Chybi³.Wokó³ miejsc, gdzie Cieniarze zdo³ali postawiæ stopê na murach i na glinianychdojœciach do ramp, podnios³a siê ogromnawrzawa.Rozgoryczony W³adca Cienia rozkaza³ swoim ch³opcom wróciæ do roboty.Iskoñczyæ z t¹ cholern¹ delikatnoœci¹.— Hej, Bubba — wrzasn¹³em na ¿o³nierza.— Kto dzisiaj trzyma pulê?Oto twoja Czarna Kompania.Gramy w bilard w noc upadku miasta.Zwyciêzcyprzyjdzie chyba umrzeæ z uœmiechem na paskudnej gêbie.24Goblin i Jednooki postanowili zostaæ przy mnie.Prawdziwi Goblin i Jednooki.Sprawdza³em to, co chwila.Ich uwagê przy­kuwa³y wzgórza, a nie zamieszanie wmieœcie czy ich w³asne plany.Spoza wzgórz unosi³y siê dziwne œwiat³a.Wys³ana wczeœniej grupa po³udniowców powróci³a galopem bez po³owy ludzi.Uciekali, jakby goni³ ich diabe³ gorszy od ich w³asnego szefa.Mogli takpêdziæ, poniewa¿ obsesj¹ Cienia Burzy by³o wyrównanie terenu równiny, a zmiasta widaæ by³o œwiat³o.P³onê³y po¿ary.Niewiele, jak dot¹d, ale p³onê³y.— Wyje¿d¿aj¹ — odezwa³ siê Skierka.Wychyli³em siê przez mur i spojrza³em.Nikt nie próbowa³ mnie str¹ciæ.Mo¿emyœleli, ¿e jestem tylko jeszcze jednym duchem.Z ca³¹ pewnoœci¹ Cieniarze wychodzili, zostawiaj¹c nam wszy­stkie te cudownebosaki bez lin, ¿ebyœmy rzucili je na stos pod tytu³em: „Mo¿e jeszcze siêkiedyœ przyda".— S¹dzê, ¿e mo¿emy ju¿ od³o¿yæ miecze i wróciæ do kart — powiedzia³ Jednooki.— Ju¿ po raz drugi wyskakujesz z tym idiotyzmem — zauwa­¿y³em, przymykaj¹c oczyna fakt, ¿e Dejagore zosta³o naje­chane.— Co za dureñ bêdzie z tob¹ gra³? Czy¿yje jeszcze ktoœ na tyle g³upi? — Jednooki oszukiwa³ w kartach.I to oszukiwa³Ÿle.Za ka¿dym razem wpada³.Nikt z nim nie zagra.— Hej, Murgen, pos³uchaj.Poprawi³em siê.Naprawdê.Nigdy wiêcej nie zhañbiêmego talentu.Po co mam s³uchaæ? Ju¿ to kiedyœ mówi³.Niezliczone razy.Pierwsze, corobiliœmy po zaprzysiê¿eniu rekruta do Kompanii, by³o ostrze¿enie go, ¿eby niegra³ w karty z Jednookim.68Grupka Cieniarzy, która siê wycofa³a z mojego odcinka, kie­rowa³a siê w stronêwzgórz.Wszyscy mieli pochodnie.Wy­gl¹da³o to, jakby prowadzi³ ich sam W³adcaCienia.— Cletus! Longinus! Zd¹¿ycie z tym, ¿eby ostrzelaæ ten t³um? — Bracianaprawiali swoj¹ machinê najszybciej jak mogli.Dwie by³y ju¿ gotowe, ustawionei na³adowane.Za ma³o jak na ostrza³.— Po co to robiæ? — zapyta³ Jednooki.— A dlaczego nie? Mo¿e bêdziemy mieli szczêœcie.A poza tym nie mo¿emy ju¿bardziej wkurzyæ Wiruj¹cego.Ju¿ œlubowa³ zabiæ ka¿dego z nas.Zadudni³y balisty.Ich uderzenie nie dosiêg³o W³adcy Cienia.Rozwœcieczony,odpowiedzia³ nam snopem energii, który roz­topi³ kilkanaœcie jardów muru,daleko od moich ludzi.Wrzawa w mieœcie stawa³a siê coraz g³oœniejsza.Wydawa³a siê przybli¿aæ.— S¹ w œrodku — powiedzia³ Skierka.— Ca³e mnóstwo — potwierdzi³ Kube³.— Bêdzie trzeba zrobiæ niez³¹ czystkê.—Lubiê przejawy pozytywnego myœlenia.Wzruszy³em ramionami.Mogaba lubi³ zostawiaæ czystki dla siebie, Narów i swoichTaglian.Nie mam nic przeciwko.Mogaba mo¿e dostaæ tyle bólu, ile zdo³a prze³kn¹æ.Bardzo chcia³em uci¹æ sobie drzemkê.Ten d³ugi dzieñ wlók³ siê bez koñca.Nocó¿.Wkrótce zasnê na zawsze.Chwilê póŸniej dowiedzia³em siê, ¿e niedu¿a grupka po³u­dniowców morduje naulicach ka¿dego, kogo dopadnie.— Sir?— Œpioch? O co chodzi, ch³opcze? — Œpioch by³ tagliañskim Shadarem przyjêtym doKompanii tu¿ przedtem, zanim zdecydo­wa³em chwyciæ za pióro.Zawsze wygl¹da³,jakby mia³ k³opoty z otwieraniem oczu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl