[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Broń, którą narysowaliście, ma bardzo długie ostrze.Jak flamberg.Patrzajcie, tam w kącie.Villon popatrzył.Zobaczył kolejny długi miecz piechoty.Tym razem jego klinga była pofalowana płomieniście.– Przy takiej długości ostrza – ciągnął Nautiere – musicie użyć do ciosu siły obu rąk.Dlatego miecze, które widzicie, mają pod taszką dodatkowo ricasso.– Miecznik wskazał tępą część głowni poniżej jelca.– O, patrzcie, jak chcę, mogę przełożyć tu dłoń i wtedy broń lepiej trzyma mi się w garściach.– I stracicie palce – zauważył Villon.– Dlatego – Nautiere wskazał na flamberg – w kuźnicach w Mediolanie, Styrii i Frugii dodają do niego obłęki, które zatrzymają ostrze wrogiego oręża.A wiecie, po co mówię wam to wszystko? Abyście zobaczyli sami, że waszego miecza nikt by nie utrzymał w jednym ręku.O, patrzcie – mistrz wskazał krótki miecz o szerokim ostrzu z powyginanym łagodnie jelcem – mam tu niemiecki katzbalger.Tu macie rękojeść przeznaczoną do jednej ręki.Ale to krótka broń.Bez trudu zdołacie ją unieść.Nie, nie dotykajcie! – zaprotestował, widząc, iż poeta chce podnieść broń ze stołu.– Jesteście katem, pohańbicie oręż.Chcecie, żeby nikt nie kupił ode mnie tego miecza?Villon cofnął dłoń i rozejrzał się bezradnie po warsztacie.Nie wiedział już, co zrobić.Trop, którym podążał, zdawał się być całkowicie fałszywy.– Miecz z taką rękojeścią, jaką narysowaliście, przypomina nieco koncerze.Ale –Nautiere skinął na Villona i wskazał długą, smukłą broń – obaczcie niemiecki panzerstecher.Tu jest krótka rękojeść, jednak sama broń służy do kłucia, do przebijania kolczug, więc niewiele waży.– Nie wiecie, mistrzu, kto i po co miałby używać miecza takiego, jak wam narysowałem?– Na pewno nie mógłby nim walczyć, bo rękojeść ma złe proporcje.Żaden człowiek nie zada nim ciosu.Chyba, że coś pokręciliście.A i te krzyże, które narysowaliście na końcach jelca są bez sensu.Nikt nie ozdobiłby tak broni, bo te zadziory zawadzałyby w starciu.Strach pomyśleć, co by było, gdyby wplątały się w kolczugę albo zawadziły o folgi.– Rozumiem.– Villon pokiwał głową, choć tak naprawdę miał mętlik w głowie.– A zatem taki miecz nie ma prawa istnieć.– Jeśli chcecie, jestem wam go w stanie zrobić – uśmiechnął się Nautiere.– Ale po co?Nie dacie rady nim walczyć.No, chyba, że będziecie mieli giganta na swoje usługi! A co tam u mistrza Pietra?– Mistrz Piotr dogorywa – rzekł smutno Villon.– Niewiele zostało mu życia.– A z jakiego powodu pytaliście mnie o ten dziwny miecz? Widzieliście go może u kogoś?– To moja prywatna inwencja, mistrzu Raul.Myślałem, czy by nie zrobić takiego na potrzeby mojej konfraterni.– Niepotrzebny wam nowy miecz katowski, kumie.Ostatni wykonałem dla Piotra półroku temu.Jeśli się stępił, przynieście.Naprawię.– Dziękuję wam, mistrzu Nautiere.7.Vide IvraRoux wezwał ich następnej nocy.Znów czarny char tremblant powiózł ich do podziemnej kaplicy, znowu obijali się o ściany pojazdu, dusili w workach na głowach, potykali na kamiennych stopniach i padali na kamienie, zanim dowleczono ich do izby tortur.Lecz tym razem czekała ich rzecz o wiele gorsza niż wcześniej.Poprzedni spektakl był odrażający, straszny i brutalny, ale to, co Villon zobaczył w czworobocznej sali, sprawiło, że omal nie postradał zmysłów.Gdy tylko stanęli przed szczerzącym na nich zęby psiej maski Rouxem, kiedy tylko morderca wskazał im łoże tortur, Villon zamarł, zadygotał i zwątpił w swoje zmysły.Na drewnianej ławie bezwładny, niczym bela sadła, spoczywał z zaszytymi ustami i powiekami.szpetny, ociężały handlarz z Cahors.Maillot! Mały, nikczemny człowieczek, którego ciężar złych uczynków przekraczał kilkakrotnie wagę jego tłustego, nabrzmiałego cielska.Villon nie wiedział, czy jest na jawie, czy też śni.Ale zimny wzrok Rouxa sprawił, że od razu wrócił do świata żywych.A potem Piotr chwycił go za ramię i pociągnął do katowskiej ławy.Tym razem zaczęli od hiszpańskich trzewiczków.Villon bezmyślnie, jak golem ożywiony magią, przekręcał śruby zgodnie ze wskazówkami Piotra.Bez cienia współczucia słuchał szlochu Maillota i patrzył na łzy wypływające razem z krwią spod zaszytych powiek.Kamiennym wzrokiem spoglądał na trzęsący się od bólu brzuch i drgające, tłuste podbródki handlarza.Nie mrugnął nawet wówczas, gdy doszło do rozciągania i z cichym trzaskiem wyłamały się Maillotowi ramiona ze stawów.Ani westchnął, kiedy na rozkaz kata pomazałsmołą i podpalił śmieszne, małe przyrodzenie ukryte w tłustych fałdach zwieszających się z ogromnego kałduna handlarza.Przez cały ten czas umysł poety gnębiły dwa pytania.Czy Roux wiedział o wszystkim? I czy Maillot odkrył coś, co naprowadziłoby na ślad mordercy w masce wściekłego psa? A jeśli tak, to jak zapytać go o to? Jak dać mu znak – myślał Villon – że jestem w pobliżu?Nie miał pomysłu na to, co powinien uczynić.Wiedza Maillota porwanego i przetrzymywanego przez siepaczy Rouxa była bezcenna.A jednak Villon nie miał pewności, czy warto się narażać.Morderca w psiej masce mógł coś podejrzewać, a okrutny spektakl, który przed nim odprawiał mistrz Piotr i ocalony od stryczka poeta, mógł okazać się zwykłą próbą mającą na celu sprawdzenie, czy pomocnik kata faktycznie jest takim wiejskim przygłupem, na jakiego wygląda.Jak mógł porozumieć się z torturowanym? Maillot miał zaszyte oczy – nie mógł widzieć Villona.Miał też zasznurowane usta – nie mógł mówić.Wprawdzie pozostał mu słuch, ale poeta udawał przecież przygłupa i nie mógł ot, tak sobie przemówić doń wprost.A najgorsze było to, że morderca w masce z psim pyskiem patrzył na to wszystko z góry w niemym triumfie!Raz, kiedy Piotr nakazał mu gestem pomazać smołą i podpalić dłonie Maillota, Villon lekko pochylił się do ucha pasera.A wówczas Roux drgnął, obrócił głowę i uważniej przyjrzał się katowskiemu pomocnikowi.Święta panienko! – jęknął w duszy Villon.– On wie!Starannie pomazał palce i dłonie ofiary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl