[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U³o¿y³em siê na mojej burce, rozwi¹za³em kaptur i by³o mi tak wygodnie, jakka¿demu zwiadowcy w polu.:Le¿a³em patrz¹c na gwiazdy, gdy zapada³a noc.Na zewn¹trz plaska³a o mury woda, niedaleko bucza³ owad, a póŸniej dolecia³mnie szmer skrzydlatego nocnego ³owcy.Na wy¿szych piêtrach zapewne gnieŸdzi³ysiê sowy i kozodoje.Poza tym ogarnia³a mnie cisza, która sz³a w parze z pustk¹panuj¹c¹ w tym miejscu.Czu³em siê pokrzepiony na duchu tym, ¿e poprzedniegodnia uœmiechn¹³ siê do mnie los, ¿e odczytano moje znaki, ¿e znalaz³emtalizman.Talizman? Czemu tak w myœlach nazwa³em zapiêstek? Wyszuka³em go palcami drugiejd³oni.By³ lekko ciep³y, le¿a³ jak ula³ na przegubie - nie przesun¹³ siê, gdygo potar³em, a mimo to nie czu³em, by mnie boleœnie uciska³.Wyczu³em podpalcami, ¿e jego rysunek jest z lekka wypuk³y i uœwiado­mi³em sobie, ¿e staramsiê przeœledziæ dotykiem niektóre linie na nim.Robi³em to jeszcze, gdy zmorzy³mnie sen.By³ to g³êboki sen, wolny od marzeñ, i obudzi³em siê rzeœki, pe³en wiary wsiebie.Wyda³o mi siê, ¿e gotów jestem bez obaw stawiæ czo³o wszystkiemu, coten dzieñ przyniesie.Chcia³em szybko iœæ dalej.I-Iiku sta³ przy korycie potrz¹saj¹c ³bem, pryskaj¹c kroplami wody zezmoczonego pyska.Zawo³a³em na niego weso³o, jakby móg³ mi odpowiedzieæ ludzkimg³osem.Zar¿a³, jakby uwa¿a³, ¿e takiego ranka z radoœci¹ czuje siê, ¿e siê¿yje.Nawet teraz, przy œwietle dziennym, nie mia³em ochoty na zwiedzanie wnêtrzazamku.Musia³em siê dowiedzieæ, co sta³o siê z Joisan.Zwleka³em tyle tylko,aby siê posiliæ, potem by³em gotów iœæ.Teraz zacz¹³em siê zastanawiaæ, czy tê czêœæ zwodzonego mostu, któr¹ Si³¹zesz³ego wieczora wci¹gnêliœmy, bêdzie mo¿na opuœciæ z powrotem.Obejrza³em j¹dok³adnie.W jasnym œwietle dnia spostrzeg³em wystaj¹cy z krawêdzi pó³nocnegoprogu kij gruby jak moje przedramiê.By³ za krótki, by s³u¿yæ za wspornik, ale musia³ mieæ swoje przeznaczenie imia³em nadziejê, i¿ on w³aœnie uruchamia³ mechanizm mostu.Aby siê o tymprzekonaæ, napar³em na kij ca³ym ciê¿arem swego cia³a - i nic.Od naciskuprzeszed³em do rwañ.Us³ysza³em twardy zgrzyt, poczu³em luz i znowu napar³em.Czêœæ mostu, któr¹ z takim wysi³kiem podnieœliœmy wczoraj, drgnê³a i zaczê³a zwizgiem posuwaæ siê powoli zamykaj¹c wyrwê.Do zupe³nego zamkniêcia nie sta³omo¿e stopy.Taka przepaœæ nie zatrzyma nas.Ju¿ z brzegu, zanim dosiad³em Hiku, popatrzy³em jeszcze raz na zamek najeziorze.To oczywiste, ¿e zbudowano go z przeznaczeniem na fortecê.Tak ³atwoby³oby tu siê broniæ, ¿e chcia³em go zapamiêtaæ.Mo¿e pos³u¿y mi w przysz³oœci.Przez zwodzony most nawet pe³zaj¹ce po­twory najeŸdŸcy nie dosiêgn¹mieszkañców.A w ni¿szych, niespêkanych murach z ³atwoœci¹ pomieœci siê jednatrzecia ca³ej armii po³udnia.Tak, ta forteca mo¿e okazaæ siê przydatna.Gdy skierowa³em teraz Hiku na pó³noc, zamierzaj¹c przeci¹æ szlaki uciekinierówzd¹¿aj¹cych na zachód, za­uwa¿y³em, ¿e ziemia nad brzegiem jeziora musia³aniegdyœ byæ uprawiana p³ugiem.Nadal ros³y tu kêpki skar³owacia³ej pszenicy.Min¹³em sad pe³en drzew z dojrzewaj¹cym owo­cem.Ta ziemia niegdyœ zapewne¿ywi³a mieszkañców grodu na jeziorze.Mia³em ochotê zapuœciæ siê naposzukiwania, ale myœl o Joisan na to nie pozwala³a.Dzieñ ca³y zajê³o mi przebycie tych pól i dojœcie do krañców wzgórza.Widzia³emmnogoœæ zwierzyny, pas¹ce siê sarny - co oznacza³o brak ³owców.Gdy dociera³emdo wzgórz, widzia³em te¿ chude krowy o przera¿onych oczach, które zapewneod³¹czy³y siê od stad pêdzonych przez najeŸdŸców.Te, które zobaczy³y mnie,parska³y i ucieka³y, galopuj¹c niezgrabnie.Na wzgórzach znalaz³em bydlêcy trop znaczony odcis­kami racic i odchodami.Tropwiód³ ku rozpadlinie i szed­³em za nim ostro¿nie, maj¹c nadziejê znaleŸæ ³atweprzejœcie przez góry, ale jednoczeœnie œwiadom, ¿e za byd³em mog¹ iœæ myœliwi.Ale nie natkn¹³em siê na wroga.Wreszcie, dzieñ póŸniej, traf zdarzy³, ¿emznalaz³ dok³adnie to, czego szuka³em: œlady pozostawione przez nieliczn¹ grupê,nie obeznan¹ z prawem lasu na tyle, by umieæ je zatrzeæ.Mieli tylko trzykonie, a wiêkszoœæ œladów pozostawi³y kobiety i dzieci.Musieli to byæ uchodŸcyz Ithdale i istnia³a jedna szansa na tysi¹c, ¿e jest wœród nich Joisan.Jeœlinie, mo¿e dowiem siê od nich czegoœ o jej losach.Trop by³ kilkudniowy.Starali siê trzymaæ kurs na zachód, ale kraina to by³adzika i uk³ad terenu zmusza³ ich do zbaczania na po³udnie.Szed³em wiêc za tropem, a rano czwartego dnia wspi¹³em siê na grzbiet skalny iczuj¹c dym podkrad³em siê, by sprawdziæ, czy rzeczywiœcie byli to uchodŸcy, anie banda zwiadowców wroga.Dolina w tym miejscu rozszerza³a siê, poœrodku p³yn¹³ strumieñ.Nad jegobrzegami sta³y sza³asy sklecone z ga³êzi i pokryte traw¹.Nad ogniem pochyla³asiê kobieta, do­k³adaj¹c po jednym patyku.Gdy patrzy³em, z sza³asu wysz³a innai wyprostowa³a siê.W porannym œwietle b³ysnê³a kolczuga.któr¹ naci¹ga³a na siebie.Mia³a odkryt¹g³owê i warkucz sp³ywa³ czer­wonobr¹zowym sznurem wzd³u¿ jej pleców.Znowuuœmie­chn¹³ siê do mnie los - to musia³a byæ Joisan, i chocia¿ sta³em zbytdaleko, by przyjrzeæ siê jej twarzy, by³em tego pewny.Mia³em teraz jasny cel: stan¹æ przed ni¹ jak najszybciej.A gdy zezdecydowaniem oddali³a siê od ognia i zaczê³a iœæ wzd³u¿ rzeki, poczu³emradoœæ.Chcia³em spotkaæ j¹ sam¹, a nie na oczach ludzi.Je¿eli odwróci siê ode mnie z obrzydzeniem na widok moich racic, nasz zwi¹zekskoñczy siê, zanim siê zacz¹³.Chcia³em to wiedzieæ, ale nie potrzebowa³emœwiadków.Zeœlizn¹³em siê w dó³ po stoku, aby wyjœæ jej naprzeciw ­z tak¹ sam¹ostro¿noœci¹, jakby by³a wrogiem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl