[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Migotliwy, przyjazny p³omieñ znikn¹³.Rozdzia³ 5Miasto nad jezioremFors zwlók³ siê z bar³ogu i mru¿¹c oczy wyszed³ na poranne s³oñce.Spa³kiepsko, a mimo to czu³ siê dobrze - najlepszy znak, ¿e rana goi³a siê.Gdyzrobi³ parê kroków, przekona³ siê, ¿e rzeczywiœcie ma siê lepiej.Bez zbytniegowysi³ku uda³o mu siê wyprowadziæ klacz na rozci¹gniêt¹ wzd³u¿ stoku ³¹kê.Luramusia³a obudziæ siê wczeœniej, gdy¿ na pod³odze obok resztek wygas³ego ogniskale¿a³ br¹zowo upierzony indyk.Upiek³ go i zjad³, ca³y czas myœl¹c o tym, ¿ebêdzie musia³ osiod³aæ konia i pojechaæ przez zrujnowane miasto w poszukiwaniuœladów widzianego w nocy ogniska.Nie chcia³ tam jechaæ.Nie chcia³, poniewa¿.nie mia³ ochoty pakowaæpospiesznie dobytku - powód jaki szybko podsun¹³ wzburzony umys³.Wróci³a Lurai siedz¹c w szerokiej smudze œwiat³a starannie czyœci³a futro.Poderwa³a siêjednak natychmiast na widok Forsa, dosiadaj¹cego konia i kieruj¹cego siê wstronê skupiska strzaskanych domów.W koñcu natrafili na plamê wypalonej trawy.Ogieñ strawi³ spory obszar.Gdzieniegdzie spomiêdzy okopconych kamieni wychyla³y siê ocala³e jakimœ cudem¿Ã³³te, bia³e i niebieskie kwiaty oraz bujnie rozros³e nad labiryntem zasypanychpiwnic chwasty, o miêsistych, czerwono ubarwionych liœciach.Kot i wierzchowiecostro¿nie stawiali ka¿dy krok w spustoszonym ogniem terenie.Zbli¿aj¹c siê do najbardziej odleg³ego skraju pogorzeliska natknêli siê namiejsce nocnej walki.Spod ich nóg niechêtnie poderwa³o siê stado czarnychptaków, które poch³oniête by³y uczt¹ wœród resztek pozostawianych przezsilniejszych padlino¿erców.Fors zeskoczy³ w œrodek krêgu wydeptanej trawy,czuj¹c jednoczeœnie narastaj¹ce obrzydzenie.Na splamionej krwi¹ ziemi biela³ydwie kupki starannie oczyszczonych koœci.Zdumia³y go czaszki - nigdy przedtemtakich nie widzia³ - wyd³u¿one i w¹skie, zaopatrzone w silnie po¿Ã³³k³e zêby.Zpewnoœci¹ nie nale¿a³y do jego rasy.Rozgl¹da³ siê wokó³ i w pewnym momenciedostrzeg³ b³ysk metalu.Zbli¿ywszy siê podniós³ z ziemi z³aman¹ w³Ã³czniê.Przyjrza³ siê dok³adniej pêkniêtemu w pobli¿u grota drzewcu.Teraz nie mia³ ju¿w¹tpliwoœci.Zna³ tê broñ, nale¿a³a do widzianego na wyspie rybaka.Fors zatacza³ coraz szersze krêgi wokó³ pola walki.Jeszcze raz zbli¿y³ siê dodziwnych szkieletów, pomijaj¹c jednak wczeœniej znalezion¹ w³Ã³czniê, nienatrafi³ na ¿aden œlad ³owcy.Koœci budzi³y wyraŸn¹ odrazê kota, mo¿liwe, ¿eprzyczyni³ siê do tego unosz¹cy siê nad nimi odór.Myszkuj¹ca tu i tam z nosemprzy ziemi Lura, podbieg³a nagle do sterty kamieni i wspi¹wszy siê na zadnie³apy, zaczê³a je obw¹chiwaæ.Wszystko by³o jasne.£owca nie da³ siê zaskoczyæ atakiem z ciemnoœci.Starczy³omu czasu, aby wdrapaæ siê na górê, gdzie atakuj¹ce go istoty nie mog³y go odrazu dopaœæ i sk¹d móg³ broniæ siê tak skutecznie, ¿e dwóch napastników zosta³orannych lub pad³o trupem, staj¹c siê natychmiast ¿erem zbrojnych w straszne k³ywspó³plemieñców.W koñcu uda³o mu siê chyba uciec, gdy¿ nigdzie nie móg³dostrzec jego koœci.Aby siê dostatecznie upewniæ, zacz¹³ rozgniataæ nogami niskie zaroœla.W pewnejchwili potr¹ci³ stop¹ niewielki, okr¹g³y przedmiot.Podniós³ go, a wtedyokaza³o siê, ¿e trzyma w rêku ma³y, wykonany z ciemnego drewna bêbenek owypolerowanych œcianach, obci¹gniêty wyprawion¹ skór¹ o niezwyk³ej g³adkoœci.Bêben sygnalizacyjny! Odruchowo uderzy³, wydobywaj¹c z instrumentu niskiwibruj¹cy dŸwiêk, który odbijaj¹c siê od pobliskich ruin, powraca³zwielokrotnionym echem.Zabra³ bêben ze sob¹.Nie wiedzia³ dlaczego to robi,fascynowa³ go jednak nieznany w górach sposób przesy³ania wiadomoœci.Nastêpne dwa dni minê³y spokojnie.Wszystko wskazywa³o na to, ¿e Koczownicynigdy nie zapuszczali siê w te strony, choæ by³ to dla myœliwych prawdziwy raj,obfituj¹cy we wszelk¹ zwierzynê.Fors, nie chc¹c straciæ ¿adnej ze swychcennych strza³, wysy³a³ na ³owy Lurê, która nareszcie by³a w swoim ¿ywiole,ca³ymi dniami poluj¹c w stepie.Miêsa mieli w bród, dla urozmaicenia jedlijagody i ziarno z dojrzewaj¹cych k³osów dzikich zbó¿.Natknêli siê jeszcze na dwa miasteczka, wyminêli je jednak z daleka, gdy tylkopojawi³y siê pierwsze ruiny.Ponure, przesi¹kniête wilgoci¹ miejsca, dzia³a³yprzygnêbiaj¹co i wtedy nadchodzi³o pytanie, co by by³o gdyby na miejscuczarnoskórego znalaz³ siê on sam.Czy zaskoczony na otwartej przestrzeni,kulej¹cy kaleka potrafi³by dotrzeæ w bezpieczne miejsce? Teraz noga sprawia³amniej bólu.Codziennie szed³ przez jakiœ czas, aby rozruszaæ miêœnie i wzmocniædelikatn¹ jeszcze bliznê.Czu³, ¿e ju¿ wkrótce bêdzie porusza³ siê ca³kiemswobodnie.Rankiem czwartego dnia dotarli do rozleg³ych wydm.Poza pasmem ukszta³towanychprzez wiatr formacji rozci¹ga³o siê owiane legend¹ jezioro - bezkresna,szaroniebieska tafla wody.Zdumiony pomyœla³, ¿e tak w³aœnie musi wygl¹daæle¿¹ce na koñcu œwiata morze.Na brzegu zalega³y wysokie stosy naniesionegoprzez fale, zbiela³ego na s³oñcu drewna.Ostatnio musia³a przejœæ têdy burza,gdy¿ na piasku widaæ by³o poskrêcane, na wpó³ gnij¹ce cia³a ryb.Zsiad³ z konia, chwyci³ za uzdê i ruszy³ ku wodzie.Piasek by³ miêkki, tak, ¿ezapad³ siê g³êboko, wyci¹gaj¹c stopy ze znacznym wysi³kiem.W miarê zbli¿aniasiê do brzegu musia³ zatykaæ nos, tak nieznoœny stawa³ siê fetor rozk³adaj¹cychsiê ryb i wodorostów.Ogl¹daj¹ca ryby Lura pozosta³a kilka kroków w tyle.Wiêc jezioro istnia³o naprawdê, a gdzieœ na jego brzegu le¿a³o odkryte przezojca miasto.Rozgl¹daj¹c siê dooko³a zastanawia³ siê, w któr¹ stronê powinienteraz iœæ.Ukry³ siê przed wiatrem za poblisk¹ wydm¹ i przysiad³38na piasku, by spojrzeæ na mapê.Po wyminiêciu ostatniego miasteczka skierowalisiê na zachód, wiêc teraz nale¿a³o skrêciæ na po³udnie.Trzymaj¹c siê brzegupowinien wkrótce dotrzeæ do celu.Przepychanie siê przez piaski by³o bardzo mêcz¹ce, tote¿ zniechêcony postanowi³cofn¹æ siê nieco w g³¹b l¹du, na twardszy grunt.Ucieszy³ siê, gdy powyminiêciu najbli¿szego pagórka natrafi³ na przysypane pasmo betonowej drogi.Bieg³a wzd³u¿ skraju wydm, móg³ siê wiêc jej trzymaæ.Jeszcze raz okaza³o siê,¿e mapa mówi prawdê.Po przejœciu niespe³na mili dostrzeg³ wy³aniaj¹ce siê zoddali ruiny.Od razu jednak widaæ by³o, ¿e nie s¹ to resztki ma³ej mieœæmy.By³o to oczywiste nawet dla tak niedoœwiadczonego badacza, jak Fors.Wpromieniach porannego s³oñca daleko w przedzie wznosi³y siê ku niebu wysokie,strzaskane miejscami wie¿e.Mia³ przed sob¹ jedno z wielkich miast, zcharakterystycznymi, siêgaj¹cymi chmur domami.Wiedzia³, ¿e nie jest ono"niebieskie", gdy¿ w innym przypadku w nocy widzia³by na niebie œlady piêtna.To miasto nale¿a³o do niego ca³e.Langdon mia³ racjê - by³ to niewyczerpanymagazyn, czekaj¹cy na zdobycie ku wiêkszej chwale Eyrie.Fors opuœci³ wodzepozwalaj¹c klaczy na wolny k³us, a sam próbowa³ odgrzebaæ w pamiêci wpajane muniegdyœ zasady.Przede wszystkim nale¿a³o szukaæ bibliotek i sklepów, zw³aszczatych z wyrobami ¿elaznymi i papierniczymi.Pod ¿adnym pozorem nie wolno by³onatomiast dotykaæ ¿ywnoœci, choæby nawet znajdowa³a siê w szczelnie zamkniêtychpojemnikach.Dokonywane kiedyœ próby zbyt czêsto bowiem koñczy³y siêœmiertelnym zatruciem.Najcenniejsze by³y leki, musia³y byæ jednak sprawdzoneprzez kogoœ doœwiadczonego, gdy¿ niew³aœciwie u¿yte grozi³y niebezpieczeñstwemdla zdrowia i ¿ycia.W trakcie rekonesansu najlepiej by³o braæ niewielkie próbki znalezionych dóbr:ksi¹¿ek, materia³Ã³w piœmiennych, map.Koñ pozwoli mu zapakowaæ znacznie wiêcejprzedmiotów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl