[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy niewidzicie, ¿e nie maj¹ r¹k? Rasa wyposa¿ona w rêce tworzy jeden rodzajcywilizacji, a rasa podobna do s³oni - inny.Gundersen by³ ca³y zlany potem i poczu³ nagle ogromny apetyt.Zauwa¿y³, ¿ekobiety jakoœ dziwnie mu siê przygl¹daj¹.Zrozumia³ dlaczego: wpycha³ wnieopanowany sposób do ust wszystko, co by³o do zjedzenia.Mia³ wra¿enie, ¿epêknie mu czaszka, jeœli natychmiast nie zrzuci tego ciê¿aru, tej wielkiejwiny, która gniot³a mu duszê i zmusi³a go do tej oracji.Nie mia³o ¿adnegoznaczenia to, ¿e akurat ci ludzie byli najmniej odpowiedni, by szukaæ u nichrozgrzeszenia.Same nasuwa³y siê niekontrolowane s³owa.- Kiedy przyby³em tutaj - mówi³ - by³em taki jak wy.Nie docenia³em nildorów ito doprowadzi³o mnie do pope³nienia ciê¿kiego grzechu, który muszê wam wyznaæ.Jak wam wiadomo, przez pewien czas by³em tutaj administratorem okrêgu.Do moichobowi¹zków nale¿a³o wykorzystywanie miejscowej si³y roboczej.Poniewa¿ niezdawaliœmy sobie sprawy, ¿e nildory s¹ inteligentnymi, autonomicznymiistotami, wykorzystywaliœmy je, przymuszaliœmy do ciê¿kiej pracy na budowach,do podnoszenia tr¹bami ciê¿arów i w ogóle do ka¿dej ciê¿kiej fizycznej roboty.Traktowaliœmy je jak maszyny.Gundersen zamkn¹³ oczy i czu³, jak ca³a przesz³oœæ wali siê na niegonieub³aganie, jak przyt³acza go czarna chmura wspomnieñ.- Nildory pozwala³y, byœmy je wykorzystywali, Bóg jeden wie, dlaczego.Myœlê,¿e byliœmy tym krzy¿em, dziêki któremu ich rasa mia³a zostaæ oczyszczona.Pewnego dnia pêk³a tama w dystrykcie Monroe'go, na pó³nocy, niezbyt daleko odgranicy Krainy Mgie³ i ca³ej plantacji tarniny grozi³o zalanie.Spowodowa³obyto milionowe straty dla Kompanii.Zagro¿ona równie¿ by³a elektrownia w tymrejonie oraz budynki administracyjne i, powiedzmy sobie, gdybyœmy niezareagowali dostatecznie szybko, wszystkie nasze inwestycje na pó³nocy posz³ybyw diab³y.By³em odpowiedzialny za ca³¹ akcjê.Pos³aliœmy ju¿ tam wszystkieroboty, jakie mieliœmy, ale to nie wystarcza³o, trzeba wiêc te¿ by³o zatrudniæi nildory.Zagoniliœmy je wszystkie, z ka¿dego zak¹tka d¿ungli, pracowaliœmydzieñ i noc upadaj¹c na twarz.Opanowaliœmy powódŸ, ale nieszczêœcie wisia³ojeszcze nad nami.Szóstego dnia rankiem pojecha³em sprawdziæ, czy tamawytrzyma, gdy nadejdzie szczytowa fala i zobaczy³em siedem nildorów, którychdotychczas nie widzia³em, maszeruj¹cych œcie¿k¹ na pó³noc.Kaza³em im pójœæ zasob¹.Odmówi³y, bardzo uprzejmie.Powiedzia³y, ¿e s¹ w drodze do Krainy Mgie³na uroczystoœæ ponownych narodzin i nie mog¹ siê zatrzymaæ.Ponownych narodzin?A co mnie obchodzi³y ich ponowne narodziny?! Nie mia³em zamiaru przyj¹æ tejwymówki, zw³aszcza w obliczu powodzi.Rozkaza³em bez namys³u, ¿eby zg³osi³ysiê do pracy przy tamie albo za³atwiê siê z nimi na miejscu.Ponowne narodzinymog¹ poczekaæ, stwierdzi³em.Odrodzicie siê innym razem.Sytuacja jest powa¿na.Zwiesi³y g³owy i koñce tr¹b zanurzy³y w piasku - jest to u nich oznakawielkiego smutku.Przygarbi³y siê.Jeden z nich powiedzia³, ¿e bardzo miwspó³czuj¹.Wœciek³em siê i oznajmi³em, co mog¹ zrobiæ ze swoim wspó³czuciem.Aw ogóle, jakim prawem mi wspó³czuj¹.Wydoby³em miotacz ognia - kontynuowa³.-No, naprzód, ruszaæ siê! Potrzebne jesteœcie przy robocie.Wielkie oczypatrzy³y na mnie ¿a³oœnie.Tr¹by w piasku.Dwa czy trzy odezwa³y siê, ¿e jestim bardzo przykro, ale teraz nie mog¹ dla mnie pracowaæ, ¿e to niemo¿liwe, byprzerwa³y swoj¹ podró¿, wol¹ raczej umrzeæ.Nie chcia³y mnie uraziæ swoj¹odmow¹, ale by³em wœciek³y i postanowi³em, ¿e mi za to zap³ac¹.Ju¿ chcia³emjednego podpaliæ jako ostrze¿enie dla pozosta³ych, ale powstrzyma³em siê.Spyta³em sam siebie, co u diab³a chcê zrobiæ, a nildory czeka³y i moiwspó³pracownicy obserwowali mnie i inne nildory te¿ siê przygl¹da³y.Podnios³emznów miotacz, ¿eby zabiæ jednego z nich, tego, co mi tak wspó³czu³, bo mia³emnadziejê, ¿e to przywiedzie inne do rozs¹dku.A one czeka³y.No, ale jak mo¿naspaliæ siedmiu pielgrzymów, nawet jeœli przeciwstawiaj¹ siê wyraŸnemurozkazowi szefa okrêgu? Z drugiej strony wystawiony by³ na próbê mój autorytet.Poci¹gn¹³em wiêc za spust i przejecha³em mu po grzbiecie - przypali³em goniezbyt g³êboko, tylko skórê.Nildor sta³ bez ruchu, a przecie¿ jeszcze chwila,a móg³bym spaliæ go na wêgiel.I w ten sposób skreœli³em siê w ich oczach, bou¿y³em przemocy.Na to czeka³y.Parê nildorów, które wygl¹da³y na starsze odinnych, powiedzia³o, ¿ebym przesta³, ¿e siê zastanowi¹ i naradz¹.Odsun¹³emmiotacz, a one odesz³y, by odbyæ konferencjê.Nildor, którego przypali³em,trochê utyka³ i wygl¹da³ ¿a³oœnie, choæ nie by³ zraniony a¿ tak, jak ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Ludlum Robert Testament Matarese'a 01 Testament Matarese'a
- Ludlum Robert Testament Matarese'a 02 Spadkobiercy Matarese'a
- Brown, Carter Randy Roberts Keine Pille gegen Mord
- Ludlum Robert Tajne Archiwa 04 Kod Altmana
- Robert Ludlum Tajne Archiwa 2 Przymierze Kasandry (2)
- Robert Ludlum Tajne Archiwa 4 Kod Altmana (3)
- Banks Iain Barfuss uber Glas
- Cooper Edmund Po drugiej stronie nieba
- Burdett, John Der buddhistische Moench
- Connelly, Michael The Fifth Witness
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- resnaturalia.opx.pl