[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani nie rozumiała, ani nie obchodził jej fakt, że jest świadkiem rewolucji technicznej na Baya Nor.Jeśli zbudowanie urządzenia sprawiło przyjemność Poulowi Mer Lo, cieszyła się przez wzgląd na niego.Niemniej jednak była trochę rozczarowana, że człowiek, który był najwyraźniej przeznaczony do wielkich celów i którego tanu doprowadzał ją do stanu ekstazy, trwonił swego ducha na konstruowanie niepotrzebnych zabawek.– Co o tym myślisz? – spytał Poul Mer Lo.Mylai Tui uśmiechnęła się.– To bardzo pomysłowe, panie.Kto wie, może jest także piękne.Nie potrafię ocenić celu tej rzeczy, którą mój pan miał przyjemność stworzyć.– Na imię mam Paul.– Tak, Paul.Przepraszam.Po prostu jestem szczęśliwa, kiedy mogę do ciebie mówić: mój panie.– Więc zapamiętaj sobie, Mylai Tui, że ja jestem szczęśliwy, kiedy mówisz do mnie Paul.– Tak, Paul.To wiem i muszę zapamiętać.– Czy wiesz, na co patrzysz?– Nie, Paul.– Patrzysz na coś, co nie ma nazwy w twoim języku.Muszę to nazwać słowem z mojego języka.Ta rzecz nazywa się wózek.– Wóe-zuek.– Nie, wózek.– Wóezek.– Już lepiej.Spróbuj jeszcze raz – wózek.– Wóezek.– Ten wózek porusza się na kołach.Wiesz, co to są koła?– Nie, Paul.– Powiedz to słowo – koła.– Koa.– Dobrze.Koła, Mylai Tui, to coś, co pomaga ludziom pozbyć się ciężaru z pleców.– Tak, Paul.– Widziałaś biednych ludzi ciągnących pnie drzewa, noszących wodę i uginających się pod ciężarem kappy i mięsa.– Tak, Paul.– Wózek – powiedział Poul Mer Lo – sprawi, że ta harówka nie będzie już potrzebna.Za pomocą wózka jeden człowiek będzie mógł unieść ciężar wielu ludzi i z tego powodu wielu ludzi będzie mogło zająć się bardziej pożyteczną pracą.Czyż to nie wspaniałe?– To naprawdę wspaniałe – odrzekła posłusznie Mylai Tui.– Panie – spytał jeden z robotników – teraz, kiedy zbudowaliśmy wóezek, jakie jest twoje życzenie?– Moim życzeniem jest odwiedzić Enkę Ne – powiedział Poul Mer Lo.– Chcę podarować moje urządzenie bogowi-królowi, który w swej mądrości rozkaże, żeby zbudowano wiele wózków i w ten sposób ułatwi pracę ludzi w Baya Nor.Nagle uśmiech znikł z twarzy małego Bajańczyka.– Panie, budowa wóezka to jedna sprawa – faktycznie bardzo zabawna – ale dostarczenie go Ence Ne to zupełnie co innego.– Boisz się?– Należy się bać, panie.Należy się obawiać chwały Enki Ne.– Należy również – stwierdził Poul Mer Lo – czynić podarunki bogowi-królowi.Jestem obcy na tej ziemi i wózek jest moim podarunkiem.Chodźmy.Spójrzcie, ja wsiądę do wózka, a wy będziecie ciągnąć za dyszle.Może Enka Ne będzie potrzebował ludzi, którzy potrafią umocować koło na osi.Chodźmy.Poul Mer Lo usadowił się na małym wózku i cierpliwie czekał.Dwaj Bajańczycy zamruczeli coś do siebie i oddali mocz w miejscu, gdzie stali.Wiele razy był świadkiem takiego rytuału.W ten sposób Bajańczycy z niskich kast przewidywali popełnienie grzechu, z góry się z niego rozgrzeszając.Wreszcie dotknąwszy rytualnie rąk i ramion dwaj mężczyźni chwycili za dyszle i zaczęli wolno ciągnąć wózek wzdłuż Drogi Wielkiego Trudu w kierunku Trzeciej Alei Bogów.Poul Mer Lo wesoło pozdrowił ręką Mylai Tui.– Niech Oruri będzie z tobą – zawołała – tak na końcu, jak na początku.– Niech Oruri będzie z tobą zawsze – odpowiedział Poul Mer Lo.I dodał, już całkiem nieoficjalnie:– Niech dziś wieczorem ozdobią cię barwy tańca.Przyjemność nawiedzi nas oboje.Był piękny poranek.Powietrze było czyste i ciepłe, lecz nie duszne.Kiedy Poul Mer Lo siedział na swym wózku, słuchając piszczącego protestu drewnianych kół trących o kamienne osie wozu, czuł się pogodzony z całym światem.Od strony puszczy wiał lekki wiatr.Niósł ze sobą zapachy, które wciąż były dla niego dziwne i upajające.Niósł ze sobą zapach tajemnicy, subtelny amalgamat woni, które sprawiały, że czasami czuł się prawie tak, jak najszczęśliwszy człowiek we wszechświecie.Tu rzeczywiście znajdował się dalszy brzeg.I były na nim ślady jego stóp.Niebawem wózek dogonił grupę porannych myśliwych wracających do miasta z upolowaną zdobyczą.Gapili się ze zdumieniem na pojazd.Poul Mer Lo radośnie się do nich uśmiechnął.– Oruri was pozdrawia – powiedział.– Pozdrowienie jest błogosławieństwem – odrzekli.– Panie – spytał jeden z nich – co to za rzecz, na której siedzisz, a którą ludzie tak łatwo przesuwają?– To wózek.Porusza się na kołach.Za zezwoleniem Enki Ne wkrótce będziecie wozić upolowane mięso do Baya Nor na wózkach.Wkrótce ludzie z Baya Nor nauczą się jeździć na kołach.– Panie – powiedział zakłopotany myśliwy – to naprawdę cudowna rzecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Cooper McKenzie A Club Esoteria Christmas (epub
- Cooper, James Fenimore The Deerslayer or, The First Wa
- Cooper, James Fenimore The Pathfinder or, The Inland S
- Cooper James Fenimore Czerwony korsarz
- Cooper James Fenimore Krzysztof Kolumb
- Cooper, James Fenimore The Pioneers, or the Sources of
- Brian Herbert La Guerre Des Machines
- Anthony Piers Sfery
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Krolowa Margot
- Fireworks 4 Biblia (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spraypainting.htw.pl