[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziliœmy têdy milion razy, ale niemo¿liwe przecie¿,¿eby œlad zosta³ nienaruszony tyle czasu, co najmniej trzy doby.Ludzie te¿chodzili, poza tym w nocy by³ sztorm.Od wniosków zrobi³o mi siê gor¹co.W nocy by³ sztorm, œlady pochodz¹ zdzisiejszego poranka, on musi byæ gdzieœ tu! Wcale nie siedzi w Warszawie, jestw Sopocie, peta siê po pla¿y, ukrywa siê przede mn¹, diabli wiedz¹ gdzie idiabli wiedz¹ dlaczego, na litoœæ bosk¹, co w tym jest.?! Nie wierzê wistnienie dwóch prawych, mêskich obcasów, identycznie uszkodzonych!Przypomnia³am sobie Karola Maya.Zawsze mia³am entuzjastyczny stosunek dozabawy w Indian.W dzieciñstwie prze¿ywa³am emocje na dzikich preriach,rozci¹gaj¹cych siê nad rzeczk¹ za rzeŸni¹ miejsk¹, w³asnorêcznie zrobi³am sobie³uk, z którego strza³y doskonale zaczepia³y siê w firankach, i mia³am pióropuszz indyczych piór, który z niezbadanych przyczyn do ob³êdnej paniki doprowadza³kota.Bada³am wnikliwie œlady stóp i nawet udawa³o mi siê odró¿niæ ludzk¹ nogêod krowiego kopyta.Przywo³a³am teraz na pamiêæ ca³¹ wiedzê w tej dziedzinie.Œladów wygryzionego obcasa znajdowa³o siê tam wiêcej, acz nie tak wyraŸnych jakten pierwszy.Dostrzeg³am kilka, prowadzi³y w kierunku Gdyni, a potem gdzieœnik³y.Bli¿ej morza nie by³o ich widaæ, musia³y zatem oddaliæ siê w stronêl¹du.Przesta³am gapiæ siê pod nogi i spojrza³am przed siebie.Na skraju lasu sta³a szopa, œciœle bior¹c kiosk, prawdopodobnie czynny w lecie,obecnie na g³ucho zabity deskami.Zbli¿ywszy siê do niego, znalaz³am jeszczejeden œlad.Piasek by³ tu ma³o zdeptany, ale sypki, trudno w nim by³o coœwyodrêbniæ, obesz³am szopê doko³a i po drugiej stronie, bli¿ej lasu, ujrza³amjeszcze kilka wygryzionych obcasów.Grunt by³ tu nieco twardszy, œladyodcisnê³y siê wyraŸniej i wyda³y mi siê niejako dwukierunkowe.Prowadzi³y dolasu i z lasu.Œlad z lasu by³ póŸniejszy, nak³ada³ siê w jednym miejscu na tendrugi.Poszed³ i wróci³.Œwiêci patroni, có¿ to znaczy.?!!!Zajrza³am do szopy przez szparê miêdzy deskami, nie wiadomo po co, bo trudnoby³o sobie wyobraziæ, ¿e Marek porzuci³ pokój w hotelu, porzuci³ pokój wZaiksie, porzuci³ luksusy i ukochan¹ kobietê po to, zêby zamieszkaæ wopuszczonej psiej budzie na pla¿y.Chyba ¿e dojad³y mu ju¿ nieznoœnie te baby,dziwa i ja, i zapragn¹³ wreszcie samotnoœci i œwiêtego spokoju.W szopie by³ociemno jak we wnêtrznoœciach Murzyna i nie zobaczy³am kompletnie nic.Duch Karola Maya lata³ nade mn¹ nadal.Sp³oszona, zdenerwowana i szaleñczoprzejêta, pomyœla³am, ¿e jeœli ja odkry³am œlady Marka, on niew¹tpliwie odkryjemoje.Obmywa³ z b³ota moje gumiaki dziesi¹tki razy, przysiêgnê, ¿e zapamiêta³ka¿dy szczegó³ ich zelówek! PoweŸmie podejrzenia i nie wiadomo, co zrobi, niemogê do tego dopuœciæ.Produkuj¹c z doœæ du¿ym wysi³kiem potê¿n¹ miot³ê, posêpnie stwierdzi³am, ¿e tenca³y ³añcuch dziwacznych afer, i których od kilku tygodni nie mogê siêwypl¹taæ, staje siê coraz bardziej mêcz¹cy i coraz wiêcej ode mnie wymaga.Epokowy romans pana Palanowskicgo z Basieñk¹ przeistoczy³ siê w dzia³alnoœæprzestêpcz¹, natomiast mój prywatny romans wszechczasów przybiera oblicze naderoryginalne i raczej nietypowe.Bóg raczy wiedzieæ, w co siê przeistoczy.Miot³a wysz³a mi nawet nieŸle, rozejrza³am siê, czy nikt nie widzi, po czym znajwiêksz¹ starannoœci¹ zamiot³am bez ma³a pó³ pla¿y, ze szczególnymuwzglêdnieniem okolic szopy.Wróci³am wod¹ po kostki, a zu¿yte rêkodzie³owyrzuci³am do kosza na œmieci ko³o Grand Hotelu.Ca³a impreza przybra³a charakter w najwy¿szym stopniu zagadkowy.Dopuœci³ammo¿liwoœæ, ¿e Marek ukrywa siê nie tyle przede mn¹, ile przed dziw¹, któranatrêtnie wymusza na nim kuracje.Mo¿e boi siê zastrzyków, a mo¿e tatuœ-lekarzwyprowadzi³ j¹ z b³êdu co do stanu jego zdrowia i teraz nic mu ju¿ innego niepozostaje, jeœli nie chce naraziæ siê na straszne nastêpstwa, jak zejœæ jej zoczu.Oderwaæ siê od niej ca³kowicie najwidoczniej nie mo¿e i œledzi j¹, samkryj¹c siê w cieniu.Dziwa po ca³ych dniach absolutnie nic nie robi, kto wiewszak¿e, czy nic rekompensuje sobie tego nieróbstwa noc¹.Wygl¹da na to, ¿epowinnam przestawiæ siê na nocny tryb ¿ycia.W nocy wstrêtna wydra okaza³a siê równie nieruchawa jak w dzieñ.Zapar³am siêzadnimi ³apami, ¿e teraz ju¿ nic nie przepuszczê, dosyæ tego, raz wreszcie chcêwidzieæ na w³asne oczy i wiedzieæ na pewno, a nie pozostawaæ przy domys³ach,dedukcjach i wnioskach.Domyœliæ siê, o co tu chodzi, zupe³nie nie by³am wstanie.Zalêg³o siê we mnie przypuszczenie, ¿e od pocz¹tku s³u¿y³am wy³¹cznieza parawan, przyjecha³ tu nie dla mnie, tylko dla uprawiania tych dziwnychsztuk, œciœle zwi¹zanych z podejrzan¹ heter¹.Znów blondyn, oczywiœcie, zblondynem musi mi siê przytrafiæ jakieœ kretyñstwo nie z tej ziemi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl