[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marek celowa³miêdzy jedno i drugie.- Masz byæ teraz absolutnie pos³uszna - powiedzia³ takim tonem, jakim nigdydotychczas nie oœmieli³ siê mówiæ do mnie ¿aden mê¿czyzna.- Masz siedzieæ nadole i nie wa¿ siê wystawiaæ g³owy nad burtê.Nie wolno ci siê w ogóle ruszaæ,l trzymaj siê, bo ja go zamierzam staranowaæ.W³osy na nowo stanê³y mi dêba na g³owie.- Zwariowa³eœ! - zaprotestowa³am ze zgroz¹.- Chcesz go zamordowaæ w wodzie?!Przecie¿ on siê utopi.! Nic nie bêdê widzia³a!!! Mam siê tarzaæ w rybichw¹tpiach.?!- Na dó³!- Oszala³eœ.!- Na dó³!!!Odruchowo skurczy³am siê i schyli³am g³owê.On równie¿ zsun¹³ siê ni¿ej,patrz¹c do przodu wzd³u¿ burty.Poczu³am, ¿e kolanem przylepi³am siê do smo³y.- Mów przynajmniej, co siê dzieje! - za¿¹da³am z irytacj¹.- Co on robi?!- Daje nam drogê.Myœli, ¿e to ³Ã³dŸ rybacka p³ynie na po³Ã³w i chce byæ wporz¹dku, ¿eby go nikt nie zaczepia³.Uwa¿aj, potem przesi¹dziesz siê do steru.Jest sam, bez niej, bardzo dobrze.No, teraz.!Nag³ym ruchem odepchn¹³ ster.£Ã³dŸ wykona³a gwa³towny zwrot w lewo, potem wprawo, potem zaœ gruchnê³a w coœ potê¿nie.Rozleg³ siê okrzyk, trzask, plusk,równoczeœnie Marek zmniejszy³ szybkoœæ, poderwa³ siê i rzuci³ na dziób.- Bierz ster! - krzykn¹³.- Skrêcaj w lewo!Musia³ mi widocznie uwierzyæ na s³owo, ¿e umiem sterowaæ, przekonaæ siêdotychczas nic mia³ okazji.Poderwa³am siê równie¿, poœliznê³am, dotar³am narufê na czworakach i wreszcie mog³am wyjrzeæ.W wodzie odbywa³a siê jakaœokropna kot³owanina, czêœciowo zgruchotany sk³adak ko³ysa³ siê do góry dnem.Kumojemu zdumieniu i przera¿eniu Marek nagle przesta³ siê œpieszyæ.Odczeka³, a¿wykona³am obrót i podp³ynê³am bli¿ej, po czym wyrzuci³ linkê i zaczepi³ o ruinêsk³adaka coœ, co wygl¹da³o jak rozcapierzone pazury.Na p³yn¹cego w odleg³oœcikilkunastu metrów cz³owieka nie zwraca³ uwagi.Odetchnê³am gwa³townie i odzyska³am g³os.- Na litoœæ bosk¹, przecie¿ on siê utopi!!! - krzyknê³am rozdzieraj¹co, pe³nazgrozy, wstrz¹œniêta dokonywanym z zimn¹ krwi¹ morderstwem.- Opamiêtaj siê, corobisz.?!!!- To, co trzeba.Nie utopi siê, nic ma obawy, jest odpowiednio ubrany.Widzisz,¿e jeszcze usi³uje dop³yn¹æ do statku.Nic z tego, teraz mi ju¿ nieucieknie.Poci¹gn¹³ sk³adak i przyczepi³ linkê do rufy.Odebra³ mi ster.Oniemia³a zezgrozy, patrzy³am, jak podp³ywa do faceta w wodzie, zagradzaj¹c mu drogê.Facetzacz¹³ coœ krzyczeæ, silnik zag³usza³ go terkotem, Marek nagle zwiêkszy³obroty.Facet usi³owa³ uczepiæ siê wleczonego za ruf¹ sk³adaka, nie uda³o musiê to, zacz¹³ chyba s³abn¹æ, pewnie zmarz³, woda by³a przeraŸliwie zimna.Potwór u steru znów zwolni³, zawróci³, znalaz³ siê tu¿ obok niego i wówczaszarzuci³ na niego linkê, zwiniêt¹ jak lasso.Linka z³apa³a go za nogê.- Chryste Panie.!!! - jêknê³am, uczepiona burty na rufie.£Ã³dŸ pru³a do brzegu na pe³nych obrotach, wlok¹c za sob¹ bli¿ej topielca, adalej szcz¹tki sk³adaka.Nie mog³am poj¹æ, co za szaleñstwo go opêta³o, w moichoczach pope³nia zbrodniê na morzu i wraca na l¹d z ofiar¹ i œwiadkiem! Bêdziemusia³ teraz zamordowaæ i mnie, bo nic mu innego nic pozostaje.Chyba ¿e jestto nowy sposób holowania topi¹cych siê osób, wydaje siê raczej ma³ohumanitarny.Marek przygl¹da³ siê pilnie topielcowi.- Bêdzie mia³ dosyæ - mrukn¹³, zwalniaj¹c.- Nie patrz tak, to jest jedynametoda.Widzisz, ¿e nawet nie zd¹¿y³ wyci¹gn¹æ spluwy.Nie mam zamiaru nara¿aæsiê na to, ¿e wykoñczy i ciebie, i mnie, spokojnie pos³uguj¹c siê potem t¹³odzi¹, a mo¿esz byæ pewna, ¿e tak by zrobi³.Teraz jest ju¿ nieprzytomny,mo¿na go wci¹gn¹æ do œrodka.Zastopowa³ ³Ã³dŸ, przyci¹gn¹³ linkê, bez wielkiego wysi³ku przewlók³ przez burtêbezw³adnego faceta, rzuci³ go na dno, odpi¹³ mu skafander i odchyli³.- Proszê! Widzisz?Nic nie widzia³am, bo na dnie ³odzi by³o kompletnie ciemno.Musia³ zapewne mieæza pazuch¹ coœ szalenie atrakcyjnego.Œlizgaj¹c siê na rybich szcz¹tkachprzelaz³am bli¿ej, schyli³am siê i wytrzeszczy³am oczy, œwiêcie przekonana, ¿ekoniecznie muszê to coœ zobaczyæ.Marek zlitowa³ siê i przyœwieci³ mi latark¹.W wewnêtrznej kieszeni skafandra topielca tkwi³ czarny przedmiot bêd¹cy wed³ugmoich wiadomoœci rêkojeœci¹ doœæ du¿ego pistoletu.Rêkojeœæ wystawa³a tak, ¿e³atwo j¹ by³o uchwyciæ.Marek jej nie dotyka³.- Nie mieœci mu siê w kieszeni, bo na lufie ma t³umik - wyjaœni³ uprzejmie.-Gdyby nie wlecia³ do wody od razu, mo¿esz byæ spokojna, ¿e zd¹¿y³by siê nimpos³u¿yæ.Z tym cz³owiekiem nie mo¿na sobie pozwalaæ na ¿adne nieostro¿noœci.P³yñ do brzegu, muszê z niego wytrz¹sn¹æ trochê wody, ¿eby mi tu przypadkiemnie zdech³.Ze zdenerwowania dosta³am dreszczy.Poszczekuj¹c zêbami sterowa³am na ryback¹przystañ.Marek ratowa³ topielca, miêtosz¹c go i obchodz¹c siê z nim nie bardzotkliwie, ale za to z dobrym skutkiem.Przypomnia³am sobie czarny statek,obejrza³am siê i ujrza³am, ¿e odp³ywa, rozb³ysn¹wszy nielicznymi œwiate³kami.Daleko na morzu rozleg³ siê warkot, g³oœniejszy od naszego.Topielec odetchn¹³,zakrztusi³ siê i zacz¹³ wypluwaæ z siebie wodê, jêcz¹c i dziwnie chrypi¹c.Przede mn¹, na brzegu, dok³adnie tam, gdzie celowa³am, pojawi³y siê jakieœruchliwe b³yski, które zaniepokoi³y mnie bardziej ni¿ wszystkie poprzedniespostrze¿enia.- Zostaw tego nieboszczyka i zobacz, co siê dzieje - za¿¹da³am nerwowo.- Zdajesiê, ¿e wykryto kradzie¿ i ju¿ na nas czekaj¹.Co mam robiæ?Odratowany facet oddycha³ ju¿ samodzielnie.Marek zwi¹za³ go link¹ i rozejrza³siê dooko³a.- P³ynie do nas motorówka WOP-u - stwierdzi³ z najdoskonalsz¹ obojêtnoœci¹ iniezm¹conym spokojem.- Na brzegu, zdaje siê, jest milicja.Co oni tamrobi¹.? Aha, wyp³ywaj¹ na morze, te¿ do nas.Trochê za wczeœnie, jak na mójgust.Czekaj, wystawimy ich ruf¹ do wiatru.Odebra³ mi ster.Z rybackiej przystani rzeczywiœcie wyp³ynê³y dwie krypy iskierowa³y siê na pe³ne morze, zapewne z zamiarem odciêcia nam drogi doSzwecji.Od strony Gdyni narasta³ warkot motorówki.Marek skrêci³ nagle podk¹tem prostym do brzegu i pru³ prosto ku pla¿y, tam, gdzie mieliœmy najbli¿ej.Krypy za nami zawaha³y siê jakby, zmieni³y kierunek, jedna zawróci³a w nasz¹stronê, a druga pop³ynê³a wzd³u¿ brzegu, na spotkanie motorówki WOP-u.Wszyscybyli od nas doœæ daleko, pla¿a zaœ by³a tu¿.Po chwili ³Ã³dŸ zary³a siê dziobem w piasek.- Przyholuj sk³adak - rozkaza³ wódz Wikingów, wywlekaj¹c lec¹cego mu przez rêcewroga.- Przejrzyj go, zobacz, co w nim jest.Dasz sobie radê? Masz tulatarkê.Z przejêcia wlaz³am w wodê po kolana, do gumiaków nala³o mi siê na nowo.Smo³ê,nie wiem jakim sposobem, mia³am w rêkawie i na podszewce p³aszcza, czu³am, jaksiê do niej przylepiam.Zdenerwowanie wy³adowa³am na sk³adaku, który by³ ju¿ itak ruin¹, mog³am wiêc obchodziæ siê z nim dowolnie brutalnie.Uda³o mi siê powywleczeniu na piasek odwróciæ go wierzchem do góry.W œrodku chlupota³a woda.Œwiec¹c sobie latark¹ zajrza³am pod dziób i ujrza³am jakiœ pakunek.Spróbowa³amgo wyci¹gn¹æ, okaza³ siê wbity na mur, poczu³am nagle, ¿e mam doœæ tychidiotycznych przeszkód, trudnoœci i tajemnic, dosta³am ataku sza³u i szarpnê³amtak, ¿e dziób rozlecia³ siê do reszty.Pakunek zosta³ mi w rêku.By³ to nieprzemakalny, plastykowy worek.Rozszarpa³am go jak dziki zwierz,czuj¹cy w œrodku œwiece miêso.Miêsa nie by³o, znajdowa³y siê tam natomiastjakieœ papiery, dwa metalowe pude³ka z ciasno upchanymi filmami, jedna paramêskich butów, szczotka do zêbów, maszynka do golenia i skórzany, bardzowypchany woreczek, w stosunku do wielkoœci niezwykle ciê¿ki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl