[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz, jak nazywaj¹ ten budynek? Muszl¹ klozetow¹! Bo ktoby ich powa¿nie traktowa³? S³ysza³eœ o Sun Mingu? Na pewno s³ysza³eœ.Przyje¿d¿a do Ameryki, mówi, ¿e jest drwalem.Po¿ycza sto szeœædziesi¹tmilionów z chiñskiego banku.£atwiej kichn¹æ, nie? Siada do komputera i drukujeparêdziesi¹t lewych kontraktów, zatwierdzeñ, specyfikacji, wnioskówimportowych, i tak dalej.I co? I autoryzuj¹ mu wszystkie prze lewy.I co? Iprzelewa pieni¹dze do kilku banków.I co? I jednemu bankierowi mówi: „Gram nagie³dzie w Hong Kongu!" Drugiemu: „Sprzedajê filtry papierosowe".Trzeciemu:„Robiê we w³Ã³kiennictwie!" Ciach, ciach, ciach.Z Chin do Ameryki i doAustralii.Najwa¿niejsze to wtopiæ siê w szary t³um, wtedy nikt ciê niezauwa¿y, bo jesteœ jak ziarnko piasku na pla¿y, tak? Amerykanie go nie z³apali.Ci z muszli klozetowej maj¹ pilnowaæ pieniêdzy, ale nikt im tych pieniêdzy niedaje! Sekretarz skarbu nie chce zdestabilizowaæ systemu bankowego! Wiesz, ileprzelewów robi siê codziennie w waszych bankach? Czterysta tysiêcy, licz¹ctylko elektroniczne.Czterysta tysiêcy poleceñ, z komputera na komputer.Amerykanie nie z³apali Sun Minga.Australijczycy go z³apali.Bo maj¹ mniejsz¹ pla¿ê?Nie, lepsze komputery.Szukali wzoru we wzorze.Zauwa¿yli coœ zabawnego.Iwysz³o szyd³o z worka.Zauwa¿yli coœ zabawnego czy dziwnego?A jest ró¿nica? - spyta³ Berman, poch³aniaj¹c kolejn¹ porcjê tartinek i jêcz¹cz kulinarnej rozkoszy.- Wiesz, w zesz³ym tygodniu by³em w Canary Wharf Tower.By³eœ? Piêædziesi¹t piêter, najwy¿szy budynek w Londynie.Bracia Reichmanprawie zbankrutowali, ale co tam, to nie pieni¹dze Grigorija.No wiêc poszed³emtam na spotkanie z moj¹ rosyjsk¹ przyjació³k¹ Ludmi³¹.Spodoba³aby ci siê.Mabalony jak kopu³a bazyliki Œwiêtego Piotra.Siedzimy sobie na czterdziestymktórymœ piêtrze, patrzê w okno na prze piêkny widok i nagle widzê, ¿e za oknemcoœ fruwa.Zgadnij co.Banknot?- Motyl.Dlaczego motyl? Co robi motyl na wysokoœci czterdziestego piêtra wœrodku miasta? Zdumiewaj¹ce.¯aden motyl nie lata na czterdzieste piêtro, bonie ma tam co robiæ.A on wzi¹³ i przylecia³.- Berman podniós³ palec, ¿eby topodkreœliæ.Wielkie dziêki, Grigorij.Wiedzia³em, ¿e wszystko mi wyjaœnisz.Zawsze trzeba szukaæ motyla.Poœrodku niczego, na pustyni.Zawsze trzeba szukaæczegoœ, co nie pasuje.Zadaj sobie pytanie: czy w powodzi cyfr mo¿e byæ motyl?Tak, mo¿e.I zawsze jest.Zamacha skrzyde³kami i odleci, wtedy go zobaczysz.Trzeba tylko wiedzieæ, gdzie patrzeæ.Rozumiem.I powiesz mi gdzie?Berman spojrza³ ze smutkiem na resztki tartinek i nagle twarz mu pojaœnia³a.Zagrasz ze mn¹ w bilard? To tu, niedaleko.Niet.Dlaczego?Bo oszukujesz.Berman weso³o wzruszy³ ramionami.Grigorij uwa¿a, ¿e ciekawiej siê wtedy gra.Bilard wymaga umiejêtnoœci,oszukiwanie te¿, w takim razie dlaczego oszukiwanie jest oszukiwaniem? -Kwintesencja logiki, jak to u niego.Widz¹c, ¿e Janson po smutnia³, Rosjaninszybko uniós³ obie rêce.- Dobrze, ju¿ dobrze.Zabiorê ciê do domu, da? Mam tamsuperkomputer, RS/6000 SP.I poszukamy motyla.I znajdziemy motyla - poprawi³ go Paul ³agodnie, ale z wyraŸnym naciskiem.Berman prowadzi³ w Londynie wystawne ¿ycie, bo zbi³ fortunê, o której jegodawni towarzysze mogli tylko marzyæ.Ale nie dosz³oby do tego, gdyby Janson niepozwoli³ mu kiedyœ uciec.Paul nie musia³ stukaæ palcem w ksiêgê: Berman dobrzewiedzia³, co w tej ksiêdze jest.Nikt nie mia³ bardziej wykszta³conego poczuciawdziêcznoœci ni¿ ten tryskaj¹cy energi¹ by³y ksiêgowy.Ford MeadeMarylandSanford Hildreth by³ ju¿ spóŸniony, ale czy on siê kiedykolwiek gdzieœ niespóŸni³? Danny Callahan pracowa³ u niego od trzech lat i zdziwi³by siê, gdybyszef zjawi³ siê o czasie.Callahan nale¿a³ do ma³ej grupy szoferów przydzielonych najwy¿szym urzêdnikomamerykañskich s³u¿b wywiadowczych.Ka¿dego z nich regularnie poddawano surowympróbom i testom.¯aden z nich nie mia³ ani ¿ony, ani dzieci, ka¿dy przeszed³zaawansowany kurs walki wrêcz i dywersji.Rozkazy by³y stanowcze i wyraŸne:broniæ pasa¿era do ostatniej kropli krwi.Ludzie ci przechowywali w g³owienajwiêksze tajemnice pañstwowe, od ich prze¿ycia zale¿a³o dobro kraju.D³ugie, czarne limuzyny, którymi ich wo¿ono, by³y opancerzone; boki mia³ywzmocnione stalowymi p³ytami, przyciemniane szyby mog³y wytrzymaæ uderzeniepocisku kalibru czterdzieœci piêæ, wystrzelonego z bliskiej odleg³oœci, a ko³azaopatrzono w samonadmuchuj¹ce siê dêtki i samouszczelniaj¹ce opony.Alebezpieczeñstwo pasa¿era zale¿a³o nie od samochodu, tylko od kierowcy i jegoumiejêtnoœci.Callahan by³ jednym z trzech szoferów przydzielonych wicedyrektorowi AgencjiBezpieczeñstwa Narodowego, ale Sanford „Sandy" Hildreth nigdy nie ukrywa³, ¿enajbardziej lubi w³aœnie jego, Danny'ego.Danny zna³ wszystkie skróty.Dannywiedzia³, kiedy mo¿na przekroczyæ prêdkoœæ.Danny potrafi³ zawieŸæ go do domu odziesiêæ, piêtnaœcie minut szybciej ni¿ inni.Nie bez wp³ywu na jego decyzjêpozostawa³o i to, ¿e Callahan zas³u¿y³ siê podczas wojny w zatoce.Wicedyrektornigdy nie bra³ bezpoœredniego udzia³u w walce, ale lubi³ takich, którzy brali.Niewiele ze sob¹ rozmawiali - zwykle dzieli³o ich matowe, dŸwiêkoszczelneprzepierzenie - ale raz, przed rokiem, Hildreth siê nudzi³, a mo¿e szuka³rozrywki, tak czy inaczej, trochê z nim pogada³.Danny opowiedzia³ mu wtedy otym, jak to gra³ w futbol w ogólniaku, jak jego dru¿yna zdoby³a mistrzostwoIndiany i wyraŸnie widzia³, ¿e Hildrethowi bardzo siê to spodoba³o.„Obroñca? -rzuci³ szef.- Widaæ, ¿e wci¹¿ jesteœ w formie.Kiedyœ musisz mi powiedzieæ,jak to robisz".Hildreth by³ drobny i niski, ale lubi³ otaczaæ siê wysokimi i atletyczniezbudowanymi.Mo¿e bawi³o go to, ¿e on, taki ma³y cz³owieczek, mo¿e rozkazywaæolbrzymom, ¿e ludzie ci s¹ na jego pos³ugi.A mo¿e po prostu dobrze siê wœródnich czu³.Danny Callahan zerkn¹³ na zegarek na desce rozdzielczej.Hildreth powiedzia³,¿e chce wyjechaæ o wpó³ do siódmej, a by³o ju¿ piêtnaœcie po.Nic nowego.Szefpotrafi³ spóŸniæ siê czterdzieœci piêæ minut, a nawet godzinê.W s³uchawkach us³ysza³ g³os dyspozytora:- Kozioro¿ec ju¿ schodzi.- Nareszcie.Callahan zajecha³ przed boczne wejœcie wielkiego, szklanego gmachu w kszta³ciepodkowy, w którym mieœci³a siê Agencja Bezpieczeñstwa Narodowego.Spad³ypierwsze krople deszczu.Callahan zaczeka³, a¿ Hildreth wyjdzie, wysiad³ iotworzy³ drzwiczki.- Jak siê masz, Danny.- W œwietle halogenowych reflektorów zalœni³o jegowysokie czo³o i ptasia twarz, œci¹gniêta w zdawkowym uœmiechu.- Dobry wieczór, panie doktorze - powiedzia³ Callahan.Przeczyta³ kiedyœ w„Washington Post", ¿e Hildreth ma doktorat ze stosunków miêdzynarodowych.Odtamtej pory zwraca³ siê do niego „panie doktorze" i zauwa¿y³, ¿e szef bardzo tolubi.Hildreth wsiad³.Drzwiczki zatrzasnê³y siê z miêkkim mlaœniêciem.Lunê³o.Pada³o gêstymi, skoœnymi, rozwiewanymi przez wiatr strugami, któredziwnie zniekszta³ca³y œwiat³a nadje¿d¿aj¹cych z naprzeciwka samochodów.DoMason Falls by³o czterdzieœci osiem kilometrów, ale Danny potrafi³ dojechaæ tamz zamkniêtymi oczami: z Savage Road na szosê numer dwieœcie dziewiêædziesi¹tpiêæ, szybkie zawiniêcie i skrêt na szosê numer trzysta dziewiêædziesi¹t piêæ,na drugi brzeg Potomacu, a potem skrêt w Arlington Boulevard.Kwadrans póŸniej w tylnym lusterku zobaczy³ migaj¹ce œwiat³a policyjnegoradiowozu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl