[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Havilland tam jest?- Prawie pewne.- Prawie?- Biuro naszej referentki prasowej jest obok mojego.Próbowa³a wyci¹gn¹æ odambasadora coœ dla siebie do publikacji.Spyta³a konsula generalnego, w którymhotelu jest Havilland, i dowiedzia³a siê, ¿e nie ma go w ¿adnym.Wiêc w czyjejrezydencji? Ta sama odpowiedŸ.„Mamy czekaæ, a¿ nas zawiadomi, jeœli w ogóle tozrobi", powiedzia³ szef.Wyp³aka³a mi siê w kamizelkê, ale rozkaz by³kategoryczny.Nie wolno go poszukiwaæ.- Jest tam na Peak - spokojnie oœwiadczy³a Staples.- Kaza³ sobie za³o¿yæchronion¹ kwaterê i montuje jak¹œ operacjê.- A to ma zwi¹zek z t¹ Webb, Marie St.Ktoœ-tam Webb?- St.Jacques.Tak.- Mo¿esz mi o tym opowiedzieæ?- Nie teraz.Zarówno dla twego dobra, jak mojego.Jeœli mam racjê, a ktokolwiekdojdzie do wniosku, ¿e otrzyma³eœ takie informacje, zostaniesz przeniesiony doRejkiawiku natychmiast i bez swetra.- Ale sama powiedzia³aœ, ¿e nie wiesz, jaki to ma zwi¹zek, ¿e chcia³abyœwiedzieæ.- W tym znaczeniu, ¿e jeœli taki zwi¹zek naprawdê istnieje, to nie wiem zjakich przyczyn.Znam tylko jeden.aspekt sprawy i to z ogromnymi lukami.Mogêsiê myliæ.- Catherine znów wypi³a maleñki ³yczek whisky.- Pos³uchaj, Johnny -kontynuowa³a - tylko ty mo¿esz w tej sprawie podj¹æ decyzjê.Jeœli bêdzienegatywna, potrafiê to zrozumieæ.Muszê siê dowiedzieæ, czy obecnoœæ Havillandatutaj ma cokolwiek wspólnego z cz³owiekiem o nazwisku Dawid Webb i jego ¿on¹,Marie St.Jacques.Przed wyjœciem za m¹¿ by³a ekonomis-tk¹ w Ottawie.- Kanadyjka?- Tak.Pozwól mi wyt³umaczyæ, czemu chcê siê tego dowiedzieæ nie pakuj¹c ciê wtarapaty.Jeœli jest tu jakiœ zwi¹zek, muszê pójœæ w pewnym kierunku.Jeœlinie, mogê zrobiæ zwrot o sto osiemdziesi¹t stopni i skierowaæ siê gdzieindziej.I wtedy mog³abym sprawê ujawniæ.Za pomoc¹ prasy, radia, telewizji,czegokolwiek, co mo¿e nadaæ rzeczy rozg³os i sprowadziæ tu jej mê¿a.- Co oznacza, ¿e gdzieœ przepad³ - przerwa³ attache.- A ty wiesz, gdzie onajest, inni nie.- Jak ju¿ powiedzia³am, szybko myœlisz.- Ale w pierwszym wypadku, jeœli to rzeczywiœcie ma zwi¹zek z Havillandem, jakprzypuszczasz.- Bez komentarzy.Gdybym ci powiedzia³a, dowiedzia³byœ siê wiêcej, ni¿powinieneœ.- Rozumiem.Ryzykowna sprawa.Pozwolisz, ¿e siê zastano­wiê.- Wzi¹³ swojemartini, ale zaraz odstawi³.- A gdybym tak dosta³ anonimowy telefon?- To znaczy?- Zaniepokojona Kanadyjka, poszukuj¹ca informacji na temat zaginionego mê¿a.- Czemu mia³aby dzwoniæ akurat do ciebie? Jest dobrze zoriento­wana w ko³achrz¹dowych.Czemu nie wprost do konsula generalnego?- Nie by³o go w biurze.Ja by³em.- Nie chcia³abym ciê uraziæ, Johnny, ale nie jesteœ nastêpnym w hierarchii.- Racja.A poza tym ka¿dy by³by w stanie sprawdziæ w centralce i ustaliæ, ¿enie by³o takiego telefonu.Catherine zmarszczy³a brwi, a potem pochyli³a siê do niego.- Jest pewien sposób, gdybyœ siê zdecydowa³ na dalej posuniête k³amstwo.Opartyna realnych faktach.Tak mog³o siê zdarzyæ i nikt nie móg³by temu zaprzeczyæ.- Mianowicie?- Na Garden Road, gdy wychodzi³eœ z konsulatu, podesz³a do ciebie kobieta.Niepowiedzia³a ci wiele, ale wystarczaj¹co, abyœ siê zaniepokoi³.By³a takprzestraszona, ¿e nie chcia³a wejœæ do œrodka.By³a to bardzo zdenerwowanakobieta, szukaj¹ca swego amerykañ­skiego mê¿a.Potrafi³byœ j¹ nawet opisaæ.- No, to zacznij opisywaæ.Siedz¹cy przed biurkiem McAllistera Lin Wenzu czyta³ z notesu.Podsekretarzstanu s³ucha³.- Chocia¿ opis jest nieco inny, zmiany s¹ drobne i nie wymagaj¹wielkiego zachodu.W³osy zaczesane g³adko do ty³u i przykryte kapeluszem, brakmakija¿u, pantofle na p³askim obcasie, by wydaæ siê ni¿sz¹, ale nie zabardzo.To ona.- I twierdzi³a, ¿e nie rozpoznaje ¿adnego nazwiska w spisie pracowników, któremog³oby odpowiadaæ jej tak zwanemu ku­zynowi?- Kuzynowi ze strony matki.Naci¹gane, ale wystarczaj¹co konkretne, bywygl¹da³o wiarygodnie.Jak twierdzi recepcjonistka, zachowywa³a siêniezrêcznie, by³a jakby podniecona.Mia³a torebkê, tak ordynarn¹ imitacjêGucciego, ¿e wziê³a j¹ za babkê z g³êbokiej wiochy.Sympatyczn¹, ale naiwn¹.- Rozpozna³a czyjeœ nazwisko - oœwiadczy³ McAllister.- Jeœli tak, to czemu o nie nie zapyta³a? W takich okolicznoœciach nietraci³aby czasu.- Prawdopodobnie uzna³a, ¿e og³osiliœmy alarm, ¿e nie mo¿e ryzykowaæ, i¿zostanie rozpoznana, a ju¿ szczególnie nie w budynku.- Nie s¹dzê, Edwardzie, by to j¹ niepokoi³o.Bior¹c pod uwagê, co wie i przezco przesz³a, potrafi byæ bardzo przekonuj¹ca.- To, co jej siê wydaje, ¿e wie, Lin.Niczego nie mo¿e byæ pewna.Musipostêpowaæ bardzo ostro¿nie w obawie przed fa³szywym krokiem.Jej m¹¿ jest tam- a mo¿esz mi wierzyæ na s³owo, bo widzia³em ich, gdy byli razem - ona zrobiwszystko, by go uchroniæ.Mój Bo¿e, ukrad³a ponad piêæ milionów dolarów z tejprostej przyczyny, ¿e pomyœla³a, zreszt¹ ca³kiem s³usznie, i¿ jego rodacywyrz¹dzili mu krzywdê.Wed³ug niej nale¿a³y mu siê te pieni¹dze.im obojgusiê nale¿a³y.i niech ca³y Waszyngton idzie do wszystkich diab³Ã³w.- Ona to zrobi³a?- Havilland zezwoli³ na udzielanie ci wszelkich informacji.Zrobi³a to i wdodatku bezkarnie.Kto by siê oœmieli³ pisn¹æ s³owo? Ustawi³a sobie tajnyWaszyngton dok³adnie tak, jak chcia³a: byli przera¿eni i zak³opotani, jedno idrugie a¿ po uszy.- Im wiêcej siê dowiadujê, tym bardziej j¹ podziwiam.- Podziwiaj sobie, ile chcesz, alej¹ odszukaj.- A sam ambasador gdzie siê znajduje?- Na cichym lunchu z wysokim komisarzem Kanady.- Powie mu wszystko?- Nie, poprosi o poufn¹ wspó³pracê, a w zasiêgu rêki bêdzie mia³ telefon, bymóc w ka¿dej chwili porozumieæ siê z Londynem.Londyn poinstruuje komisarza,aby zrobi³ wszystko, o co poprosi Havilland.To ju¿ jest za³atwione.- Szybko dzia³a, co?- Nie ma drugiego takiego jak on.Powinien zjawiæ siê tu w ka¿dej chwili, ju¿jest spóŸniony.- Telefon zadzwoni³ i McAllister podniós³ s³uchawkê.-S³ucham?.Nie, nie ma go tutaj.Kto taki?.Tak, oczywiœcie, porozmawiam znim.- Zakry³ mikrofon.- To nasz konsul generalny.- Coœ siê sta³o - rzek³ nerwowo Lin, wstaj¹c z fotela.- Tak, panie Lewis, mówi McAllister.Chcia³bym panu powie­dzieæ, sir, jakbardzo to wszystko sobie cenimy.Konsulat wykaza³ dobre chêci w najwy¿szymstopniu.Nagle otworzy³y siê drzwi i do pokoju wszed³ Havilland.- Panie ambasadorze, to amerykañski konsul generalny - powiedzia³ Lin.- O ilezrozumia³em, pyta³ o pana.- Nie mam czasu na ¿adne z jego cholernych przyjêæ.- Chwileczkê, panie Lewis.Ambasador w³aœnie przyszed³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl