[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie oszukujmy sie sadzac, ze bedziemy w stanie ich przechytrzyc.-Odlozyl klucz francuski, wstal od warsztatu i podszedl do szafy, by wyjac swójpodbity futrem plaszcz.Kiedy dotarli do wesolego miasteczka, stwierdzili, ze gry losowe zostaly -korzystnie - umiejscowione na samym przodzie przed wystepujacymi dziewczetami ifenomenami natury.Fred Costner szybko ruszyl naprzód, zostawiajac doroslych zasoba; wciagal nosem powietrze, chlonal zapachy, sluchal muzyki.Za straganami,w których miescily sie gry losowe, dostrzegl estrade z fenomenami natury; ichogladanie bylo jego ulubionym zajeciem podczas wizyt w przyjezdzajacychpoprzednio wedrownych lunaparkach, ale prezentowany tu okaz górowal nadwszystkim, co dotad widzial.Byl to samoglowiec.Odpoczywal spokojnie wpoludniowym marsjanskim sloncu; pozbawiona ciala glowa, z wlosami, uszami,inteligentnymi oczami.- Bóg jeden wiedzial, w jaki sposób utrzymywala sieprzy zyciu.w kazdym razie Fred wyczul intuicyjnie, ze jest to prawdziwyfenomen.- Przyjdzcie obejrzec Orfeusza, glowe bez widocznego ciala! - wolal przezmegafon konferansjer, a grupa osadników, zlozona glównie z dzieci, ogladala towidowisko w zaleknionym milczeniu.- Jak utrzymuje sie przy zyciu? Jak sieprzemieszcza? Pokaz im, Orfeusz! - Konferansjer rzucil w kierunku glowy garscjakichs jadalnych kapsulek - Fred Costner nie widzial ich dokladnie ona zasotworzyla szeroko przerazajaco wielkie usta i wchlonela wiekszosc kasków, któreznalazly sie w jej zasiegu.Konferansjer zasmial sie i kontynuowal swójmonolog.Samoglowiec kolysal sie teraz, pracowicie zbierajac kaski, któreprzelecialy obok niego.- Jezu! - pomyslal Fred.- No i co? - spytal Hoagland Rae, który wyrósl nagle obok niego.- Czy widzisztu jakies gry, na których moglibysmy cos zyskac? Czy masz ochote rzucic w cospilka do baseballu? - Jego glos przesiakniety byl gorycza.Nie czekajac naodpowiedz odszedl zmeczonym krokiem malego, grubego czlowieczka, który ponióslzbyt wiele klesk, zbyt wiele razy zostal pokonany.- Chodzmy - powiedzial, podchodzac do grupy doroslych mieszkanców osady.-Zbierajmy sie stad, zanim wdamy sie w nastepna.- Poczekajcie - zawolal Fred.Czul juz ten zapach, znany, przyjemny zapach.Dochodzil on ze straganu stojacego na prawo od niego, wiec od razu ruszyl wtamta strone.Tega, szpakowata kobieta w srednim wieku stala przy straganie, w którym rzucalosie do celu, trzymajac w rekach garsc lekkich, wiklinowych kólek.- Chodzi o to, zeby zarzucic kólko na przedmiot, który jest do wygrania -tlumaczyl Hoaglandowi Rae stojacy za placami Freda jego ojciec.- Jeslizarzucone przez ciebie kólko utrzyma sie - dany przedmiot jest twój.- Ruszyl wslad za Fredem w strone kramu, mruczac pod nosem: - To chyba wymarzona gra dlakogos, kto ma zdolnosci psychokinetyczne.Tak mi sie przynajmniej wydaje.- Proponuje - powiedzial do Freda Hoagland Rae - zebys tym razem uwazniejprzyjrzal sie nagrodom.Tym przedmiotom, które mozna wygrac.- Mimo wszystko onrówniez podszedl blizej.W pierwszej chwili Fred nie mógl sie zorientowac, do czego sluza blizniaczo dosiebie podobne, estetyczne, skomplikowane, polyskujace metalem urzadzenia.Podszedl do straganu i kobieta w srednim wieku zaczela melodyjnym glosemrecytowac swój monolog, proponujac mu garsc kólek.Za dolara lub jegorównowartosc w produktach, które miala na zbyciu osada.- Co to jest? - spytal Hoagland, mruzac oczy.- To chyba.jakies mechanizmy.- Wiem, co to jest - odparl Fred.- I musimy o nie zagrac - pomyslal.- Musimyzebrac w osadzie wszystkie towary, które ci ludzie zechca przyjac w zamian,wszystkie glówki kapusty, kurczeta, owce i welniane koce.Poniewaz musimywykorzystac te szanse.I to bez wzgledu na to, czy general Wolff o tym wie iczy mu sie to spodoba.- Mój Boze - cicho powiedzial Hoagland - to pulapki.- Zgadza sie, prosze pana - spiewnym glosem zawolala kobieta.- Homeostatycznepulapki; same wykonuja cala prace i samodzielnie mysla.Trzeba je tylkowypuscic, a one wedruja i wedruja, i nie spoczna, dopóki nie zlapia.-Mrugnela znaczaco.- Wie pan czego.Tak, wie pan, co one lapia, mój panie: temale paskudne stworzonka, których nigdy nie bedziecie w stanie wylapac sami,które zatruwaja wam wode, zabijaja wasze bydlo i doprowadzaja do ruiny waszaosade.Wygrajcie jedna taka pulapke, cenna, przydatna pulapke, a sami sieprzekonacie, sami sie przekonacie! - Rzucila wiklinowe kólka, które niemalosiadlo na jednej ze skomplikowanych, lsniacych metalicznie pulapek; w istociezatrzymaloby sie na niej, gdyby rzucila je choc troche bardziej starannie.Takprzynajmniej sie wydawalo, i wszyscy tak to odczuli.- Bedziemy potrzebowali co najmniej dwustu takich urzadzen - powiedzialHoagland do Tony'ego Costnera i Boba Turka.- I w tym celu - odparl Tony - musimy wymienic na bilety wszystko, co mamy.Aleto sie oplaci - przynajmniej nie zostaniemy doszczetnie zniszczeni.Zaczynajmy- z blyskiem w oczach zwrócil sie do Freda: - Czy potrafisz grac w te gre? Czymozesz wygrac?- Chyba.chyba tak - odparl Fred, choc niedaleko od nich stal w pogotowiuktórys z pracowników lunaparku, dysponujacy przeciwstawnymi silamipsychokinetycznymi.- Ale ja mam nad nim pewna przewage - doszedl do wniosku.-Niewielka przewage.Mozna by niemal pomyslec, ze celowo zaaranzowali wszystko wlasnie w takisposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl