[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułem, jak rozżalenie powoli zatruwa mi krew, i zacząłem śmiać się z siebie i ze swoich absurdalnych nadziei.Niezdolny się ruszyć, siedziałem jak sparaliżowany i obserwowałem miasto tonące w mrokach zmierzchu i coraz dłuższe cienie na podłodze w studiu.W końcu wstałem i podszedłem do okna.Otworzyłem je na oścież i wyjrzałem.Od bruku dzieliło mnie kilka metrów.Wystarczająco wiele, by połamać sobie kości i zmienić je w sztylety, które przebiją moje ciało, pozostawiając je, by dogasło w kałuży krwi na patio.Zastanowiłem się, czy ból byłby nie do wytrzymania, jak sobie wyobrażałem, czy też siła upadku zagłuszyłaby zmysły i zadała szybką i skuteczną śmierć.Wtedy usłyszałem uderzenia w drzwi.Jedno, drugie, trzecie.Uderzenia zdecydowane.Odwróciłem się od okna, ciągle otumaniony dotychczasowymi myślami.Znów walenie.Ktoś stał na dole przed drzwiami i łomotał.Serce skoczyło mi do gardła.Rzuciłem się w dół schodów, przekonany, że Cristina wróciła, że coś się wydarzyło w drodze i zatrzymało ją, że moje nędzne i nikczemne uczucia rozżalenia były nieusprawiedliwione, że ten dzień był mimo wszystko pierwszym dniem owego życia obiecanego.Pobiegłem ku drzwiom i otworzyłem je.Stała tam w półmroku, ubrana w biel.Chciałem ją uścisnąć, ale wówczas ujrzałem jej twarz zalaną łzami i zrozumiałem, że ta kobieta to nie Cristina.–Davidzie – szepnęła Isabella łamiącym się głosem – pan Sempere umarł.Akt trzeciGRA ANIOŁA1Wieczór już całkiem zapadł, kiedy dotarliśmy do księgarni.Złotawy blask rozpraszał błękit nocy przy drzwiach księgarni Sempere i Synowie, gdzie zebrała się setka osób z zapalonymi świeczkami w rękach.Niektórzy płakali w milczeniu, inni patrzyli na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć.Rozpoznawałem niektóre twarze, przyjaciół i klientów Sempere, ludzi obdarowywanych książkami przez starego księgarza, czytelników, którzy zaczynali czytać dzięki niemu.W miarę jak wieść roznosiła się po sąsiednich ulicach, schodzili się kolejni czytelnicy i przyjaciele, którzy nie mogli uwierzyć, że stary Sempere umarł.W księgarni zapalano wszystkie światła i w jej wnętrzu można było dostrzec don Gustava Barceló z całych sił podtrzymującego mężczyznę, który ledwo stał na nogach.Dopiero kiedy Isabella wzięła mnie za rękę i poprowadziła w głąb, rozpoznałem w nim syna Sempere.Barceló, widząc mnie, posłał mi bezradny uśmiech.Syn księgarza płakał w jego ramionach i nie miałem odwagi podejść i przywitać się z nim.Podeszła za to Isabella i położyła mu rękę na plecach.Sempere syn odwrócił się i zobaczyłem jego zmartwiałą twarz.Isabella podprowadziła go do krzesła.Syn księgarza opadł na nie niczym połamana kukła.Isabella uklękła przy nim i przytuliła go.Nigdy nie byłem z nikogo taki dumny jak z Isabelli w tym właśnie momencie.To już nie była dorastająca dziewczyna, lecz kobieta, która siłą i rozumem przewyższała wszystkich mężczyzn zgromadzonych w księgarni.Barceló podszedł do mnie i wyciągnął drżącą dłoń.Uścisnąłem ją.–To się stało parę godzin temu – wyjaśnił zachrypniętym głosem.– Został sam w księgarni na jakiś czas, a kiedy syn wrócił…Ponoć z kimś się posprzeczał… Nie wiem.Doktor powiedział, że to serce.Przełknąłem ślinę.–Gdzie on jest?Barceló ruchem głowy wskazał na drzwi prowadzące na zaplecze.Podziękowałem i skierowałem się tam.Przed wejściem głęboko odetchnąłem i zacisnąłem pięści.Przekroczyłem próg i zobaczyłem go.Z rękoma skrzyżowanymi na brzuchu leżał na blacie stołu.Jego twarz była biała jak papier, rysy zapadnięte, jakby z kartonu.Wciąż miał otwarte oczy.Zabrakło mi tchu i poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie z całych sił prosto w żołądek.Oparłem się o stół i zaczerpnąłem głęboko powietrza.Pochyliłem się nad nim i zamknąłem mu powieki.Pogłaskałem go po zimnym policzku i rozejrzałem się wokół, spoglądając na ów świat pełen stronic książek i marzeń, jaki stworzył.Bardzo chciałem wierzyć w to, że Sempere wciąż tu jest, pośród swoich książek i przyjaciół.Usłyszawszy kroki za plecami, odwróciłem się.Barceló prowadził dwóch ubranych na czarno mężczyzn, których grobowy wyraz twarzy nie pozostawiał cienia wątpliwości co do ich zawodu.–Ci panowie są z firmy pogrzebowej – powiedział.Obaj mężczyźni przywitali się z zawodową powagą i podeszli do stołu, przyjrzeć się ciału.Jeden z nich, wysoki i chudy jak szczapa, przeprowadził błyskawiczne oględziny, po czym przekazał swoje obserwacje koledze, który wpierw pokiwał potakująco głową, a następnie zapisał uwagi w małym notesiku.–Jeśli nic nie ulegnie zmianie, pogrzeb odbędzie się jutro po południu na Cmentarzu Wschodnim – powiedział Barceló.– Wolałem osobiście się tym zająć, jego syn jest bowiem całkiem załamany, sam pan widzi.A w tych sprawach im szybciej…–Dziękuję, don Gustavo.Księgarz rzucił okiem na starego przyjaciela i uśmiechnął się przez łzy.–I co my teraz zrobimy, sami i porzuceni przez starego? – spytał.–Sam nie wiem…Jeden z pracowników firmy pogrzebowej dyskretnie chrząknął, dając do zrozumienia, że ma coś do zakomunikowania.–Jeśli można, to z kolegą poszlibyśmy teraz po trumnę…–Proszę robić, co do panów należy – przerwałem.–Czy są jakieś preferencje względem ostatnich ceremonii?Spojrzałem nań, nie rozumiejąc pytania.–Czy nieboszczyk był wierzący?–Pan Sempere wierzył w książki – odparłem.–Rozumiem – odparł tamten, wycofując się.Spojrzałem na Barceló, który wzruszył ramionami.–Może zapytam syna – dodałem.Wróciłem do księgarni.Isabella spojrzała na mnie pytająco i zostawiając Sempere syna, wstała.Gdy podeszła do mnie, podzieliłem się z nią swymi wątpliwościami.–Pan Sempere blisko przyjaźnił się z księdzem proboszczem z kościoła Santa Ana, nieopodal.Krążą plotki, że arcybiskupstwo od lat już chce się proboszcza pozbyć, bo ma go za buntownika i w ogóle krnąbrnego księdza, ale że jest bardzo stary, dali mu spokój i czekają, aż umrze.–Oto człowiek, którego szukamy – stwierdziłem.–Porozmawiam z nim – zaoferowała się Isabella.Wskazałem na Sempere syna.–Jak się czuje?Isabella spojrzała mi prosto w oczy.–A pan?–Ja? Dobrze – skłamałem.– Kto z nim zostanie dziś w nocy?–Ja – odpowiedziała bez najmniejszego wahania w głosie.Kiwnąłem głową, pocałowałem ją w policzek i wróciłem na zaplecze.Barceló usiadł tam naprzeciw swego starego przyjaciela i podczas gdy dwaj pracownicy firmy pogrzebowej zdejmowali miarę i pytali o buty i garnitur, nalał brandy do dwóch kieliszków i podał mi jeden.Usiadłem obok niego.–Za zdrowie naszego druha Sempere, który nas wszystkich nauczył czytać, a może nawet i żyć – wzniósł toast.Wypiliśmy w milczeniu.Siedzieliśmy na zapleczu, dopóki pracownicy firmy pogrzebowej nie wrócili z trumną i z rzeczami, w których Sempere miał być pochowany.–O ile panowie nie mają nic przeciwko temu, my się wszystkim zajmiemy – zasugerował ten, który wyglądał na bardziej pojętnego.Przytaknąłem.Przechodząc do frontowej części księgarni, wziąłem ów stary egzemplarz Wielkich nadziei, którego nigdy nie odebrałem, i włożyłem do rąk pana Sempere.–Na drogę – powiedziałem.Po piętnastu minutach pracownicy firmy pogrzebowej przenieśli trumnę na ogromny i wcześniej przygotowany stół na środku księgarni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl