[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koñcu zostali zniszczeni, przez co ich wiedza niemal wyginê³a.Tych paruczarowników, którzy prze¿yli postanowi³o nie przekazywaæ swej wiedzy potomkomlub wybranym ludziom, lecz osobom wybranym przez bezosobow¹ si³ê, któr¹nazywali duchem.– A to nas sprowadza do ciebie – obwieœci³a Esperanza.– Czarownicy z dawnychc/asów zdecydowali, ¿e zakwalifikuj¹ siê tylko najstaranniej wybrani.Tyzosta³aœ nam wskazana.I oto jesteœ! Masz naturaln¹ umiejêtnoœæ œnienia.Dok¹dsiê st¹d udasz zale¿y od si³, które nami rz¹dz¹.Nie zale¿y to od ciebie.Aniod nas, oczywiœcie.Ty mo¿esz siê tylko zgodziæ albo odmówiæ.Z ¿aru w jej g³osie i b³ysku w oku wywnioskowa³am, ¿e poda³a mi to wyjaœnieniez ca³kowit¹ powag¹.To w³aœnie dziêki tej powadze nie rozeœmia³am siê na g³os.Poza tym by³am zbyt wyczerpana.Koncentracja umys³u, jakiej potrzebowa³am, by pod¹¿aæ za jej tokiem myœli, by³azbyt wielka.Chcia³o mi siê spaæ.Zaproponowa³a, bym rozprostowa³a nogi,po³o¿y³a siê i odprê¿y³a.Pos³ucha³am jej tak chêtnie, ¿e w koñcu usnê³am.Kiedy otworzy³am oczy, nie mia³am pojêcia, ile czasu spa³am.Poszuka³amwzrokiem uspokajaj¹cych postaci Esperanzy i innych kobiet.Na patio nie by³onikogo oprócz mnie.Nie czu³am siê jednak osamotniona.Ich obecnoœæ w pewiensposób trwa³a nadal w otaczaj¹cej mnie zieleni, czu³am siê chroniona.Lekkiwietrzyk zaszeleœci³ w liœciach.Czu³am go na powiekach, ciep³y i delikatny.Owia³ mnie, po czym przesun¹³ siê po mnie jak po pustyni, szybko ibezszelestnie.Ze wzrokiem utkwionym w p³ytach pod³ogi obesz³am patio, usi³uj¹c rozgryŸæ ichskomplikowany wzór.Ku memu radosnemu zdumieniu linie prowadzi³y od jednegoplecionego krzes³a do drugiego.Próbowa³am sobie przypomnieæ, kto siedzia³ naktórym krzeœle, lecz choæ wytê¿a³am pamiêæ, niczego sobie nie przypomnia³am.Moj¹ uwagê zwróci³ rozkoszny zapach jedzenia przyprawionego cebul¹ i czosnkiem.Id¹c za tym zapachem znalaz³am siê w kuchni, ogromnym prostok¹tnympomieszczeniu.By³o równie puste jak patio.A jaskrawe kafelki na œcianieprzypomnia³y mi o wzorze na patio.Nie zaczê³am wyszukiwaæ podobieñstwa, boodkry³am jedzenie na mocnym drewnianym stole stoj¹cym poœrodku pokoju.Zak³adaj¹c, ¿e jedzenie jest dla mnie, usiad³am i wszystko zjad³am.By³ to tensam ostro przyprawiony gulasz, który jad³am na pikniku.Na ciep³o by³ jeszczelepszy.Kiedy zebra³am naczynia, ¿eby w³o¿yæ je do zlewu i pozmywaæ, pod podstawk¹znalaz³am liœcik i odrêcznie narysowan¹ mapkê.By³y od Delii.Zaproponowa³a,¿ebym wróci³a do Los Angeles przez Tuscon, gdzie siê spotkamy w pewnej kawiarnizaznaczonej na mapce.Dopiero tam, pisa³a, opowie mi wiêcej o sobie j swoichprzyjacio³ach.IVNiecierpliwie czekaj¹c, co mi Delia ma do powiedzenia o swoich przyjacio³ach,wróci³am do Los Angeles przez Tuscon.Do kawiarni dotar³am póŸnym popo³udniem.Jakiœ starszy cz³owiek skierowa³ mnie na puste miejsce na parkingu.Dopiero,kiedy otworzy³ drzwi, uœwiadomi³am sobie, kto to.– Mariano Aureliano! – wykrzyknê³am.– Co za niespodzianka.Tak siê cieszê, ¿eciê widzê.Co ty tu robisz?– Czeka³em na ciebie – powiedzia³.– Wiêc mój przyjaciel i ja zajêliœmy cimiejsce.K¹tem oka dostrzeg³am têgiego Indianina prowadz¹cego starego,czerwonego pic-kupa.Zwolni³ miejsce, kiedy wje¿d¿a³am na parking.– Delia niestety nie mog³a na ciebie zaczekaæ – powiedzia³ Mariano Aurelianoprzepraszaj¹cym tonem.– Musia³a nieoczekiwanie wyjechaæ do Oaxaca.–Uœmiechn¹³ siê szeroko i doda³: – Jestem tu w jej imieniu.Mam nadziejê, ¿e ciwynagrodzê jej nieobecnoœæ.– Nie masz pojêcia, jak siê cieszê, ¿e ciê widzê – powiedzia³am szczerze.By³amprzekonana, ¿e on lepiej ni¿ Delia pomo¿e mi zrozumieæ, co siê ze mn¹ dzia³o wci¹gu minionych paru dni.– Esperanza wyjaœni³a mi, ¿e znajdowa³am siê w jakimœtransie, kiedy was pozna³am – doda³am.– Tak powiedzia³a? – spyta³ nieobecnym tonem.Jego g³os, postawa, sposób bycia tak siê ró¿ni³y od tego, co zapamiêta³am, ¿eci¹gle siê na niego gapi³am z nadziej¹, ¿e odkryjê, co takiego siê zmieni³o.Ostre rysy twarzy zupe³nie straci³y swoj¹ ostroœæ.By³am jednak tak poch³oniêtaw³asnymi myœlami, ¿e nie poœwiêci³am temu wiêcej uwagi.– Esperanza zostawi³a mnie sam¹ w domu – ci¹gnê³am.– Wyjecha³y bez po¿egnania.Ale nie obrazi³am siê – doda³am czym prêdzej.– Chocia¿ zazwyczaj jestemura¿ona, kiedy ktoœ zachowuje siê niegrzecznie.-Och, naprawdê?! – wykrzykn¹³, jakbym powiedzia³a coœ niezwykle znacz¹cego.Obawiaj¹c siê, ¿e mo¿e uznaæ za zniewagê to, co mówi³am o jego przyjacio³ach,natychmiast zaczê³am t³umaczyæ, ¿e naprawdê nie chcia³am powiedzieæ, ¿eEsperanza i pozosta³e kobiety zachowa³y siê nie³adnie.– Wrêcz przeciwnie, by³y bardzo mi³e i uprzejme – zapewni³am go.Ju¿ mia³amwyjawiæ, co mi powiedzia³a Esperanza, lecz powstrzyma³ mnie jego nieruchomywzrok.Nie by³o w nim gniewu czy groŸby.By³o to œwidruj¹ce spojrzenie, któreprzewierca³o siê przez wszelkie moje wymówki.By³am pewna, ¿e przenika³wzrokiem ten ba³agan, jaki teraz panowa³ w moim umyœle.Odwróci³am wzrok, by ukryæ zdenerwowanie, po czym powiedzia³am lekkim, niemal¿artobliwym tonem, ¿e naprawdê nie ma dla mnie ¿adnego znaczenia to, ¿ezostawiono mnie w domu sam¹.– By³am zaintrygowana tym, ¿e zna³am ka¿dy zakamarek w tym domu – wyzna³am, poczym urwa³am na chwilê, zastanawiaj¹c siê, jakie wra¿enie wywar³y na nim mojes³owa.On jednak dalej siê we mnie wpatrywa³.– Posz³am do ³azienki iuœwiadomi³am sobie, ¿e ju¿ tam kiedyœ by³am – ci¹gnê³am.– Nie by³o tam ¿adnychluster.Przypomnia³am sobie ka¿dy szczegó³, zanim tam wesz³am.Wtedy mi siêprzypomnia³o, ¿e w ca³ym domu nie ma ani jednego lustra.Obesz³am wiêcwszystkie pokoje i rzeczywiœcie nie znalaz³am luster.– Zauwa¿ywszy, ¿e nadalnie reaguje, doda³am, ¿e s³uchaj¹c radia w drodze do Tuscon uœwiadomi³am sobie,¿e jest dzieñ póŸniej ni¿ mi siê wydawa³o.– Musia³am chyba przespaæ ca³y dzieñ– dokoñczy³am spiêtym g³osem.– Nie przespa³aœ ca³ego dnia – obojêtnie stwierdzi³ Mariano Aureliano.–Obesz³aœ ca³y dom i d³ugo z nami rozmawia³aœ, zanim usnê³aœ jak zabita.Rozeœmia³am siê.Mój œmiech by³ na granicy histerii, on jednak najwyraŸniejtego nie zauwa¿y³.Równie¿ siê rozeœmia³, wiêc siê rozluŸni³am.– Nigdy nie œpiê jak zabita – wyjaœni³am poœpiesznie.– Mam wyj¹tkowo lekkisen.Milcza³, a kiedy siê w koñcu odezwa³, jego g³os brzmia³ powa¿nie.– Nie pamiêtasz, jak by³aœ ciekawa, w jaki sposób te kobiety siê ubieraj¹ iczesz¹ bez przegl¹dania siê w lustrze?Nie przychodzi³a mi do g³owy ¿adna odpowiedŸ, a on ci¹gn¹³:– Nie pamiêtasz, jakie ci siê to wyda³o dziwne, ¿e nie znalaz³aœ na œcianach¿adnych obrazów i ¿e nie by³o tam.– Nie przypominam sobie, ¿ebym z kimkolwiek rozmawia³a – przerwa³am mu w pó³zdania.Potem spojrza³am na niego ostro¿nie myœl¹c, ¿e byæ mo¿e chc¹c mnieotumaniæ mówi, ¿e rozmawia³am ze wszystkimi, chocia¿ w rzeczywistoœci niezdarzy³o siê nic w tym rodzaju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Andrzej Zbych Stawka Większa Niż Życie Tom 1
- Andrzej Zbych Stawka Większa Niż Życie Tom 2
- Andrzej Zbych Stawka wiesza niz zycie t2
- Andrzej Zbych Stawka wiesza niz zycie t1
- Cziedryn Pema Kiedy zycie nas przerasta
- Courths Mahler Jadwiga Skradzione zycie
- Wambach Helen Życie przed życiem
- Arnold Judith Milosc na cale zycie
- rej (4)
- Antologia SF Fenix 1990 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ps3forme.xlx.pl