[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maggie, siedz¹ca przy ciele Betty Jo, zadr¿a³a i zacisnê³a powieki.Bo¿e, pomó¿ nam wróciæ szczêœliwie do osiedla, pomyœla³a.Dok¹d nas niesie tarzeka? - zada³a sobie niespokojne pytanie.Nigdy jej nie widzia³am.Z tego, cowiem, nie przep³ywa w pobli¿u zabudowañ kolonii.Nie szliœmy wzd³u¿ niej, id¹cw tê stronê.- Dlaczego myœlicie, ¿e w ten sposób dotrzemy do domu? - zapyta³a g³oœno.-Wydaje mi siê, ¿e postradaliœcie zmys³y!- Nie mo¿emy jej nieœæ, bo to zbyt daleko - wyjaœni³ Frazer.- Ale rzeka pcha nas coraz dalej! - odpar³a Maggie.By³a tego ca³kowicie pewna.- Chcê wysi¹œæ! - krzyknê³a, zrywaj¹c siê na nogi.Tratwa p³ynê³a zbyt szybko;poczu³a obezw³adniaj¹cy strach, kiedy zobaczy³a przesuwaj¹ce siê b³yskawiczniebrzegi.- Proszê nie skakaæ do wody - odezwa³ siê Russell, bior¹c j¹ delikatnie zaramiê.- Nic siê pani nie stanie.Nikomu nic siê nie stanie.Tratwa w dalszym ci¹gu nabiera³a prêdkoœci.P³ynêli w milczeniu, czuj¹c nasobie ciep³e promienie s³oñca, przygl¹daj¹c siê wodzie.Wszyscy przestraszenii otrzeŸwieni tym, co siê wydarzy³o.I tym, co jeszcze nas czeka, pomyœla³aMaggie Walsh.- Sk¹d pan wiedzia³ o tratwie? - zapyta³ Seth Morley Russella.- Jak powiedzia³em, zauwa¿y³em j¹ podczas.- Nikt inny jej nie widzia³ - przerwa³ mu Morley.Russell nic nie odpowiedzia³.- Jest pan cz³owiekiem czy Manifestacj¹? - spyta³ wprost Seth Morley.- Gdybym by³ Manifestacj¹, ocali³bym j¹ przed utoniêciem - odpar³ spokojnieRussell.- Czy pani te¿ uwa¿a, ¿e jestem Manifestacj¹? - zapyta³ Maggie.- Nie — powiedzia³a.Choæ bardzo bym chcia³a, ¿ebyœ ni¹ by³, doda³a w myœlach.Przyda³oby nam siê twoje wstawiennictwo.Russell schyli³ siê i dotkn¹³ czarnych, przesi¹kniêtych wod¹, martwych w³osówBetty Jo Berm.P³ynêli dalej w milczeniu.Tony Dunkelwelt siedzia³ ze skrzy¿owanymi nogami na pod³odze swego gor¹cegopokoju, wiedz¹c o tym, ¿e to on zabi³ Susie.Mój cud, pomyœla³.Niechc¹cy wezwa³em Niszczyciela Formy.Zamieni³ chleb wkamieñ, a potem zabra³ jej go i zabi³ j¹.Zabi³ j¹ kamieniem, który jastworzy³em.Z którejkolwiek strony na to patrzeæ, wszystko wskazuje na mnie.Wytê¿y³ s³uch, ale nie us³ysza³ ¿adnego dŸwiêku.Po³owa grupy wyruszy³a nawyprawê, a druga po³owa pogr¹¿y³a siê w zapomnieniu.Mo¿e nawet wszyscy poszli,przemknê³o mu przez myœl.Mo¿e jestem zupe³nie sam, wystawiony na pastwêNiszczyciela Formy.- Wezmê Miecz z Chemosh i pokonam nim Niszczyciela Formy - powiedzia³.Wyci¹gn¹³ rêkê po Miecz.Widzia³ go wielokrotnie podczas medytacji, ale jeszczenigdy go nie dotkn¹³.— Dajcie mi Miecz z Chemosh, a ja dokonam dzie³a.OdnajdêCzarnego i zniszczê go na zawsze, tak ¿e ju¿ nigdy siê nie podniesie.Umilk³ iczeka³, ale nic nie zobaczy³.- Proszê - doda³.Muszê pogr¹¿yæ siê g³êbiej w jaŸñ wszechœwiata, pomyœla³.Jestem sam, osobno.Zamkn¹³ oczy, wprowadzaj¹c swoje cia³o w stan ca³kowitego odprê¿enia.Odbieraj.Musisz siê staæ wystarczaj¹co czysty i pusty, ¿eby wszystko siê w ciebie wla³o.Znowu musisz siê staæ pustym naczyniem, tak jak wielokrotnie wczeœniej.Jednak tym razem nie móg³ tego zrobiæ.Domyœli³ siê, ¿e zapewne jest nieczysty.Wiêc dlatego nic do mnie nie dociera.Przez to, co zrobi³em, straci³em zdolnoœæ odbierania, a nawet widzenia.Czyjeszcze kiedykolwiek ujrzê Boga nad bogami? Czy¿by wszystko siê skoñczy³o?Oto moja kara.Ale ja na ni¹ nie zas³ugujê! Susie nie by³a a¿ tak wa¿na! Wrêcz przeciwnie:by³a ob³¹kana i kamieñ odtr¹ci³ j¹ z odraz¹.Otó¿ to! Kamieñ by³ czysty, onazaœ nieczysta.Niemniej to okropne, ¿e umar³a, pomyœla³.Jasnoœæ, ruch iœwiat³o - Susie mia³a wszystkie te cechy.Tyle ¿e œwiat³o, którym œwieci³a,by³o kalekie, niesta³e.i sprawia³o ból, miêdzy innymi mnie.Wszystko, cozrobi³em, zrobi³em w samoobronie.To oczywiste.- Miecz - powiedzia³.- Miecz-gniew z Chemosh.Niech do mnie wróci.Zacz¹³ ko³ysaæ siê w przód i w ty³, siêgaj¹c ponownie do rozci¹gaj¹cej siêwysoko nad nim œwiadomoœci.Jego wyci¹gniêta rêka zniknê³a nagle; szuka³ poomacku w pustej przestrzeni, w siêgaj¹cej na miliony mil w ka¿d¹ stronênicoœci, w pustce otaczaj¹cej ka¿dego cz³owieka.i nagle dotkn¹³ czegoœ.Dotkn¹³, lecz nie uchwyci³.Przysiêgam, ¿e jeœli otrzymam Miecz, wykorzystam go, wyszepta³ bezg³oœnie.Pomszczê jej œmieræ.Znowu dotkn¹³ czegoœ, ale nie zdo³a³ zacisn¹æ d³oni.Wiem, ¿e tam jest,pomyœla³.Czujê go pod palcami.- Daj mi go! - za¿¹da³ g³oœno.- Przysiêgam, ¿e go u¿yjê!Czeka³ przez chwilê, a potem w jego d³oni znalaz³o siê coœ twardego, ciê¿kiegoi zimnego.Miecz.Trzyma³ go.Przyci¹gn¹³ go ostro¿nie do siebie.Boski w kszta³cie, promieniowa³ ciep³em iœwiat³em, wype³niaj¹c pokój swoim dostojeñstwem.Tony zerwa³ siê na nogi, oma³o nie wypuszczaj¹c broni z rêki.Mam go, pomyœla³ radoœnie.Podbieg³ dodrzwi pokoju, z Mieczem chwiej¹cym siê w jego s³abej d³oni.Otworzy³ je,wyszed³ na zewn¹trz, w blask popo³udniowego s³oñca, i rozejrza³ siê dooko³a.- Gdzie jesteœ, potê¿ny Niszczycielu Formy, wrogu wszelkiego ¿ycia? Poka¿ siê iwalcz ze mn¹!Na ganek niepewnie, powoli wkroczy³a jakaœ postaæ.By³a przygarbiona iporusza³a siê niemal na oœlep, jakby przyzwyczajona do ciemnoœci panuj¹cych wewnêtrzu Ziemi.Kiedy spojrza³a na niego szarymi, skrytymi za bia³aw¹ b³on¹oczami, Tony Dunkelwelt zrozumia³, sk¹d siê wzi¹³ py³ pokrywaj¹cy zgiête w pó³cia³o, sp³ywaj¹cy bezszelestnie cienkimi strumyczkami na ziemiê i wzbijaj¹cysiê w powietrze niewielkimi ob³okami.Cia³o znajdowa³o siê w stanie doœæ zaawansowanego rozk³adu.¯Ã³³ta, pomarszczonaskóra skrywa³a kruche koœci, policzki by³y zapadniête, a usta pozbawione zêbów.Ujrzawszy go, Niszczyciel Formy ruszy³ w jego stronê z wyci¹gniêt¹ przed siebierêk¹, obci¹gniêt¹ such¹ jak pergamin skór¹.- Czeœæ, Tony! - wyskrzecza³.- Czeœæ.Jak siê miewasz?- Przyszed³eœ po mnie? - zapyta³ Tony.- Tak - wycharcza³ Niszczyciel Formy i zrobi³ jeszcze jeden krok [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl