[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack przyjął to z ulgą, gdyż od kiedy Franco pozbawił go szyby w samochodzie, stał się wrażliwszy na stan pogody.Wyłączył wycieraczki.Pnąc się po stoku, miał coraz szerszy widok.Zachodnia strona nieba przejaśniała się, wróżąc szybką poprawę pogody.Jack znalazł pracowników tuż poniżej zwieńczenia wzgórza.Gallaudet siedział w szklanej kabinie koparki, pogłębiając grób, a grabarze kontrolowali jego wysiłki, wsparci na długich styliskach łopat.Łyżka koparki nabierała ziemię, ściągała do brzegu grobu, unosiła i zrzucała na rozłożoną płachtę nieprzemakalnego brezentu, formując szybko rosnący kopczyk.Z boku stał biały pikap z nazwą cmentarza na drzwiach.Jack zaparkował samochód i podszedł do koparki.Starał się zwrócić uwagę Gallaudeta, wołając go po nazwisku, ale ryk dieslowskiego silnika skutecznie go zagłuszał.Dopiero gdy postukał w szkło kabiny, operator koparki oprzytomniał, widząc postać za szybą.Natychmiast zwolnił drążki łyżki i ramienia; huk silnika opadł do pomruku.Otworzył drzwi kabiny.- Co jest? - wrzasnął, jakby chciał przekrzyczeć hałas.- Muszę pogadać o jednej robocie! - odkrzyknął Jack.Gallaudet wyskoczył z kabiny.Był drobnym, ruchliwym jak wiewiórka mężczyzną o wiecznie pytającym wyrazie twarzy, za sprawą uniesionych brwi i zmarszczonego czoła.Włosy miał krótkie, ale sterczące, oba przedramiona gęsto wytatuowane.- Jakiej robocie? - spytał.Tym razem Jack przedstawił się staranniej i przedłożył bardziej wyczerpujące wyjaśnienia niż podczas wizyty u Waltera Strassera, mając nadzieję, że obudzi tyle współczucia i zrozumienia, ile mogło pomieścić serce operatora koparki, co w konsekwencji doprowadzi do przywrócenia harmonogramu działań związanych z ekshumacją Patience Stanhope.Niestety, bez skutku.- Wybacz, chłopie - rzekł Gallaudet.- Po tej robocie jadę do kumpla.Przytkał mu się gównospływ, a jego żonka właśnie spłodziła parkę klonów.- Słyszałem, że nie wiesz, w co masz ręce włożyć - powiedział Jack.- Ale jak powiedziałem Strasserowi, jestem gotów podwoić stawkę, byle ekshumacja była dzisiaj.- I co on na to?- Że ze swojej strony nie widzi żadnych przeszkód.Uniesione brwi podskoczyły jeszcze wyżej.Gallaudet rozważał ofertę.- Więc mówisz, że podwoisz stawkę dla niego i dla mnie?- Jak się dzisiaj uwiniesz.- Kumplowi nie mogę nawalić.To musiałoby być potem.- Kiedy?Zwęził usta, kiwał głową, obliczał czas pracy.Spojrzał na zegarek.- Na pewno po drugiej.- Ale będzie zrobione? - spytał Jack.Musiał mieć pewność.- Będzie - obiecał Gallaudet.- Tylko nie wiem, co przytkało ten gównospływ.Jak się uwinę, to mogę wrócić na drugą.Jak się zaczną problemy, to trudno będzie powiedzieć.- Ale tak czy siak zrobisz swoje, nawet gdyby to było późnym popołudniem.- Jak najbardziej.Za podwójną stawkę.Jack i Gallaudet krótkim uściskiem dłoni przypieczętowali umowę.Jack wrócił do swojego poobijanego samochodu, a operator z powrotem wdrapał się do kabiny.Zanim Jack włączył silnik, zadzwonił do Harolda Langleya.- Sprawa tak wygląda - powiedział niedopuszczającym dyskusji tonem.- Wykopujemy nieboszczkę zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, dziś po drugiej po południu.- Nie może pan dokładniej określić pory?- Zaczniemy wtedy, kiedy Gallaudet skończy wcześniej zaplanowaną rzecz.Tyle mogę panu w tej chwili powiedzieć.- Wystarczy mnie zawiadomić na pół godziny przed - powiedział Langley.- Ale na pewno.Spotkamy się przy grobie.- Świetnie - zakończył rozmowę Jack.Z trudem powściągnął sarkazm.Wobec zapłaty, jaką miał otrzymać zakład pogrzebowy Langley-Peerson, to nie on, ale Langley powinien wychodzić ze skóry i naciskać Strassera i Gallaudeta.Podczas gdy koparka zażarcie wgryzała się w ziemię, rycząc pod niebiosa, Jack zastanowił się, co jeszcze zostało mu do zrobienia.Spojrzał na zegarek.Dochodziło wpół do jedenastej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl