[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy pobliskiej fontannie z wodą do picia udało mu się uzyskać informacje, jak dotrzeć do Działu Gospodarki Wodnej.Przy biurku recepcjonistki nie było nikogo.Tlący się papieros wskazywał wprawdzie na to, że powinna być gdzieś w pobliżu, nie pokazała się jednak nawet po dłuższej chwili.Z narastającą złością Charles okrążył biurko i wszedł do wewnętrznych pomieszczeń.W małych oddzielonych kabinach pracownicy zajęci byli pisaniem na maszynie lub odbieraniem telefonów.Charles błąkał się po tym labiryncie, dopóki nie trafił na urzędnika dźwigającego stos publikacji rządu federalnego.– Przepraszam – zaczepił mężczyznę.Tamten opuścił na biurko plik broszur i skinął mu głową.Charles raz jeszcze wyrecytował, o co mu chodzi.Wysłuchawszy go, mężczyzna w zamyśleniu wyrównał stertę broszur, po czym powiedział:– O tego rodzaju sprawach powinien pan złożyć doniesienie w innym dziale.– Jezu Chryste! – wybuchnął Charles.– To Dział Gospodarki Wodnej.Chcę donieść o skażeniu wód.– No, proszę się na mnie nie wściekać – zaczął się bronić urzędnik.– Zajmujemy się wyłącznie nadzorem ujęć wodnych i oczyszczalni ścieków.– Przykro mi – powiedział Charles bez cienia współczucia.– Nie ma pan pojęcia, jakie to wszystko denerwujące.Chcę złożyć prostą skargę, wiadomo mi o fabryce, która wylewa benzen do rzeki.– Może powinien pan spróbować w Dziale Substancji Szkodliwych dla Zdrowia – zasugerował mężczyzna.– Już tam byłem.– Och – mężczyzna znów się zamyślił.– To może w Dziale Sankcji na dwudziestym trzecim piętrze?Charles przez chwilę wpatrywał się w niego, oniemiały.– Dział Sankcji? – powtórzył jak echo.– Dlaczego mi nikt o tym wcześniej nie powiedział?– Nie mam pojęcia – powiedział urzędnik.Wspinając się po schodach, Charles mruczał pod nosem przekleństwa.Na dwudziestym trzecim piętrze minął Dział Planowania Finansowego, Dział Kadr, Dział Planistyki i Dział Rozwoju.Dział Sankcji znajdował się za męską toaletą.Charles wszedł do środka.Czarna dziewczyna w wielkich okularach o purpurowym odcieniu podniosła wzrok znad najnowszej powieści Sidneya Sheldona.Musiała właśnie być w ciekawym miejscu, ponieważ nie kryła irytacji, że jej przerwano.Charles wyjaśnił, o co mu chodzi.– Nic mi o tym nie wiadomo – powiedziała.– Z kim mógłbym o tym porozmawiać?– Nie wiem.Nie zwracając na niego więcej uwagi, zatopiła się ponownie w lekturze.Charles wsparł się lewą dłonią o biurko, a prawą wyrwał dziewczynie książkę z ręki.Walnął nią o blat tak silnie, że urzędniczka odskoczyła.– Przepraszam, że przeszkadzam – warknął.– Chciałbym jednak rozmawiać z pani przełożonym.– Panną Stevens? – spytała, niepewna, do czego jeszcze klient może się posunąć.– Może być panna Stevens.– Nie ma jej dzisiaj.Charles zabębnił palcami po biurku, opierając się chęci potrząśnięcia dziewczyną.– No dobrze – powiedział.– A jej zastępca?– Pani Amendola? – podsunęła Murzynka.– Nie obchodzi mnie, jak się nazywa.Nie spuszczając z Charlesa zalęknionego spojrzenia, dziewczyna wstała i zniknęła za drzwiami.Pięć minut później pojawiła się w towarzystwie zatroskanej kobiety w wieku około trzydziestu pięciu lat.– Nazywam się Amendola, jestem tu zastępcą kierownika.Słucham pana.– Mam nadzieję, że mnie pani wysłucha – rzekł zgryźliwie Charles.– Jestem doktor Charles Martel.Usiłuję złożyć doniesienie o wylewaniu do rzeki trującego benzenu przez pewną fabrykę.Odsyłano mnie od wydziału do wydziału, dopóki nie podsunięto mi, bym spróbował w Dziale Sankcji.Recepcjonistka okazała się jednak, delikatnie mówiąc, nieskora do współpracy, musiałem więc domagać się rozmowy z szefem.– Powiedziałam mu, że nic nie wiem o wylewaniu odpadów – wyjaśniła dziewczyna.Pani Amendola zastanawiała się przez chwilę, po czym poprosiła Charlesa, by poszedł za nią.Minąwszy z tuzin odgrodzonych biurek weszli do miniaturowego biura bez okien, obwieszonego plakatami biur podróży.Pani Amendola wskazała Charlesowi klubowy fotel, a sama wcisnęła się za biurko.– Musi pan zrozumieć – powiedziała – że zazwyczaj nie trafia do nas nikt z ulicy z podobnymi skargami.Oczywiście, to nie tłumaczy nieuprzejmości.– Czym w takim razie, u diabła, się państwo zajmujecie, jeśli nie sankcjami za zatruwanie środowiska? – spytał Charles z wrogością.Miał wrażenie, że zaraz zostanie ponownie odesłany do innego działu.– Naszym głównym zadaniem jest sprawdzanie, czy wszystkie fabryki wykorzystujące szkodliwe dla środowiska substancje otrzymały właściwe pozwolenia i licencje – wyjaśniła pani Amendola.– Prawo wymaga takich pozwoleń, a my jesteśmy od tego, żeby go przestrzegano.Czasami musimy nie respektujące przepisów firmy pozywać przed sąd.Charles opuścił głowę i pomasował palcami potylicę.Ta kobieta najwyraźniej nie dostrzegała całego absurdu, który próbowała mu wytłumaczyć.– Nic panu nie jest? – pani Amendola nachyliła się w fotelu.– Pozwoli pani, że upewnię się, czy dobrze panią zrozumiałem – powiedział Charles.– Naczelnym zadaniem Działu Sankcji Agencji Ochrony Środowiska jest dopilnowanie, by wszystkie papiery były w porządku, czy tak? Nie ma to nic wspólnego z kontrolą przestrzegania ustawy o ochronie czystości wód ani niczym podobnym?– To niezupełnie prawda – sprostowała pani Amendola.– Proszę pamiętać, że troska o środowisko to względnie nowa dziedzina działalności rządu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl