[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Mam nadzieję, Ŝe składanie nieproszonych wizyt i to wej ściem dla słuŜby nie leŜy poniŜej twojej godności.- Nas, Giordinów, byle drobiazgi nie wprawiają w zakłopotanie - odparł Al, odwzajemniającuśmiech.- A zatem?- Jeśli nalegasz.Dali nurka za starą ścianę i uchwycili dłońmi rozgrzane słońcem głazy, Ŝeby zamortyzować ewentualny wstrząs.Potem Giordino przekręcił niewielki plastikowy włącznik detonatora.Nawet z niewielkiej odległości trzech czy czterech metrów wybuch sprawiał wraŜenie zaledwie lekkiego łupnięcia.Fala uderzeniowa nie zatrzęsła ziemią, spod łukowego sklepienia nie rzygnął ogień i dym, wreszcie ogłuszaj ący huk nie zadudnił im w uszach.Rozległo się po prostu niegłośne łupnięcie.Błyskawicznie porwali się na nogi i podbiegli do Ŝelaznych wrót.Dwa poszarpane zwitki taśmy Ŝarzyły się i wionęły ostrym odorem wypalonych ogni sztucznych, wąska smuŜka dymu niczym wąŜ wpełzała między kraty, by rozwiać się w wilgotnym mroku podziemia, a sztaba wciąŜ była na swoim miejscu.Pitt spojrzał pytająco na Giordina.- Za słaby ładunek?- Dostateczny - odparł z przekonaniem Giordino.- Ładunki były w sam raz.Popatrz, z łaski swojej.- Wymierzył sztabie dziarskiego kopniaka piętą.Sztaba nie ustąpiła ani na milimetr.Kopnął jeszcze raz, mocniej, i zagryzł wargi, gdy stopę przewiercił mu ostry ból.W miejscu górnego ładunku sztaba pękła i pochyliła się o dziewięćdziesiąt stopni, mierząc swym poszarpanym końcem w czeluści labiryntu.Usta Giordino zaczęły się rozluźniać w uśmiechu i powoli ukazywać zęby.- A teraz moja następna sztuczka.- Daj sobie spokój - warknął brutalnie Pitt.- Ruszajmy, do jasnej cholery.Musimy dostać się do willi i wrócić na czas, aby dołączyć do następnej grupy.- Długo będziemy iść w tamtą stronę?Pitt przełaził juŜ przez otwór w kracie.- Zeszłej nocy w tę szedłem osiem godzin, więc myślę, Ŝe wyrobimy się w osiem minut.- Jak? Masz mapę?- Coś lepszego - odparł Pitt z niemal posępnym spokojem, pokazuj ąc torbę lotniczą.- Daj latarkę.Giordino sięgnął do torby, wyjął reflektorek o średnicy niemal piętnastu centymetrów i podał go Pittowi przez dziurę.- Spora sztuka.Co to jest?- Podwodna Jasność Allena.Aluminiowa obudowa zachowuje wodoszczelność do głębokości dziewięciuset stóp.Nie będziemy nurkować, ale latareczka jest nie do zdarcia i rzuca długi wąski snop o natęŜeniu stu osiemdziesięciu tysięcy luksów.Dlatego poŜyczyłem ją sobie ze statku.Giordino wzruszył tylko ramionami, a kiedy wślizgnął się za Pittem, przystanął i powiedział: - Poczekaj chwilę, usunę dowody zbrodni.- Potem manipulując zwinnie krótkimi grubymi palcami odwiązał poszarpane kokony ładunków, a kiedy przykrył dymiące szczątki stosem odłamków kamiennych, odwrócił się w stronę Pitta i zmruŜył oczy, próbuj ąc przyzwyczaić je do półmroku.Pitt skierował w ciemność snop światła.- Popatrz na ziemię.Rozumiesz teraz, dlaczego nie potrzebuję szczegółowej mapy?Silny blask wyłowił z mroku plamy zaschłej krwi, pstrzącej strome szczerbate schody; w niektórych miejscach widniały całe skupiska czerwonych plam, w innych - tylko pojedyncze punkciki.Schodząc po schodach Pitt drŜał, nie tyle zresztą na widok śladów swojej krwi, co z powodu drastycznej zmiany temperatury, panujący bowiem na zewnątrz skwar popołudnia raptownie ustąpił miejsca wilgotnemu chłodowi zatęchłego labiryntu.Stanąwszy u podnóŜa schodów puścił się truchcikiem, a rozkołysane światło jego latarki poruszyło całą lawinę cieni, skaczących ze spękanego sklepienia na prymitywnie obrobioną kamienną posadzkę.Poczuciesamotności i lęku, jakie towarzyszyło mu minionej nocy, nie dawało o sobie znać, bo był przy nim Giordino, niezawodny przyjaciel od wielu lat i niezniszczalny obrzyn z twardych mięśni.Tym razem nikt i nic nie zdoła go powstrzymać, pomyślał z zawziętością Pitt.Jedną za drugą mijali rozwarte paszczęki kolejnych korytarzy.Pitt nie spuszczał wzroku z posadzki, tropiąc plamki krwi; na skrzyŜowaniu o wielu wylotach przystanął na moment i uwaŜniej przyjrzał się śladom - korytarz, w którym biegły dwie czerwone nitki, kończył się ślepo, naleŜało więc podąŜać za jedną nitką.Ciało Pitta było juŜ piekielnie obolałe, a pole widzenia, co stanowiło zły znak, zaczęła ograniczać mu obwódka z mgły.Był wyczerpany do szpiku kości, odczuwał to w kaŜdym drętwiejącym zakończeniu nerwu.Potknął się i byłby upadł, gdyby Giordino nie chwycił go z siłą imadła i nie podtrzymał.- Przestań się forsować, Dirk - powiedział stanowczo Giordino, a jego słowa poniosły się po labiryncie słabym echem.- Nie ma sensu przesadzać.W twoim stanie powinieneś sobie odpuścić odgrywanie bojowego amerykańskiego chłopaka.- To juŜ niedaleko - odparł z wysiłkiem Pitt.- Pies powinien leŜeć jakieś dwa zakręty dalej.Ale pies zniknął i tylko kałuŜe zakrzepłej krwi znaczyły miejsce, gdzie w agonii wytrząsł z siebie resztki Ŝywota.Pitt stanął jak wryty i gapił się na wielkie plamy.CięŜki odór krwi wisiał w korytarzu i nie tyle przebijał, co pogłębiał panującą w nim zgniłą atmosferę.W duszy Pitta odŜyły z wielką wyrazistością szczegóły walki: roziskrzone ślepia psa, sus w ciemnościach, nóŜ tonący w podatnym ciele, skowyt bólu.- Idziemy - powiedział ponuro Pitt, zapominając o znuŜeniu.- Do drzwi mamy tylko dwadzieścia pięć metrów.Teraz juŜ Pitt nie potrzebował Ŝadnych śladów - tak dokładnie pamiętał dotyk kaŜdego centymetra ścian i posadzki, Ŝe dałby głowę, iŜ bez latarki, w zupełnych ciemnościach, jak po sznurku trafi do wyjścia.Po kilku chwilach spiesznego marszu nowszą, betonową częścią podziemi, krąg mocnego światła wymacał w mroku masywne wrota.- To tu - powiedział Pitt pomiędzy jednym a drugim cięŜkim oddechem.Giordino wysunął się przed niego, nie tracąc czasu uklęknął i jął badać palcami wąską szczelinę pomiędzy drzwiami a ościeŜnicą.- Cholera - mruknął.- O co chodzi?- Wielka zasuwa po tamtej stronie.Nie mam sprzętu, Ŝeby się do niej dobrać.- Spróbuj zawiasów - zasugerował szeptem Pitt.Skierował światło na przeciwległy bok drzwi.Jego słowa wisiały jeszcze w powietrzu, gdy Giordino wyszarpnął z torby krótki, ostro zakończony łom i wziął się do podwaŜania długich zardzewiałych gwoździ.Kiedy uporał się ze wszystkimi, połoŜył je cicho na posadzce i pozwolił Pittowi uchylić drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl