[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marzenia o idealnej anatomii (twarz jak z popularnego serialu, proporcjonalne ciało) - pociągały ją obietnicami prawdziwego szczęścia.Puste obietnice.Wspaniałość ciała nie trwa wiecznie, oczy nie zawsze błyszczą.Wkrótce zapadną się w nicość.A potwory były wieczne.Część jej zakazanego, „ja".Jej mroczne, zmieniające się nocą „ja".Tęskniła, by zostać jednym z potworów.Wiele rzeczy musi jeszcze przemyśleć, nie tylko kwestię ich apetytu na ludzkie mięso, co na własne oczy widziała w Sweetgrass Inn.Ale można się nauczyć rozumienia.W zasadzie nie miała wyboru.Została porażona wiedzą, która zmieniła jej pejzaż wewnętrzny, nie do poznania.Nie było powrotu na niewinne pastwiska wieku młodzieńczego i wczesnej kobiecości.Trzeba iść naprzód.A na dziś wieczór znaczyło to - iść tą pustą ulicą, aby zobaczyć, co trzyma w zanadrzu nadchodząca noc.Silnik samochodu, pracujący na wolnych obrotach po drugiej stronie ulicy, przyciągnął jej uwagę.Zerknęła w tym kierunku.Samochód miał zamknięte wszystkie okna - pomimo ciepłej pogody - co ją od razu zdziwiło.Nie widziała kierowcy; okna boczne i przednią szybę pokrywała gruba warstwa brudu.Zaczęła jednak nabierać niepokojących podejrzeń.Z pewnością ten człowiek czekał na kogoś.A skoro na ulicy nie było nikogo innego, to ten ktoś czekał na nią.Jeśli tak, kierowcą mógł się okazać tylko jeden człowiek, jedyny, który miał według niej powód, żeby tu się znaleźć: Decker.Zaczęła biec.Silnik zawarczał.Obejrzała się.Samochód ruszył z miejsca parkowania, powoli.Nie musiał się spieszyć: na ulicy ani śladu życia.Bez wątpienia powinna biec po pomoc - ale dokąd? Samochód już zmniejszył dystans o połowę.Chociaż wiedziała, że nie zdoła mu uciec, biegła dalej, a silnik warczał coraz głośniej.Usłyszała pisk opon przy chodniku.Potem samochód pojawił się tuż przy niej i dotrzymywał jej kroku.Drzwi otworzyły się.Biegła dalej.Samochód dotrzymywał jej towarzystwa, drzwi skrobały o beton.Teraz z wnętrza przyszło zaproszenie.- Wsiadaj!Bękart, jaki uprzejmy - pomyślała.- Wsiadaj wreszcie, zanim nas aresztują!To nie Decker.Zdała sobie z tego sprawę w nagłym przebłysku zrozumienia: to nie Decker przemawiał z samochodu.Przestała biec, a ciało czyniło wysiłki, by złapać oddech.Samochód też się zatrzymał.- Wsiadaj - znów powiedział kierowca.- Kto.? - próbowała zapytać, ale płuca zachłannie zabrały cały oddech potrzebny do wypowiedzenia paru słów.Odpowiedź padła i tak.- Przyjaciel Boone’a.Wciąż stroniła od otwartych drzwi.- Babette powiedziała mi, jak cię znaleźć - ciągnął mężczyzna.- Babette?- Wsiądziesz wreszcie? Mamy sprawę do załatwienia.Podeszła do drzwi.Wtedy mężczyzna odezwał się:- Nie krzycz!Nie miała tchu, by wydać jakiś dźwięk, ale z pewnością chciałaby to zrobić, gdy jej wzrok padł na twarz w mroku samochodu.To był jeden ze stworów Midian, bez wątpienia, lecz nie brat wspaniałych istot, które widziała w tunelach.Przerażający widok, twarz surowa, czerwona jak wątróbka przed usmażeniem.Nie wzbudziła jej zaufania, wiedziała, że mogą istnieć udawacze.Ten stwór nie udawał jednak niczego: rany służyły za żywe świadectwo.- Na imię mam Narcyz - powiedział.- Zaniknij drzwi, proszę! Przed światłem.I przed muchami.2Opowiadanie jego historii, a właściwie streszczenie, zajęło mu dwie i pół przecznicy.Jak się spotkał po raz pierwszy z Boone’em, jak obaj złamali prawo obowiązujące w Midian i wyszli na powierzchnię.Po tej przygodzie została mu pamiątka, jak opowiedział Lori, rana w brzuchu, tak straszna, że nie powinna jej oglądać żadna kobieta.- A więc wygnali cię, jak Boone’a? - stwierdziła.- Próbowali - odrzekł.- Ale kręciłem się tam dalej, z nadzieją, że może uzyskam przebaczenie.Potem, gdy przybyli komandosi, pomyślałem sobie: cóż, to my ich tu sprowadziliśmy.Powinienem spróbować znaleźć Boone’a.Spróbować przerwać to, co zaczęliśmy.- Słońce cię nie zabija?- Może nie jestem jeszcze wystarczająco długo martwy, ale niezbyt je toleruję.- Wiesz, że Boone jest w więzieniu?- Tak, wiem.Dlatego prosiłem to dziecko, żeby mi pomogło cię znaleźć.Sądzę, że razem uda nam się go wyciągnąć.- Jak to na Boga zrobimy?- Nie wiem - wyznał Narcyz.- Ale do cholery, lepiej spróbować.I pospieszyć się.Sprowadzili już chyba ludzi do Midian, żeby kopali.- Nawet jeśli zdołamy uwolnić Boone’a, nie rozumiem, co możemy zrobić.- On poszedł do komnaty Chrzciciela - odparł Narcyz, unosząc palec do warg i serca.- Rozmawiał z Bafometem.Z tego, co słyszałem, nikt inny poza Lylesburgiem tego nigdy nie dokonał, i nie przeżył.Przypuszczam, że Chrzciciel zna jakieś sposoby.Coś, co nam pozwoli powstrzymać zagładę.Lori przypomniała sobie przerażoną twarz Boone’a, kiedy potykając się wyszedł z komnaty.- Nie sądzę, że Bafomet mu cokolwiek powiedział - odezwała się.- Ledwie uszedł z życiem.Narcyz zaśmiał się.- Uszedł, prawda? Myślisz, że Chrzciciel pozwoliłby na to bez żadnego powodu?- W porządku.więc jak się do niego dostaniemy? Czy nie sądzisz, że strażnicy nie odstępują go na krok? Narcyz uśmiechnął się.- Co w tym śmiesznego?- Zapominasz, kim on jest teraz.On ma moc,- Nie zapominam - odrzekła Lori.- Po prostu nie wiem.- Nie powiedział ci?- Nie.- Pojechał do Midian, bo uważał, że winien jest przelewu krwi.- Tyle się domyślam.- Oczywiście, nie był winien.I dlatego stał się mięsem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl