[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uruchomił silnik toyoty i zachowując bezpieczny dystans, pojechał za limuzyną przez Garden District i Canal Street, a potem skręcił w lewo w Decatur Street prowadzącą do French Quarter.Limuzyna zatrzymała się przy rzędzie parkometrów, a ponieważ wszystkie miejsca były zajęte, ustawiła się równolegle tuż przy okupujących je samochodach.U wylotu ulicy rozciągał się French Market.Kierowca wysiadł i zaczął się kontredans z otwieraniem drzwiczek przed panią*Burke pojechał dalej i zaparkował, ignorując znaki mówiące, że to miejsce zarezerwowano dla samochodów dostawczych.Sięgnął po leżącą na tylnym siedzeniu miękką torbę* Po chwili wysiadł z auta, już nie w sportowym płaszczu, a w luźnej kurtce przeciwdeszczowej, czapce do baseballu i ciemnych okularach.Z rękami w kieszeniach kurtki przechadzał się po chodniku; całkiem przeciętny mieszkaniec tego miasta, który ma akurat wolne popołudnie i wałęsając się bez celu, wpadł na pomysł, by kupić trochę świeżych warzyw i owoców na French Market, gdzie sprzedający oferowali wszystko, od lalek voodoo po portfele ze skóry aligatora.Zaczął przebierać w palecie z cebulkami, a Remy Duvall w następnym rzędzie kramów wybierała pomarańcze.Oddalony od niej o osiem stóp Burke mógł po raz pierwszy przyjrzeć się jej dokładniej.Nie miała dzisiaj głębokiego dekoltu, tylko garsonkę jak z lalki Barbie.Spódnica krótka i obcisła, biust uwypuklony dopasowanym szczypankami pod talią żakietem przyciągał spojrzenia - w każdym razie jego spojrzenie.Nosiła wysokie obcasy, kolczyki w uszach połyskiwały, diament na palcu był wielkości gałki u drzwi.Wyglądała jak dziewczyny z rozbieranych pisemek, tylko włosy kłóciły się z tym wizerunkiem.Nie wiły się, długie i splątane, ale opadały swobodnie, lśniące i gładkie.Za każdym razem, kiedy poruszyła głową, muskały jej policzek, jakby zachęcając, by go dotknąć.Pomalowane wiśniową szminką usta rozchyliły się w uśmiechu, gdy powąchała uniesioną pomarańczę.Nie mogłaby bardziej emanować seksem, nawet kompletnie naga i z wytatuowanym PRZELEĆ MNIE na piersi, gdyby nie mały złoty krzyżyk wiszący na szyi.Sprzedawca owoców był tak poruszony, że z trudem udało mu się włożyć dwie pomarańcze, które wybrała, do torebki.Ochroniarz wręczył mu pieniądze, ale straganiarz wcisnął torebkę z owocami w jej dłonie, dziękując przy tym wylewnie, że zechciała dokonać zakupu.Poszła dalej, a tuż za nią szofer, omiatając czujnym spojrzeniem ulicę.Burke podziękował sprzedawcy i poszedł dalej wolno ulicą.Przystanął obok straganu z wyrobami afrykańskiego rzemiosła i ubraniami, tuż koło niewielkie go barku kawowego.Pani Duvall usiadła przy maleńkim okrągłym stoliku.Otworzyła brązową papierową torebkę i zaczęła obierać pomarańczę, wbijając długie paznokcie w miąższ owocu.Burke zamówił w barze mrożony koktajl bananowy.Stał ramię w ramię z ochroniarzem.Mięśnie jego przedramienia miały obwód większy niż szyja Burke.Uniósł mięsistą dłonią filiżankę z cappuccino i zaniósł ją pani Duvall.Wrócił na moment do baru, żeby zabrać swoją kawę, ale tym razem nie podszedł do jej stolika.Usiadł przy sąsiednim, a ona przy swoim jadła pomarańczę, cząstka po cząstce, i popijała cappuccino.Koktajl bananowy był jeszcze obrzydliwszy, niż się Burke spodziewał, ale pił go powoli, udając, że się rozkoszuje, i obserwował panią Duvall w lustrze nad barem.Przyciągała uwagę przechodniów, ale unikała kontaktu wzrokowego z nimi, nie zachęcając do rozmowy.Odnosiło się wrażenie, że dla tej kobiety, z jej wyglądem, bogatym mężem, willą, limuzyną z prywatnym szoferem, rzecz tak codzienna jak siedzenie i zajadanie pomarańczy jest wydarzeniem.Żuła powoli każdą cząstkę i odczekiwała kilka chwil, zanim zabrała się do następnej.Burke zaczął się zastanawiać, czy nie czeka na kogoś.Może Duvall posługiwał się nią jako kurierką w jakichś wyjątkowych wypadkach? Nikt jednak do niej nie podchodził, a ochroniarz nie siedział czujny i napięty - wręcz zatopił się w lekturze brukowej gazety.Napój bananowy rozpuścił się na słodkawe pomyje i śmierdział jak olejek do opalania, zanim Remy Duvall zjadła pomarańczę i zawinęła skórki w papierową serwetkę.Kiedy wstała, żeby wyrzucić je do kosza na śmieci, ochroniarz złożył brukowiec i pośpieszył za nią.Poszli razem z powrotem do zaparkowanego wbrew przepisom samochodu.- Hej, proszę pani! - Burke przeklął samego siebie za zbyt impulsywną reakcję, ale stało się.Oboje, pani Duvall i jej ochroniarz, przystanęli i obejrzeli się na niego.Brązowa papierowa torebka z drugą pomarańczą wciąż leżała na stole.Burke podniósł ją i podszedł do nich.- Zapomniała pani.- Dzięki - powiedział szofer, wyrywając mu ją z ręki.- Drobiazg - odwzajemnił się Burke, zwracając się do niej i kompletnie ignorując szofera.Stał tak blisko, że mógł wyczuć drogie perfumy o zapachu kwiatów i pomarańczy.Jej oczy miały zadziwiająco jasny, czysty niebieski kolor, zwłaszcza przy tak czarnych włosach.Wiśniowa szminka starła się przy jedzeniu, wargi poróżowiały naturalnie od kwaśnego soku pomarańczy.- Dziękuję panu - powiedziała.Ochroniarz natychmiast stanął między nimi.Burke miał wielką ochotę popatrzeć za nią, gdy będzie odchodziła, ale odwrócił się i odszedł powoli w drugą stronę.Odczekał, aż limuzyna zniknie mu z oczu, wrócił do samochódu, a potem siedział długo bez ruchu, oddychając głęboko, jakby właśnie przebiegł milę.- I to wszystko?Errol, ochroniarz i szofer, pocił się pod przenikliwym spojrzeniem, którym Pinkie obdarzał klientów, gdy zaczynali kłamać.- Wszystko, panie Duvall, przysięgam.Zawiozłem panią do szkoły, a potem kazała zajechać na rynek.Kupiła dwie pomarańcze i piła kawę w tej małej kawiarence po przeciwnej stronie ulicy.Potem pojechaliśmy do kościoła.Siedziała tam pół godziny, jak zawsze.Potem odwiozłem ją do domu.- I nigdzie więcej nie jeździliście?- Nie, proszę pana:- Cały czas miałeś ją w zasięgu wzroku?- Tak proszę pana, poza tym, jak była w szkole.Pinkie złożył dłonie i postukując palcami w wargi, mierzył zdenerwowanego ochroniarza surowym wzrokiem.- Gdyby pani Duvall poprosiła, żebyś zawiózł ją gdzieś, gdzie nie poleciłem ci jej zawieźć, odmówiłbyś i natychmiast mi o tym zameldował, tak?- Natychmiast, panie Duvall.- Jeśli pojedzie gdzie indziej, niż to było ustalone, uda się na spotkanie, o którym bym przedtem nie wiedział, natychmiast mnie zawiadomisz, zrozumiałeś?- Oczywiście, proszę pana, ale dlaczego.- Nie chciałbym odkryć, że jesteś bardziej lojalny wobec mojej żony niż wobec mnie, Errol.To piękna kobieta.Z pewnością to dostrzegasz.- Boże święty, panie Duvall, ja przecież [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl