[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I wtedy, w pewnym wieku, zaczynacie szukać odpowiedzi - podjął.- Zaczynacie szukać zwoju pergaminu w tajemnej komnacie, który powie wam, kto kieruje waszym życiem i dlaczego.Ale należycie już do grona osób, które wiedzą, że owa tajemna komnata jest pusta.Ned, czemu nic nie pijesz? Nie wymiguj się.Niech ktoś doleje mu brandy.Przykrą prawdą o tym okresie mojego życia jest fakt, że był to czas poszukiwań niesprecyzowanego obiektu.I że obiektem tym, kiedy już go odnalazłem, okazał się zbłąkany szpieg Hansen.I choć poza moją podróżą na Wschód głowę zaprzątały mi również inne cele i osoby, z perspektywy czasu wydają mi się one jedynie etapami drogi, która zaprowadziła mnie do niego.Mogę to wyrazić inaczej.Hansen w kambodżańskiej dżungli był moim Kurtzem w jądrze ciemności.I wszystko, co wydarzyło się po drodze, było przygotowaniem do naszego spotkania.Hansen był głosem, na który czekałem.Hansen znał odpowiedzi na pytania, z których nie zdawałem sobie sprawy.Na zewnątrz byłem nadal flegmatycznym, umiarkowanym, palącym fajkę, porządnym sobą - ramieniem, na którym mogą się wesprzeć słabsi.Ale w środku doskwierało mi szalejące poczucie nieprzydatności; czułem, że mimo wszelkich starań nie udało mi się zrozumieć życia; że w walce o wolność dla innych zatraciłem własną.W kryzysowych momentach postrzegałem siebie jako kogoś śmiesznego, bohatera nie w stylu Buchana, lecz Cervantesa.Zabrałem się za spisywanie ironicznej wersji mojej biografii, toteż kiedy na przykład wracałem do epizodów, które już wam opisałem, dawałem im zdawkowe tytuły, podkreślające ich daremność: Panda - bronię naszych interesów na Bliskim Wschodzie! Ben - chwytam brytyjskiego dezertera! Bella - składam największą ofiarę! Teodor - biorę udział w wielkiej mistyfikacji! Jerzy - gram do samego końca! Choć muszę przyznać, że incydent z Jerzym przyniósł pozytywne efekty, nawet jeśli były one krótkotrwałe, jak to zwykle bywa w naszym fachu, i nieprzydatne dla nowych sił, które teraz rządzą jego państwem.Niczym Don Kichot przyrzekłem sobie walczyć ze złem.Tymczasem w momentach największego przygnębienia zacząłem się zastanawiać, czy sam nie przyczyniałem się do jego krzewienia.Wciąż jednak liczyłem na to, że otrzymam od życia szansę udziału w tej walce, choć winiłem świat, że nie potrafi wykorzystać moich możliwości.Żeby mnie zrozumieć, musicie dowiedzieć się, co wydarzyło się po Monachium.Jerzy, bez względu na inne zasługi, przyniósł mi pewnego rodzaju prestiż i Piąte Piętro postanowiło wymyślić dla mnie funkcję wędrownego specjalisty, wysyłanego z krótkimi misjami w celu „zbadania i wykorzystania możliwości wykraczających poza kompetencje miejscowych placówek”.Tyle zakres moich obowiązków, podpisany i odesłany do przełożonych.Patrząc w przeszłość, zdaję sobie sprawę, że bezustanne podróże związane z nową funkcją - dzisiaj Ameryka Środkowa, jutro Irlandia Północna, później Afryka, Bliski Wschód i znów Afryka - złagodziły nękające mnie wątpliwości i że najprawdopodobniej Szef wiedział o tym, gdyż niedawno wdałem siew szalony romans z dziewczyną o imieniu Monica, która pracowała w sekcji łączności.Uznałem, że skok w bok jest mi niezbędny.Zobaczyłem ją w stołówce i obsadziłem w roli kochanki.To było aż tak banalne.Pewnej nocy rozpadało się i kiedy odjeżdżałem samochodem do domu, zauważyłem ją na przystanku autobusowym.Banalność, która przechodzi ludzkie pojęcie.Pojechaliśmy do niej, zabrałem ją do łóżka, a później na kolację.Próbowaliśmy ustalić, co się wydarzyło, i doszliśmy do wygodnego wniosku, że to miłość.Przez kilka miesięcy układ ten dobrze nam służył, aż wreszcie pewna tragedia gwałtownie przywróciła mi rozsądek.Na szczęście przebywałem w Londynie, przygotowując się do kolejnej misji, kiedy nadeszła wiadomość, że umiera moja matka.O złym smaku Opatrzności może świadczyć fakt, że gdy odebrałem telefon, byłem w łóżku z Monicą.I tak zacząłem uczestniczyć w wydarzeniu, które okazało się długotrwałe, lecz zaskakująco spokojne.Byłem jednak na nie zupełnie nieprzygotowany.Przyjąłem założenie, że podobnie jak w przeszłości udawało mi się pokonywać kolejne przeszkody, zdołam poradzić sobie ze śmiercią matki.Nie mogłem bardziej się mylić.Smiley powiedział kiedyś, że niewiele planów wytrzymuje kontakt z rzeczywistością.Tak samo stało się z planem, który sobie ułożyłem: że przyjmę śmierć matki jako konieczne przerwanie jej cierpień.Nie wziąłem pod uwagę faktu, że to ja będę cierpiał.Zostałem osierocony i jednocześnie odczuwałem pewne podniecenie.Nie mogę tego inaczej nazwać.Ojciec nie żył od dawna.Choć nie zdawałem sobie z tego sprawy, matka wypełniała obowiązki obojga rodziców.W jej śmierci dostrzegałem utratę nie tylko dzieciństwa, lecz również większej części mego dorosłego życia.Wreszcie stanąłem sam wobec życiowych szans, choć wiele z nich miałem już za sobą: albo je straciłem, albo zmarnowałem.Wreszcie mogłem swobodnie kochać, ale kogo? Niestety nie Monice, choć wmawiałem sobie, że jest inaczej, i oczekiwałem, że rzeczywistość dostosuje się do tego.Ani Monica, ani małżeństwo nie dawały mi szczęścia, którego poszukiwanie stało się teraz moim obowiązkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl