[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trefl się odezwie: Ale spluwa, nie? Pokiwają głowami, poruszą ręką w kieszeni.I – cisza.Czasem przed Harendę zajedzie autobus.Wtedy przyskakują, łapią turystom walizki, odnoszą.Dostaną te pięć, dziesięć złociaków.Będzie na piwo, można wytrzymać.Tak jest, przecież ja widzę, czym się żywicie – piwem! A Trefl mu w oczy: Jak ktoś za dużo gada, to zawsze powie coś niepotrzebnego.Trefl to filozof, o, ten jest kuty.Tylko nie ma w nim siły.Mnie to się zdaje, że w nas wszystkich nie ma siły.Uszła czy jak? Trefl jest dobry w kartach.Autorytet.Pan wie, coś trzeba robić wieczorkiem, nocą.Książek się nie czyta, teatr kosztuje, na kino człowiek ma rzadko chęć.No to karty.Ile się da – poker, bridż.Trefl jest wielki szczęściarz.Zbiorą się w pokoju, w Akademiku, obraz nie z tej ziemi, kasyno gry.Pan to widzi: ciemno od dymu, szelest kart, tłum kibiców.Poker w biegu.Do świtu, do rana.Czasem leci na forsę, ale forsy nie ma dużo.To się gra na kartki do stołówki, na obiady.Albo na ciuchy.W takim jednym pokoju było tych ciuchów od metra.Facet przegrywał marynarkę, zostawiał, kłaniał się i wychodził.Są tacy fanatycy, że grają od razu na stypendia.A potem cały miesiąc głodówka.No, gra to gra, hazard, nie ma żartów.Karty to emocja, człowiek się nie wysila, a przeżycie jest.Dnia się nie zmarnowało.Przyjemna rzecz.Franek bank trzyma.Franek bank daje, gramy a lecą lipce i maje – w gorący piasek.Jest taki wiersz, dalej nie pamiętam.Jak Trefl wygra, mamy U niego winko.Słodkie życie.Dolce vita.O, wtedy się smakuje metodycznie.Najpierw godnie idziemy do Harendy.Dwie stówki w kieszeni: milionerzy! Tam mała konwersacja przy stoliku, drobne zamówienie i suniemy „pod Chrystuska”.U Chrystuska zawsze tłok, pan tam był? Obciągamy porterek i do Kościółka.Tu się zaczyna już winko.Dwa kieliszki, rozmówka, ukłony dla sąsiednich stolików, bractwo się przecież zna.Kurtuazja obowiązkowa, gwardia Trefla zachowuje się grzecznie.Jeśli stawia Kier, jesteśmy gwardią Kiera.I tak na zmianę.Tylko Pik nigdy nie stawia.Pik to nędza.Nie miał swojej gwardii ani razu.Z Kościółka mamy etap do Fukiera.Albo Cafe Kicha.Albo Dziekanka.Wszędzie ten kwaskowy zapaszek fermentu, dym, gwar – rozkosz.Czasem chodzi się do Babci, na Oboźnej.Och, to dziwny apartament.Stara chałupka, sklepik, parę cukierków w gablotkach.A na ścianach obrazy abstrakcyjne.Dzieła talentu.Studenci z Akademii oddają je za piwo.Babcia zresztą i kredytuje.Na paczkach siedzą wozacy i piją z młodymi plastyczkami.W kącie stoi bat, studentka naprzeciw furmana.Wozacy mają forsę – pan wie.Raz zaszliśmy, siedzi plastyczka, płacze.Śliczna.To jasne, jak człowiek jest piękny, musi być nieszczęśliwy.Nieraz jeszcze zostanie grosza, bo ktoś otrzyma z domu albo za jakąś chałturę.Od nas niektórzy drukują w różnych miejscach, to z tego jest parę złotych.Wtedy kupujemy wino i jedziemy do Akademika.Wiadomo, co dalej.Ktoś powie jeden kawał, potem drugi.Jak się zna plotki ze świata literackiego, to się jest w cenie.Takie zwykłe, pan wie, kto z kim i tak dalej.Gadka jest sztampowa: No to nalejmy! No to Jan Sebastian BACH! I do szkła! Zawsze wieczór jakoś zleci.Dziewczyny, jak chcą dobrze wypić, ciągną same.Zamkną się i tego, co już tam robią, my nie wiemy.Homer to wypuszcza taką uwagę: Z wami, mówi, jedyne możliwe pogadanie tylko wtedy, jak coś wypijecie.W was nie ma żadnego życia, żadnej chęci, żadnego ognia.Nuda oblepia was jak mokry kokon.Coś ty przeżył, Kier, siuśku jeden? Co ty wiesz o świecie? Jak z tobą gadam, ciągle mi się zdaje, że śpisz.Ockniesz się na to małe winko, otworzysz oczęta, nabierasz trochę bigla, jakaś myśl zaczyna ci w głowie kołatać, już, już, a poruszy się serce, a potem patrzę ze strachem, a ty znowu zasypiasz.Chodzisz, mówisz, robisz miny, pośmiejesz się, ale wszystko to na śpiąco.Kimasz, letarg na żywo.To jest cholerne uczucie, człowieku, tak cię trzymać jak śliską rybę.Bo ty jesteś i ciebie nie ma.Tak sobie myślę, w jakie miejsce cię trafić, żeby z ciebie wybuchło coś wielkiego, coś pięknego.Mnie się zawsze zdawało, że w każdym młodym to jest.A teraz się waham.Jak Homer rozwinie takie gadanie, Trefl musi go znowu gasić.Z Treflem jednak trzymam się najbliżej.Umysł wszechstronny.Zawsze go pan zobaczysz z książką i ciągle z inną: „Jak obsługiwać WFM”, „Będę matką”! „Wprowadzenie do Biblii Świętej”, „Sto potraw dla zakochanych”.Nie czyta, ale nosi.Teraz ważny jest ten pozór.Trefl ma pozór dobry.Wysiadł z dziennikarki, ale iskra mu została.Pan jest też dziennikarz, prawda? Bratnie dusze.Trefl pisuje różne kawałki, jak nie gra w pokera.Latem pracował na plaży w dziedzinie kultury: nastawiał płyty w radiowęźle.Każdy stara się coś robić.Karo zatrudnił się u zakonnic.Na Powiślu zakonnice mają ochronkę dla niewidomych dzieci.Karo tam rąbie drzewo, naprawia światło, reperuje meble.Jakoś wychodzi na swoim.Kier był portierem.Ja znowu łapię robótki w Plastusiu.Różnie bywa: myję podłogi, noszę węgiel, trzepię dywany.Ma pan coś dla mnie? Pik wszystko weźmie.Bo Trefl to arystokrata.Zresztą w ogóle waleciarze to arystokracja.Elita.Egzotyczny akcent środowiska.My na górze, a w dole – tłum kujonów.Zresztą, czy oni się tak zakuwają? Student, który się uczy, to nieporozumienie, tragiczna pomyłka.Polibuda sobie trochę wbija, ale polibuda to chamy, awans wsi, żaden humanista z głową nie będzie się wkuwał.Bo niby czego? Makulatury? Zazdroszczą nam! Oni drżą przed profesorami, gonią na wykład, skrobią referat – a nam to wisi.Owszem, trzeba coś tworzyć.Prawdziwy waleciarz powinien tworzyć.Poezje, dramat, prozę, w ogóle literaturę.Sława i chleb.Karo daje przykład.Napisze opowiadanie, idzie z nim do któregoś pokoju w Akademiku, jeśli jest późna noc i śpią, to ich obudzi.Mówi: Przeczytam wam nową prozę, jak mi dacie co zjeść.No i, czyta, i zawsze chleba dostanie.Czasem nawet ze smalcem, inni też tak robią.Poeci mają najlepiej.Są popularni, słuchają ich wierszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl