[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim się zorientowała, że je straciła, poszłam do jubilera.Zdarł ze mnie, dostałam za nie tylko pięć tysięcy bahtów, ale musiałam działać szybko.Kiedy Mae Thiap pojawiła się w posiadłości.- Sprzedałaś kolczyki jubilerowi, wiedząc, że Mae Thiap zmaterializuje je w sypialni Khunying i jubilera krew zaleje?- Sprzedawanie trefnego towaru to ryzykowny interes - powiedziała i usiadła obok.- Nie powinieneś tyle pić.- O mało wszystkiego nie zepsułem.Zmusiłem Khunying, żeby posłała po Mae Thiap dobre osiem godzin przed czasem.- Dzięki bogu, że już wtedy się ich pozbyłam.- Naprawdę mam zamiar się z tobą ożenić - stwierdziłem ku swemu zdumieniu.- Wiem, panie Shapiro.- Wiesz! - Chciałem, żeby przestała do mnie mówić „panie Shapiro”.Uśmiechnęła się.Była piękna, kiedy się uśmiechała.Dzięki obcowaniu z Khunying nabrała arystokratycznych manier - spędziła przecież wiele lat na klęczkach, przypatrując się ludziom z wyższych sfer - ale kiedy się uśmiechała, nie umiała do końca ukryć wiejskiej dziewczyny, którą była w głębi serca.Była figlarna.Miała siłę.Naprawdę ją kocham, pomyślałem.Nie chciałem powiedzieć tego głośno ze strachu, że wyjdę na idiotę.Samolot zaczął kołować.Do widzenia, miasto wieżowców i zatęchłych kunałów, miasto centrów handlowych przypominających świątynie i świątyń przypominających centra handlowe, miasto pięknych i niebezpiecznych kobiet, miasto, które przepełnia kakofonia dźwięków i w którym znaleźć można oazy błogiego spokoju, miasto neonów.Teraz mam na zawsze przy sobie jego kawałek.W głowie mi się to nie mieściło.- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego tu jestem? - spytała.- Ponieważ zrobiłem przedpłatę na apartament na Manhattanie? Znowu się roześmiała.- Nie, głuptasie - powiedziała.- Ponieważ mnie nie wezwałeś.- Co chcesz przez to powiedzieć?- Miałeś moc.Miałeś Mae Thiap.Straciłeś coś, a Mae Thiap potrafi przywrócić każdą zgubioną rzecz.Ale nie poprosiłeś jej, żeby ci mnie zwróciła.A wiesz, mogłaby to zrobić, gdybyś ją poprosił.Mae Thiap nie ma skrupułów.Nie ma sumienia.Przynajmniej nie wtedy, gdy jest bogiem.Bogowie mają inną moralność niż śmiertelnicy.Za odpowiednią ofiarę Siwa wywlókłby mnie z każdego miejsca, w którym bym się znajdowała, i rzucił wprost w twoje ramiona.Dostałbyś mnie.Albo raczej jaką taką imitację.Stałabym się jednak snem we śnie, czyż nie? Przyczaiłam się na kilka dni w chałupie w slumsach Klong Toey, z całą tą forsą w gotówce w papierowej torebce, myśląc: „On przyśle po mnie lada moment”.Ale nie zrobiłeś tego.A ponieważ tego nie zrobiłeś, kobieta, która teraz do ciebie przychodzi, jest tą samą kobietą, którą przedtem pokochałeś, a miłość, którą ci przynoszę, nie jest wymuszona magicznym zaklęciem ani twoją zdolnością do tkania złudzenia prawdziwej miłości.Tają, to prawdziwa ja.Czy to Rapi mówiła, czy był to głos boga? Nie miałem czasu na rozmyślania, bo mnie pocałowała, a kiedy oddałem jej pocałunek, osiągnęliśmy już pułap przelotowy i zacząłem odpinać jej pas bezpieczeństwa.Jak na moje wymagania była wystarczająco prawdziwa.Przełożyła Ewa HornowskaKevin J.Anderson - Jak normalni ludzieKiedy się dowiedziałem, że Kevin Anderson zgodził się napisać krótkie opowiadanie do tej antologii, przyjąłem, że będzie to typowy tekst science fiction, jak większość jego twórczości.Zamiast tego Kevin napisał coś, co łatwo można by nazwać komentarzem społecznym.Podobnie jak Raya Bradbury’ego, interesuje go to, co się dzieje, kiedy zdzieramy przebrania, które noszą ludzie, i stajemy twarzą w twarz z rzeczywistością kryjącą się pod tą fasadą; jak mówi Anderson, często to, co z zewnątrz wygląda ślicznie, wewnątrz jest znacznie mniej piękne, a to, co z zewnątrz zdaje się ohydne - nawet zdeformowane - jest w gruncie rzeczy naprawdę piękne.D.C.Zaraza rozwinęła się wokół drogi, na pagórkowatych polach kukurydzy pół mili dalej i wzdłuż ogrodzeń z drutu kolczastego.Wyglądało to tak, jakby w nocy nad polami przeleciała kostucha i strzą-snąwszy krew z kosy, zatruła jej kroplami ziemię.Po latach zbierania samych rozczarowań zamiast zbóż farmer i jego rodzina rozdzielili się i wyjechali z Wisconsin w różnych kierunkach.Opuścili tę ziemię, aby szukać normalnej farmy i normalnego życia.Za nader symboliczną opłatę jedno z wolnych pól wydzierżawili właściciele Wędrownego Cyrku i Wesołego Miasteczka Colliera Blacka.Kiedy słońce myślało już o tym, by zajść, a parne powietrze wchłaniało jego ciepło, robotnicy skończyli ustawiać namioty, karuzele, ruchome salony gier zręcznościowych.Wozy artystów wjechały na wyznaczone miejsca.Ptaki i owady ucichły wobec zbliżającego się zmierzchu; już wkrótce z całą mocą zaatakują moskity.Kilkoro mieszkańców Tucker’s Grove przejechało starymi półcięża-rówkami drogą, która prowadziła wzdłuż pola.Wiedzeni ciekawością zwalniali, aby zobaczyć, co się dzieje, po czym przyspieszali, dostrzegłszy gburowato wyglądających przybyszów, którzy ustawiali namioty i montowali oświetlenie - zdecydowanie nie ten typ ludzi, z którymi normalni obywatele chcieliby się pokazywać.Ten czy ów z parobków może skończy swoją robotę wcześniej i podkradnie się tam po zmroku, aby sobie wszystko obejrzeć, większość jednak poczeka, aż tłumy i światło dzienne sprawią, że takie oglądanie będzie całkiem bezpieczne.Dwaj odmieńcy występujący w pokazach osobliwości oddalili się od terenu głównych prac i poruszając się w specyficzny dla siebie sposób, skierowali się w stronę pokrytych śniecią pól kukurydzy.Wyglądało to tak, jakby coś ich tam ciągnęło.Byli razem od bardzo dawna i nauczyli się już chodzić ramię w ramię, dopasowując wzajemnie długość swoich kroków.Strach na Wróble milczał, podczas gdy jego towarzysz paplał bez przerwy, jak zwykle zresztą.- Coś tu nie jest w porządku - powtórzył jeszcze raz Kruk, wskazując krótką, grubą ręką chore, karłowate drzewa, które rosły wzdłuż ogrodzenia.Przebiegł kilka kroków niczym jakieś ptaszysko, wypychając łokcie do tyłu i do góry.Dla dopełnienia obrazu przekrzywił jeszcze głowę i krzyknął: - Krraaa!Groteskowo stercząca twarz Kruka nadawała mu wygląd zgryźliwego ptaka.Podczas występów nosił kostium przystrojony czarnymi piórami, ale nawet bez upierzenia jego ciemna skóra, zachowanie i ochrypły głos wystarczyłyby do odegrania tej roli.Jego krótkie nogi wystające z szortów, które włożył z uwagi na duchotę, wyglądały jak pałeczki do bębna.Miał wielkie oczy, które połyskiwały czernią, gdy gwałtownie poruszając głową, skupiał wzrok na coraz to innych widokach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl