[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tommy - odezwała się nauczycielka obojętnym, martwym głosem.- Tak, proszę pani?- Czy przyniosłeś podpisaną uwagę?- Nie, proszę pani - odpowiedział Tommy i wdał się w nieudolne, skomplikowane tłumaczenie, które wymyślił w drodze do szkoły.Panna Fredricks przerwała mu raptownym mechanicznym ruchem ręki.- Przestań - usłyszał.- Podejdź tutaj.W jej głosie nie było już nic, nawet obojętności; pozostały w nim tylko słowa, zawieszone głucho i wyraźnie w powietrzu.Siedziała bez najmniejszego ruchu za biurkiem, nie oddychając, nawet nie poruszając oczami.Wyglądała w tej chwili jak manekin, stara Cyganka ze szklanej gabloty w wesołym miasteczku: jej skórą była w rzeczywistości zakurzona, gąbczasta guma, pod spodem zaś kryły się Sprężyny, zębate kółka i przekładnie, które już dawno przestały się obracać.Przerdzewiała maszyneria zastygła na wieczność w bezruchu z wyciągniętą przed siebie ręką.Tommy wstał powoli z miejsca i ruszył w jej kierunku.Sala zawirowała wokół niego, zwinęła się i zamieniła w tunel, który przechylał się coraz bardziej, spychając go w stronę panny Fredricks.Inne dzieci zniknęły, wtapiając się w długie, pochyłe ściany.Panowała zupełna cisza.Wreszcie Tommy uderzył w biurko i zatrzymał się.Panna Fredricks bez słowa napisała coś na kartce papieru i podała mu ją.Tommy wziął arkusik w palce i poczuł jak wszystko, wszystko i wszędzie, odpływa gdzieś niezmiernie daleko.Zagubiony w bezkształtnej, szarej mgle usłyszał przytłumiony, dobiegający z wielkiej odległości głos panny Fredricks.- To skierowanie do psychiatry.Idź tam teraz.Już.A potem stał już przed drzwiami, na których widniała tabliczka z napisem „dr Kruger”.Zamrugał raptownie, usiłując przypomnieć sobie, jak się tu znalazł.Gabinet znajdował się w piwnicy; pod sufitem wisiały ciężkie, ceramiczne rury, od których odchodziły cienkie, metalowe, opadające w dół po ścianach niczym pnącza winorośli albo węże.W powietrzu czuć było zapach pary i wilgoci.Tommy dotknął drzwi i szybko cofnął rękę; to wszystko jest na prawdę, pomyślał tępo.Rozejrzał się po niskim korytarzu, szukając drogi ucieczki, nie miał jednak dokąd pójść.Mechanicznie zastukał do drzwi, otworzył je i wszedł do środka.Dr Kruger został już uprzedzony przez telefon i czekał na niego.Skinął Tommy’emu głową, po czym wskazał mu duże, wyściełane krzesło, odrobinę zbyt twarde, by można było na nim wygodnie usiąść, i zaczął mówić niskim, monotonnym głosem.Dr Kruger był otyłym mężczyzną, któremu udało się skryć większość swego, tłuszczu wpychając go pod dobrze skrojonymi ubraniami; bogatego królestwa jego ciała broniły bastiony tweedu, wełny i miękkiej skóry.Nawet jego oczy kryły się za okularami o szkłach grubości dna butelki od coli, jakby i one były zbyt tłuste i wymagały wsparcia.Przypominał wyszorowanego do czysta, łagodnego, doskonale ubranego wieprzka, może trochę ciężkawego, ale za to schludnego, zadbanego i mającego swój styl.Pod tym wszystkim jednak czaił się okrutny dureń, tylko czekający na właściwy moment, by się wyrwać na powierzchnię w całej okazałości swego niechlujstwa.W jego obecności czuło się niepokojącą atmosferę brudnej cielesności, jakby w każdej chwili za jego paznokciami mogły pojawić się czarne, żałobne opaski.Odnosiło się wrażenie, że jest w nim jakieś jedno, centralne miejsce, którego wystarczy dotknąć, a on wtedy rozpadnie się na kawałeczki, starannie skrojone ubranie zniknie, a Kruger zacznie rosnąć coraz bardziej, wypełniając sobą cały gabinet, nie zostawiając nawet skrawka wolnej przestrzeni.Tymczasem tłuszcz drzemał pod guzikami i paskami, pewny swego ostatecznego zwycięstwa.Jeden jego wałek, o barwie i konsystencji połcia słoniny, wymknął się, niezauważony, spod kołnierzyka.Psychiatra mówił, a Tommy mu się przyglądał zafascynowany.Dr Kruger stwierdził, że Tommy jest na najlepszej drodze do tego, żeby zostać neurotykiem.- A przecież nie chcesz być neurotykiem, prawda? - zapytał.- Chyba nie chcesz być chory? Bardzo chory?I wpatrzył się z napięciem w chłopca, sapiąc - z dezaprobatą, pęczniejąc niczym ropucha, samą swoją obecnością wpychając Tommy’ego jeszcze głębiej w krzesło.Kruger lubił stwarzać pozory chłodnego, profesjonalnego podejścia, ale gdzieś w jego wnętrzu bezustannie gorzał obrzydliwy, cuchnący płomień - mordercze, szczeciniaste, śmierdzące chlewem zagrożenie.Czasem ten płomień wypełniał suche studnie jego oczu i wówczas grube szkła zdawały się nabierać złowróżbnego, czerwonego blasku.Oczy biegały wtedy na wszystkie strony, wciskając się wszędzie i ganiać wszystko, co widziały.-Zaczynał mówić spokojnym, zrównoważonym tonem, a potem stopniowo, niedostrzegalnie, coraz bardziej podnosił głos, aż wreszcie nie był to już głos, tylko zwierzęcy ryk wściekłości i Tommy kulił się z przerażenia na swoim krześle.Wtedy Kruger niespodziewanie przerywał i ciepłym, ojcowskim tonem pytał: „Rozumiesz?”, jakby Tommy cały czas zachowywał się zupełnie nieodpowiedzialnie, ale on, Kruger, łaskawie, wielkodusznie godził się z tym i próbował dalej.A wtedy Tommy, czując się niedobrym, zawziętym, nierozsądnym i niewdzięcznym, a oprócz tego bardzo małym i brudnym chłopcem, mamrotał, że rozumie.Po wykładzie dr Kruger zażądał stanowczo, żeby Tommy rozebrał się i poddał dokładnemu badaniu w celu ustalenia, czy nie zażywa silnie działających narkotyków; pobrał również próbkę śliny do testów na obecność innych środków farmakologicznych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl