[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sekundę później odwrócił się i wsiadł do dwukółki.Próbowała przypomnieć sobie wszystkie przekleństwa, którymi mogłaby go obrzucić, ale on tylko trzasnął batem i już go nie było.- Wyglądasz jak ryba - powiedziała Connie.- Mówię do ciebie.Wyglądasz głupio, masz usta otwarte jak wrota.- Mówiłaś, że wyglądam jak ryba.- Popatrz, Brandy, to złoto.Ten pan dał nam złote monety - pochwaliła się Fiona, demonstrując skarb w brudnej rączce.- Daj mi to.- Brandy zabrała pieniądze.- Nie wierzę, że miał czelność nam to dać.- Fiona zaczęła chlipać.Konstancja szturchnęła starszą siostrę w ramię.- Jak mogłaś być tak nieuprzejma dla tego dżentelmena? Jeszcze nigdy nie czułam się tak zażenowana.Taki przystojny i elegancki człowiek, a ty zachowałaś się okropnie.A co do ciebie, Fiono, należy ci się porządne lanie.- Na koniec zostawiła zatrutą strzałę: - Nie sądź, że kiedy babcia się dowie, wezmę część winy na siebie.A dowie się prędzej czy później, wiesz, że ma więcej szpiegów niż cała Anglia.Gdyby tata lub dziadek Angus żyli, dostałabyś baty.Brandy już podniosła rękę, ale szybko ją opuściła.Odwróciła się do Fiony: - Przestań chlipać, Fiona, kapie ci z nosa.Już, wytrzyj.Ten człowiek dał nam pieniądze, bo myślał, że jesteśmy dziećmi biednych wieśniaków.I dlatego nie powinnyśmy ich zatrzymać, rozumiesz?Fiona zaczęła szlochać jeszcze głośniej, a Brandy, już na skraju cierpliwości, złapała ją za ramię i zaciągnęła do zamku.Weszły bocznymi drzwi.Nie myślała już o Angliku, tylko o tym, jak ujść niezauważenie bystrym oczom starej Marty.Muszą się spieszyć.- Cichutko, kochanie - powiedziała łagodnie.- Wyszoruję cię i nikt się nawet nie dowie.A jeśli babcia podniesie na ciebie laskę, zasłonię cię.Pół godziny później Fiona, umyta i najedzona, leżała już w łóżku.Na szczęście Morąg przyniosła jej kolację na górę.- Nie mogę zostać, malutka - powiedziała.- Kucharka nie da sobie sama rady, bo jest tyle gąb do wykarmienia.- Morąg rzuciła Brandy beznamiętne spojrzenie.- Szykuj się lepiej, dziewczyno.Pani z całą rodziną już czeka na dole.Brandy zabrała świecę i poszła do swojego pokoiku.O tej porze roku w palenisku nie płonął już ogień.Za to u drogiego kuzyna Percy’ego na pewno było ciepło.A stara Marta, której się ciągle podlizywał, przygotowała mu pewnie gorącą wodę na kąpiel.Zdjęła brudną sukienkę i halkę, zziębniętymi palcami rozsznurowała gorset.Szczękając zębami, umyła się w zimnej wodzie.Nie mogła się pozbyć upartych plam z rdzy, i zanim szare mydło zrobiło swoje, miała gęsią skórkę.Wytarła się i sięgnęła po czystą bieliznę i koszulę.Pomyślała o Percym - o tym jak obrzydliwie się na nią gapił.Spojrzała na swój biust, zadając sobie pytanie, czy on właśnie przyciągnął wzrok kuzyna.Zaciągnęła mocno wiązania gorsetu i spojrzała w lustro.Efekt nie spełnił jej oczekiwań, ale nic więcej nie dało się zrobić.Założyła bladoniebieską sukienkę z muślinu o dziecinnym kroju, przepasaną w talii szarfą.Guziki na piersi nie chciały się dopiąć.W akcie rozpaczy sięgnęła do komody matki i wyciągnęła zielono-żółty szal.Szybko przeczesała gęste, sięgające po pas włosy, które falowały od wiecznych warkoczy.Włosy, pomyślała, to mój jedyny atut.Pomyślała o pożądliwych oczach Percy’ego i ponownie je zaplotła, zawijając kok z tyłu głowy.Świetnie, wyglądam jak nudna pensjonarka, której całkowicie brak gustu.Naciągnęła szal, zdmuchnęła świecę i wymknęła się z pokoju.W długim korytarzu paliła się tylko jedna pochodnia, kopcąca gryzącym w oczy dymem.Uważnie stąpając, Brandy zeszła po dębowych schodach, gdzieniegdzie pokrytych dywanem, którego postrzępione końce mogły nieostrożnych narazić na skręcenie karku.Crabbego nigdzie nie było widać.Brandy pomyślała, że wizyta kuzyna przysporzyła służącym mnóstwo dodatkowej pracy.Z bawialni słychać było głosy, a ona, świadoma swego spóźnienia, pobiegła przez kamienny hol.Bezszelestnie uchyliła drzwi i wślizgnęła się do środka, mając nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi.Gorący podmuch z buchającego z paleniska ognia omal nie zwalił jej z nóg.Chciała zakasłać, ale się powstrzymała.Babka dominowała nad całą rodzinną sceną, siedząc na osmalonym wysokim krześle niczym królowa w otoczeniu swego dworu.Tuziny świec oświetlały tę rodzinną sielankę.Usłyszała głęboki, serdeczny śmiech.W ułamku sekundy jej oczy odszukały jego źródło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl