[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dodatek jego legenda lepiej tłumaczyła wszystko, co do tej pory widziała niż alternatywy oferowane przez kapłanów.Powoli przystosowywała się do nowej rzeczywistości.Zanim jednak znowu mogła coś powiedzieć, Statek znów się odezwał:– Zbliżamy się gwałtownie do następnego zamieszkałego świata.– Czy będzie dla mnie odpowiedni?– Prawdopodobnie nie.Przerażająca wizja podróżowania od jednego systemu do drugiego, aż nawet słońce Trewitry stanie się niewidoczne, zakłóciła jej sztuczny spokój.Nie wytrzymała:– Czy jest jakikolwiek inny świat, na którym mogę zamieszkać? Nie chcę spędzić reszty życia, błąkając się w czasie i przestrzeni jak ty!– Któż chciałby? – Padła oschła riposta.– Musisz jednak dzielić mój los.Pamiętaj, że jest to, poza pierwszą, moja najwcześniejsza podróż wzdłuż Ramienia.„Ostatnim” razem byłem tu, gdy przywieziono z Klepsit na Trewitrę lekarstwo przeciwko cziczeniu.Tym razem przybyłem zaledwie piętnaście lat po zainstalowaniu lądowiska.Być może w mojej „przyszłości” zdarzą się jeszcze jakieś wcześniejsze wizyty, ale dotychczas jeszcze ich nie było.Muszę sprawdzić dane i zobaczyć, czego możemy się spodziewać.Za chwileczkę umożliwię ci obejrzenie planety.W trakcie wszystkich swoich bezowocnych podróży nigdy jeszcze nie miałem równie zadziwiającego towarzystwa.Iluż ich było.? Muszę się dowiedzieć.Nie muszę o tym myśleć.W umysłach moich konstruktorów była jednak odrobina litości.Wciąż podejrzewam ich o zaplanowanie mojego losu.Ale dlaczego? Dlaczego lepiej jest, gdy raz przybywam w tym stuleciu, raz w następnym, a potem w poprzednim? Czy mam służyć przypadkowo, a może przywracać zagubione dane upadającej grupie przytłoczonej naporem lokalnych sił? Czy nie tę właśnie wiedzę, dotyczącą mojej misji, straciłem, gdy zostałem uszkodzony i pozbawiony umiejętności dokonywania wyboru podczas wychodzenia z przestrzeni tachonicznej?Tak czy inaczej, pewnie nigdy się nie dowiem.– Nie wygląda jak Trewitra – rzekła Prążka, kiedy odzyskała oddech.Patrzyła na połyskujący wypukły glob, zawieszony poniżej i próbowała nie spoglądać w stronę lokalnego słońca, którego światło przyćmiewał automatyczny ekran.Stwierdziła, że widok ten robi znacznie większe wrażenie niż odległe kłębowisko anonimowych gwiazd.– Skąd wiesz? Czy jakiś przybysz z kosmosu pokazywał ci kiedyś zdjęcie zrobione z przestrzeni?– Nigdy nie spotkałam żadnego przybysza z kosmosu.Niebo nad Trewitrą jest jednak zawsze zielone nocą.– Tylko od spodu.Z góry jest matowoczerwone.Przy okazji, sztuczna zorza była jednym z ostatnich tworów technologicznych na twojej planecie.Wiedziałaś?Potrząsnęła przecząco głową.– Utworzono ją, jak tylko wasi ludzie zaczęli wariować ze strachu przed cziczeniem.Świadomi faktu, że zarodniki dryfowały z kosmosu, doszli do wniosku, iż to one muszą być przyczyną cziczenia.Nakazali więc ocalałym naukowcom znaleźć sposób zablokowania ich opadania na planetę.Udało się.Cziczenie jednak nie ustało.W ataku ślepej furii ludzie pochwycili uczonych i wydali w ręce kapłanów jako ofiarę, o czym już wspomniałem.– Skąd to wiesz? Przecież mówiłeś, że ta wizyta była twoją najwcześniejszą, poza pierwszą.– W jej tonie czaiła się wrogość i podejrzenia.– Z innej wizyty, choć znacznie późniejszej.Przepraszam, że mówię o czymś co jeszcze się nie wydarzyło w czasie przeszłym.Czasem mam trudności z określeniem, kiedy moje przyszłe wizyty wydarzyły się w przeszłości.Podejrzewam, że nie zostałem zaprojektowany, aby dawać sobie radę z takimi paradoksami.Znaczenie ma fakt, że racjonalne myślenie powróci na Trewitrę, a prawda zostanie zrekonstruowana na podstawie fragmentarycznych zapisków.Ironią zorzy jest jednak.Nie, lepiej będzie, jeżeli się nie dowiesz.– Czyż nie odkryłeś luk w swoich instrukcjach? – wtrąciła.– Teraz pewnie chcesz, żebym ci się sprzeciwiła, a ty mi wszystko opowiesz.– Wciąż trudno jest mi uwierzyć, że nie studiowałaś świątynnej kazuistyki.Jeżeli o mnie chodzi, miałem wiele czasu na wykrycie tych paru niedopatrzeń moich projektantów.Można, zdaje się, wiele powiedzieć na korzyść zacofanego społeczeństwa, którego członkowie mają czas, by poświęcić się nieskrępowanym nieprzerwanym rozmyślaniom.Czy to prawda, czy też nie, w czasach, kiedy ładowano moje banki pamięci, rozpowszechniona była teoria, że droga ku lotom kosmicznym została przetarta przez pasterzy zwierząt domowych, którzy nie mieli nic lepszego do roboty podczas bezchmurnych letnich nocy, jak tylko rozmyślać o ruchach gwiazd i planet.– Na naszej rodzinnej planecie? Pierwszej zamieszkałej przez ludzi?– Oczywiście.– Czy lepiej im się żyło niż mojemu ludowi?– Tego nie wolno mi oceniać.Wydaje się, że moi konstruktorzy chcieli, aby ich potomkowie mieli start nieobarczony przesądami.Stagnacja mogłaby to wyjaśnić, a także inne czynniki.Chciałaś jednak usłyszeć o zorzy.– W zasadzie tego nie powiedziałam, ale tak, nawet jeżeli miałoby zaboleć.– Zaboli.Widzisz, te zarodniki spadające z kosmosu zostały rozsiane przeze mnie.– Nie rozumiem.– Twoi przodkowie nie byli świadomi ich natury albo też woleli wierzyć, że coś złego się z nimi stało.Rozsiałem je według instrukcji.Następnie rozmnożyły się bilionami, używając lokalnych pierwiastków, i opadały do górnych warstw atmosfery pod ciśnieniem promieniowania.Był to najgenialniejszy system, jaki kiedykolwiek wynaleziono.– Czemu miał służyć?– Na wypadek, gdyby plazma zarodkowa okazała się niewystarczająco zabezpieczona przed jakimś miejscowym zagrożeniem, jak miało to miejsce z twoimi przodkami, zarodniki z kosmosu dostarczały natychmiastowego wzmocnienia.Można powiedzieć, że miały ponownie zaszczepić w ludziach ludzkie cechy.Lokalną faunę zresztą także, aby stała się bardziej uległa, a nawet jadalna.Trewitra jest jednak od nich odcięta.– To niewiarygodne! – wyszeptała Prążka.Przyzwyczaiła się już, że głos rozmówcy dochodził do niej z jakiegoś niewidzialnego punktu.Nie miała pojęcia, w jaki sposób Statek wydawał głos, ale nie była skłonna dopytywać się o techniczne szczegóły.Całe życie spędziła wśród roślin i zwierząt i jeżeli z taką trudnością przychodziło jej zrozumienie tego, co mówił jej o żywych organizmach, o ile gorzej byłoby w przypadku nieznanych maszyn!– Moi konstruktorzy doskonale te rzeczy przewidywali – kontynuował spokojny głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl