[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Posłuchaj.– Pokazał jej.– Popatrz, co on napisał na sto trzynastej stronie.Nieprzytomna tarła oczy.–Co?–Pisze, że szedł trzynastego maja ulicą Łaciarską.Uzbrojony po zęby, bo już mu odbijało.Miał pistolet, rewolwer, zapasowe magazynki, kamizelkę kuloodporną z kewlaru.A na to maskującą kurtkę z goreteksu.–W maju? – ziewnęła.– No to musiał się strasznie spocić.–Dokładnie.Tak to opisuje.Ale…–Ale? – Włączyła telewizor nieprzytomna.Kanał trzynasty.Poskakała po innych, lecz nie znalazła niczego ciekawego.Włączyła więc radio.Automat włączył kanałtrzynasty.Podawali wspominki ze stanu wojennego, trzynastego grudnia.Przeskoczyła na jakąś stację z cichą muzyką.–I co się stało?–Taka dziwna rzecz.On już w panice przeładował swojego HeckleraKocha, odbezpieczył…–To chyba nielegalne.–Nieistotne.Był spanikowany.I nagle…–Co się stało? – Podniosła się z kanapy, pokazując swój kształtny biust.–Z boku podszedł jakiś chłopczyk.– Palce Staszewskiego sprawnie stukały w klawisze, żeby pokazać odpowiednie fragmenty tekstu.– Miał na sobie pseudoamerykańską koszulkę do baseballa z numerem trzynaście.I powiedział… -Nie mógł zrolować tekstu na odpowiedni fragment, bo ciągle zatrzymywało mu się na stronie sto trzynastej.W końcu jednak znalazł.– Chłopczyk powiedział: „Ten, który przybiera maskę złego, może być tym dobrym”.–No i co to znaczy?–Właśnie nie wiem.Później poszedł do domu, rezygnując z celu marszu.Przyłożył sobie lufę do skroni, lecz na szczęście tuż obok była duża i silna kobieta.Wyrwała mu broń z ręki.–Do czego zmierzasz?–Nie mam pojęcia.Dziwi mnie tylko, że Ziemski opisał scenę własnej próby samobójstwa na stronie sto trzynastej swojej powieści.–Kompletnie nie rozumiem, o co chodzi.–Sprawdź, który program jest nastawiony w naszej pralce.Wstała wściekła i jednocześnie rozespana.Pomstowała pod nosem na te głupoty,na durną pracę i na Sławka w szczególności.Przecież wczoraj sami wstrzymali pralkę, żeby jej praca nie przeszkadzała im we śnie.No, a teraz jej się przypomniało, że powinna uruchomić ją ponownie.Zerknęła na pokrętło.Piękne piersi podrygiwały przy każdym ruchu.–Programator stoi na trzynastce – powiedziała.–No widzisz? – Zapalił papierosa.– Nie za dużo tych trzynastek?–Widzę tylko, że jesteś durny do imentu! A może właśnie twój papieros, który jarasz, jest trzynasty w paczce?’Pokiwał głową.–Nie wiem.– Rzucił jej paczkę.– Przelicz, ile zostało.Liczyła opuszkiem palca, dotykając każdego filtra.Potem podniosła wzrok.– Siedem.– Spojrzała ze zdziwieniem.– O kurwa!Miszczuk zapalił własnoręcznej roboty pochodnię, lecz rozświetlenie gigantycznej hali w nocy było niemożliwe.Równie dobrze mógłby sobie włożyć tę pochodnię w dupę – efekt ten sam, ale przynajmniej byłoby wesoło, jakby wykonał solowy popis „taniec świętego Wita z kijem w tyłku”.Nieźle brzmiałoby to na plakatach reklamowych.Borowicz obudził się, szukając gorączkowo swojego schmeissera.Wasiak totalnie zaspany chwycił pepeszę, Kolski dopadł do erkaemu, Niemiec chwycił granaty, a przewodnik mauzera.–Co się stało?–Warta mi się kończy, a tam się coś rusza!–Gdzie?–No nie wiem gdzie.Nic nie widać.Najlepszym refleksem wykazał się Borowicz.Wyrwał pochodnię Miszczukowi i zrzucił z balkonu.–Do jasnej cholery! Dzięki temu światłu oni nas widzą, a my ich nie.Kolski poprawił taśmę karabinu.–Pociągnąć serią?–I w co trafisz po ciemku? Najszybciej we własną dupę.–To co robić?Borowicz zwrócił się do Niemca:–Du, Granaten machen.Verstehen?Tamten na szczęście zrozumiał.Wyrwał zawleczki i rzucił dwa granaty.Wszyscy odłożyli broń, żeby zatkać sobie palcami uszy.Pochodnia na dole nie zgasła od wybuchów.Wyjrzeli znad worków z piaskiem z ciekawością.Niczego nie było widać poza chybotliwym kręgiem światła rzucanym przez pochodnię.–E tam.Pociągnę serią – powiedział Kolski.I nagle zobaczyli człowieka, który wszedł w krąg światła pochodni.Przeładowali swoje pistolety i karabiny.Choć nie było sensu strzelać.Człowiek zaczął układać podpierniczone z jakiegoś trawnika kwiatki w skomplikowaną figurę.–O kurwa! – Borowicz odłożył papierosa, którego międlił w ustach, ale niezapalał, bo bał się użyć zapalniczki w ciemności.Byłby łatwym celem.– Zejdę tam i gopowstrzymam.–Nie boisz się szabrowników?–Przecież to moi koledzy.–No, ale w ciemności jebną cię, zanim się zorientują.–W tej chwili rabują po domach.Przecież zaraz świt.–No dobra.Będziemy cię osłaniać, dopóki pochodnia nie zgaśnie.Potem połóż się pod balkonem i leż, udając, że cię nie ma.–Nie ma sprawy.– Borowicz wyskoczył na korytarz i ruszył, szorując ręką po ścianie, żeby trafić na schody.Nic nie było widać.Zobaczyli go ze swojego Westerplatte, jak nazwali ufortyfikowany balkon, kiedy podchodził z automatem w rękach.Wrzasnął: „Ręce do góry!”.W tym momencie mężczyzna eksplodował.Niemiec przeliczył pozostałe granaty, żeby mieć pewność, że nikt żadnego nie rzucił.Kolski z nieprzytomnym wyrazem twarzy taszczył dwie skrzynki amunicji do swojego erkaemu.Miszczuk z Wasiakiem patrzyli na siebie jak oniemiali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl