[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazało się, że jednak może – choć robił to bardzo niechętnie – jeść ostrygi i małże, które przynosiłem z morza.Po pewnym czasie mogłem urozmaicić naszą dietę gotowanym mięsem żółwia, gdyż tych stworzeń było całkiem sporo na całym wybrzeżu.Kiedy nabyłem trochę praktyki, udało mi się strącać pęki owoców z palm przy plaży, rzucając kawałkami metalu i kamieniami w gałęzie.Kokosy okazały się bardzo pożyteczne: ich mleko i miąższ urozmaiciły naszą dietę, puste skorupy służyły za pojemniki do różnych celów, a nawet z brązowych włókien przylegających do ich skorup można było utkać prymitywną tkaninę.Nie mam jednak wielkich zdolności do takich precyzyjnych prac i szczytem moich osiągnięć była czapka, którą sobie zrobiłem – o szerokim rondzie, przypominająca kapelusz kulisa.Jednak, pomimo szczodrości morza i palm, nasz jadłospis był monotonny.Patrzyłem z zazdrością na soczyste stworzonka, które poruszały się, poza moim zasięgiem, wśród gałęzi nade mną.Zbadałem przybrzeżny obszar morza.Wiele różnych stworzeń zamieszkiwało ten oceaniczny świat.Zaobserwowałem szerokie, rombowe cienie przesuwające się po powierzchni wody, które uznałem za płaszczki, i dwukrotnie zauważyłem pionowo wystające płetwy o wysokości co najmniej stopy, które przesuwały się na wodzie i mogły jedynie oznaczać olbrzymie rekiny.Zobaczyłem też falujący kształt, który pruł wodę w odległości około mili od lądu.Dostrzegłem białe ciało oraz szeroką, umocowaną jak na zawiasie szczękę wyposażoną w małe, ostre zęby.Ta bestia miała jakieś pięć stóp długości i płynęła, wykonując faliste ruchy swoim krętym ciałem.Opowiedziałem o tym Nebogipfelowi.Odgrzebując trochę więcej encyklopedycznej wiedzy, którą miał zgromadzoną w swojej małej głowie, Morlok zidentyfikował zwierzę jako Champsosaurusa: starożytne stworzenie spokrewnione z krokodylem, które przetrwało wiek dinozaurów, już dawno zastąpiony przez epokę paleoceńską.Nebogipfel powiedział mi, że w tym okresie ssaki morskie z moich czasów – wieloryby, syreny i wiele innych – są w trakcie ewolucyjnej adaptacji do morza i żyją nadal jako duże, wolno poruszające się zwierzęta lądowe.Rozglądałem się uważnie za wygrzewającymi się w słońcu wielorybami lądowymi, gdyż na pewno zdołałbym upolować takie wolno poruszające się zwierzę, ale nigdy żadnego nie zobaczyłem.Gdy po raz pierwszy zdjąłem łupki Morlokowi, rany wydawały się goić.Nebogipfel jednak zbadał stawy i orzekł, że kości zostały źle nastawione.Wcale mnie to nie zdziwiło, ale żaden z nas nie potrafił wymyślić sposobu, jak można by sytuację polepszyć.Mimo to, po pewnym czasie Nebogipfel mógł jako tako chodzić, korzystając z kuli wykonanej z odpowiednio ukształtowanej gałęzi; przyzwyczaił się do utykania, chodząc po naszym małym obozowisku jak jakiś zasuszony czarownik.Jednakże jego oko, które uszkodziłem podczas ataku w warsztacie samochodów czasu, nie zagoiło się i pozostało ślepe.Było to powodem mojego głębokiego żalu i wstydu.Jako Morlok, biedny Nebogipfel czuł się bardzo niedobrze w silnym słońcu grzejącym za dnia.Dlatego spał w dzień w zbudowanym przeze mnie schronieniu i wstawał w nocy, natomiast ja preferowałem światło dzienne.Tak więc każdy z nas spędzał bezsenne godziny sam.Spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o zmierzchu i świcie, choć muszę przyznać, że po kilku tygodniach ciężkiej pracy fizycznej oraz przebywania na wolnym powietrzu i w upale byłem bardzo wyczerpany, kiedy słońce zachodziło.Palmy miały szerokie liście i postanowiłem, że trochę ich zdobędę, zamierzając wykorzystać je do zbudowania lepszego schronienia.Ale wszystkie moje wysiłki związane z rzucaniem przedmiotów w drzewa spełzły na niczym, a nie miałem środków, by ściąć same drzewa.Zmuszony więc byłem rozebrać się do spodni i wdrapywać na palmy jak małpa.Gdy już znajdowałem się przy koronie drzewa, niedługo trwało zerwanie liści i upuszczenie ich na ziemię.Te wspinaczki były dla mnie wyczerpujące.Przebywając na świeżym powietrzu w pobliżu morza i w świetle słonecznym, nabierałem zdrowia i krzepkości, ale nie jestem już młody i wkrótce poznałem granice moich atletycznych możliwości.Skonstruowałem solidniejsze schronienie, które składało się z opadłych gałęzi pokrytych zaplecionymi liśćmi.Zrobiłem też z liści szeroki kapelusz dla Nebogipfela.Kiedy Morlok siedział w cieniu, z tym kapeluszem zawiązanym pod brodą, lecz poza tym nagusieńki, wyglądał wręcz śmiesznie.Jeżeli chodzi o mnie, to zawsze miałem bladą cerę, więc po kilku pierwszych dniach bardzo cierpiałem z powodu przebywania na słońcu i nauczyłem się ostrożności.Skóra zeszła mi z pleców, ramion i nosa.Zapuściłem gęstą brodę, żeby ochronić twarz, ale na moich ustach pojawiły się bardzo szkaradne pęcherze.Najgorzej jednak poparzyłem sobie łysinę na czubku głowy.Przyzwyczaiłem się do przemywania oparzeń wodą i ciągłego noszenia kapelusza oraz tego, co pozostało z mojej koszuli.Mniej więcej po miesiącu takiego życia, pewnego dnia, kiedy się goliłem (używając kawałków samochodu czasu jako brzytwy i lustra), zdałem sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo się zmieniłem.Moje zęby i oczy odbijały się jaskrawą bielą na tle brązowej jak mahoń twarzy, brzuch był płaski jak za szkolnych czasów i chodziłem w kapeluszu z palmowych liści, skróconych spodniach i z gołymi stopami tak naturalnie, jakbym to robił od urodzenia.Zwróciłem się do Nebogipfela.– Spójrz na mnie! Moi przyjaciele mieliby trudności, by mnie rozpoznać.Przemieniam się w tubylca.Jego twarz bez podbródka pozostała bez wyrazu.– Jesteś tubylcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl