[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zarzewie przyszłych wojen.Nie po to Iseria zniszczyła jedno imperium, aby na jego zgliszczach pozwolić budować nowe.– To przecież mój ojciec, przeciw którego boskości tak zajadle gardłują, pokonał Durlock.Zasłużył sobie na tron.Gdyby nie jego czyn, wielbiono by dziś w Iserii bóstwa tornów, jeśli takowe mają.Gdzie była Mau, kiedy Iti niszczył Moc? A pęknięte posągi? Czy bogini sama nie przyznała się do porażki?– Mnie nie musisz przekonywać, przecież jestem kapłanem.Chcę tylko, byś uświadomił sobie, co nas czeka.Nie sądzę, iżby pozwolono nam bez przeszkód opuścić Iserię.Hennasti zamyślił się.– Jest coś, co może nam to ułatwić – powiedział po chwili.– Cóż takiego?– Dowiesz się niedługo.Na razie mam prośbę: gdy zapadnie noc, opuszczę tabor.Dopilnuj, by nikt się o tym nie dowiedział.– Co chcesz zrobić?– Muszę wrócić do Irvion.Coś tam zostawiłem.*Ciężkie wrota uchyliły się ze skrzypnięciem.Hennasti wszedł i zapalił pochodnię.Uniósł ją nad głową, światło rozpełzło się po zakamarkach lochu.Stali, czekając znaku.Patrzył przez chwilę na stalowe korpusy i znów poczuł to samo wzruszenie, jak wtedy, gdy był tu z ojcem.Dziś Itijasti nie żyje, a on jest panem milczących rycerzy.Oto armia, której niestraszni fanatycy spod chorągwi Mau, niewrażliwa na oręż ni czary.Nie zastanawiał się dłużej.Wyszedł na zewnątrz i wydobył z sakwy płytkę.Myśl spotęgowana jej tajemną siłą, pomknęła w mrok korytarza.Zgrzytnęły zastałe przeguby, drgnęły żelazne kolana.Stalowe potwory z hukiem i chrzęstem poczęły wychodzić na świat.Opuszczały podziemia, w których niegdyś unieruchomił je rozkaz poprzedniego pana.Hennasti wskoczył na kiseta.Spojrzał jeszcze na wznoszące się nie opodal mury uśpionej stolicy i ścisnął piętami boki zwierzęcia.Jeśli ktokolwiek w Irvion zwrócił uwagę na niezwyczajny hałas, który dochodził spomiędzy nadbrzeżnych skał, nie starczyło mu odwagi, by dociekać jego źródła.Miasto drzemało, nieświadome tego, że oto odchodzi gwardia, której swego czasu zawdzięczało ocalenie.Stalowy hufiec kroczył przez noc.Hennasti jechał na czele, upajając się poczuciem niezwykłej, nieograniczonej władzy nad ślepo posłusznymi rycerzami.O takich mógł marzyć każdy wódz: karni i nie – zwyciężeni.Niech Daggan śpi spokojnie.Nie chciał, aby ktoś z taboru ich zobaczył.Lepiej, żeby nie wiedzieli – wieści rozchodzą się niezbadanymi ścieżkami, nie mógł ręczyć za wszystkich.Dlatego nie wprowadził hufca do obozu.Zostawił swe stalowe wojsko w zagajniku pod wzgórzem.Nie sposób było ich tam dostrzec, zaś on z łatwością mógł nimi kierować, nie ujawniając tego przed towarzyszami.Wrócił do obozu niezauważony.Tabor kryły ciemności, tylko w kręgu kapłańskich wozów jaśniał nikły płomyk kaganka.Lecz zanim Hennasti ułożył się do snu, zgasł i on, i nic już nie mąciło głębokiej czerni nocy.*Niezauważenie na północnym wschodzie zza horyzontu wyłoniły się górskie szczyty.Początkowo były ledwo widocznym, poszarpanym pasemkiem, nieco tylko ciemniejszym od szarej, jednorodnej płachty wysokich chmur, która powlekała niebo.Potem, w miarę jak ubywało dzielącej od nich drogi, rosły i potężniały, aż zawisły złowieszczym grzebieniem niemal nad głowami wędrowców.Równocześnie od zachodu powiało zapachem morza.To oznaczało, że tabor opuszcza step.Stanęli u wylotu Gardła.Ów wąski pas ziemi między Morzem Serta a Górami Smoczymi i ciągnącą się dalej Pustynią Śmierci od dawien dawna był terenem najza – cieklejszych wojen.Naturalny bastion smoczych szczytów chronił Ise – rię od północy, zatem jedyna dostępna droga, którą wrogowie z Zagórza mogli przedostać się na południe, wiodła właśnie tędy.Przez ellary Gardło stanowiło najbardziej płynną granicę w Loinie.W konfliktach trwających całe pokolenia co rusz zmieniało suwerena.To przechodziło z rąk Iserów pod panowanie Durlocku, to znów po czasie znaczonym tysiącami śmierci powracało do Iserii.Wojna toczyła się tu nieustannie.Jej początek sięgał czasów, gdy spośród snujących się po Zagórzu watah dzikich Minnów i plemiennych stad ghotów wyłoniło się niespodzianie stworzone przez torneńskich odszczepieńców imperium Mocy.Dopiero ów wyklęty przez własną rasę niepozorny val o świętokradczym imieniu Itijasti położył jej kres.Dokonał czynu, który zmienił bieg dziejów.Zgasła Wieża Życia, Moc odeszła w niebyt.Wraz z nią odeszło niemało tornów, śmiercionośna strefa szoku sięgnęła podówczas aż po północne krańce Torivii.Imperium, pozbawione nagle jednoczącej je siły, rozpadło się z dnia na dzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl