[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbował trafiać zawsze w to samo miejsce.− Nic podobnego − oznajmił Elethiomel, kopiąc kamienny parapet i spoglądając w dół.− Był dobrym człowiekiem.− Jeśli był dobry, dlaczego król kazał go zabić?− Nie wiem.Ludzie musieli o nim opowiadać różne historie.Kłamstwa.− Ale król jest chytry − oznajmił triumfalnie Cheradenine, wrzucając następny kamyk w rozchodzące się kręgi fal.− Najchytrzejszy ze wszystkich.Dlatego właśnie jest królem.On by naprawdę wiedział, gdyby mu kłamali.− Nieważne − upierał się Elethiomel.− Mój ojciec nie był złym człowiekiem.− Był, a twoja matka musiała być też strasznie niegrzeczna, bo nie zabroniliby jej opuszczać pokoju.− Nie była niegrzeczna! − Elethiomel podniósł wzrok na drugiego chłopca i poczuł, jak coś wzbiera w jego czaszce, za oczyma i nosem.− Jest chora.Nie może wychodzić z pokoju.− To ona tak mówi − odparł Cheradenine.− Patrzcie, ile kwiatów! Zrobimy perfumy! Chcecie pomóc? − Dwie siostry podbiegły do nich z tyłu, z naręczami kwiecia.− Elly… − Darckense próbowała wziąć Elethiomela za rękę.Odepchnął ją.− Och, Elly… Sheri, no, proszę cię − powiedziała Livueta.− Ona nie była niegrzeczna! − krzyknął do odwróconego drugiego chłopca.− By-ła, by-ła − odparł śpiewnie Cheradenine i rzucił do jeziora następny kamyk.− Nie była! − wrzasnął Elethiomel, podbiegł i z rozpędu pchnął mocno drugiego chłopca w plecy.Cheradenine zawył i spadł z rzeźbionego parapetu.Uderzył głową w kamienie.Dziewczynki wrzasnęły.Elethiomel wychylił się i zobaczył, jak Cheradenine z pluskiem wpada w środek koncentrycznych fal, znika, znowu wypływa, a potem unosi się na wodzie twarzą do dołu.Darckense wrzasnęła.− Och, Elly, nie! − Livueta upuściła kwiaty i pobiegła ku schodom.Darckense wrzeszczała nadal.Przykucnęła, kwiaty przyciskała do piersi.− Darkle! Biegnij do domu! − krzyczała Livueta ze schodów.Elethiomel patrzył, jak chłopiec w wodzie porusza się nieco, wypuszczając bańki.Kroki Livuety stukały na pokładzie.Darckense wciąż wrzeszczała.Na chwilę zanim dziewczyna skoczyła w płytką wodę, by wyciągnąć brata, Elethiomel zmiótł ręką pozostałe kamyki z parapetu.Zagrzechotały i wpadały z pluskiem wokół chłopca.Nie, nie o to chodziło.To musiało być coś znacznie gorszego.Był pewien, że pamiętał coś o krześle (pamiętał również coś o łodzi, ale to również nie bardzo się zgadzało).Próbował myśleć o najgorszych rzeczach, które mogą wydarzyć się na krześle, i odrzucał je kolejno, gdyż − o ile mógł sobie przypomnieć − nie przytrafiły się one ani jemu, ani nikomu z jego znajomych.W końcu doszedł do wniosku, że jego fiksacja na temat pojęcia krzesła to sprawa przypadku; tak się akurat złożyło, że wypadło na krzesło, i tyle.Były również imiona; imiona, których niegdyś używał; wymyślone imiona, które nie należały do niego naprawdę.Tylko pomyśleć, że nazywają go jak jakiś statek! Co za głupia osoba, co za niegrzeczny chłopiec; to właśnie próbował zapomnieć.Nie wiedział, nie rozumiał, jak mógł być taki głupi.Teraz wszystko wydawało się jasne, oczywiste.Chciał zapomnieć o statku; chciał pogrzebać tę sprawę, by nie mógł się już nazywać tak jak ten statek.Teraz zdał sobie sprawę, dopiero teraz zrozumiał, kiedy stało się za późno, by coś z tym zrobić.Ach, sam sprawił, że robiło mu się niedobrze.Krzesło, statek, coś… coś innego.Zapomniał.Chłopcy uczyli się pracy z metalem, dziewczęta − garncarstwa.− Ale my nie jesteśmy wieśniakami ani… ani…− Rzemieślnikami − podpowiedział Elethiomel.− Nie spierajcie się, tylko uczcie obróbki materiałów − oznajmił obu chłopcom ojciec Cheradenine’a.− Ale to pospolite!− Tak jak umiejętność pisania czy operowania liczbami.Przez biegłość w tych sprawach nie staniecie się urzędnikami, tak jak praca z żelazem nie uczyni z was kowali.− Ale…− Róbcie, jak wam kazano.Jeśli macie ambicje wojskowe, jak obydwaj twierdzicie, spróbujcie na lekcjach sporządzać ostrza i pancerze.Chłopcy spojrzeli po sobie.− Może byście również zechcieli przekazać swemu nauczycielowi języka pytanie, czy jest do przyjęcia, by młodzi, dobrze wychowani ludzie zaczynali prawie każde zdanie nieszczęsnym słowem „ale”.To wszystko.− Dziękuję, panie.− Dziękuję, panie.Na zewnątrz przyznali, że mimo wszystko praca z metalem nie jest taka zła.− Ale musimy powiedzieć Nochalowi o tym „ale”.Każe nam za karę pisać zdania!− Nie, nie powiemy.Twój stary powiedział, że „może byśmy zechcieli przekazać” Nochalowi.To nie znaczy, że polecił nam przekazać.− Racja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Banks Leanne Synowie prezyden Ridge msciciel(1)
- Banks Maya Trylogia Bez Tchu Szalenstwo zmyslow
- Banks Ray Sobotnie dziecko(1)
- Carey Mike Felix Castor 003 Przebierancy(1)
- Barker Clive Imajica 003 Piate Dominium(1)
- Antologia SF PNF 003 Podroz na Ksiezyc(1)
- Baxter Stephen Xeelee 003 Plyw(1)
- Brzeskiewicz Zbigniew Superczytanie (2)
- Dopuszczalne ryzyko
- Barbara Samuel Heart of a Knight (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- resnaturalia.opx.pl