[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrząsam głową i wycieram nos.I jak tam, Cal?Mogło się potoczyć zupełnie inaczej.Chciała, żebym został na noc, i raczej nie chodziło o to, żebym się przespał na kanapie.W dodatku wcale nie było tak, że mnie nie pociągała.Zupełnie nie tak.Zachowałem się jak dżentelmen.Powiedzmy sobie szczerze, ona była nawalona.I ja byłem nawalony.A gdyby mi nie stanął po pijaku, raczej zwarzyłoby to nastrój.I po kiego grzyba powiedziałem jej, że jestem prywatnym wywiadowcą? Komu, do diabła, chciałem zaimponować? Prywatni wywiadowcy mają w kieszeni stal, a w ślinie żelazo.Ja natomiast mam gówno w gaciach i krew w ustach.Może gdybym spotkał ją za jakiś czas, kiedy będę już lepiej ustawiony.Wtedy mogłoby coś z tego być.Nie myśl tyle, Cal.Wracam do hotelu i idę prosto do pokoju.W każdym razie na tyle prosto, na ile to możliwe, bo nogi starają się podążać każda własną drogą.Zamykam za sobą drzwi i włączam telewizor.Głośny dźwięk przyprawia mnie o ból głowy, łapię pilota i ściszam głos, dopóki nie zamieni się w pomruk.Dopiero wtedy z wewnętrznej kieszeni wyjmuję telefon i rzucam kurtkę na łóżko.Czas przykręcić śrubę.- Kto tam? - pyta Mo.- Tu Cal - mówię.- Cal?! - krzyczy do telefonu.W tle słychać straszny hałas.Mógłbym się założyć, że jest w pubie.- Callum Innes, Mo.Znasz mnie przecież.- Racja.Gdzie jesteś?- W Newcastle.- Co, do cholery, robisz w Newcastle?- Stokes tu jest.- O do diabła, faktycznie jesteś detektywem, co? Poczekaj, muszę znaleźć coś do pisania.- Jeszcze nie mam adresu.- To po co do mnie dzwonisz?- Żeby porozmawiać na temat nowej ceny.Mo rechocze.Jego śmiech brzmi piskliwie.- Szczasz pod wiatr, stary.Już ustaliłeś cenę z moim ojcem.- Tylko że to jest inna sprawa.- Sprawa? Co ty pieprzysz, Innes? Nie ma żadnej cholernej sprawy.Miałeś znaleźć kutasa i tyle.Tu nie ma żadnej cholernej tajemnicy.Jesteś na zwiadach.Masz po prostu wytropić złodzieja, nie zadzieraj nosa i nie próbuj niczego więcej, stary.No dobra, to był zły pomysł, ale brnę dalej:- Chyba o czymś zapomniałeś, Mo.Działam w ramach prawa.A kiedy znajdę gościa i dam ci jego adres, ty tu przyjedziesz i dasz mu wycisk.Co czyni ze mnie współsprawcę.Facet będzie mógł mnie rozpoznać.I może tobie uda się uniknąć cholernego wyroku, bo jakiś cienki fiutek będzie trzymał gębę na kłódkę, ale ja chyba nie jestem w tak luksusowej sytuacji.- Co mam ci powiedzieć? Przecież wiedziałeś, o co w tym chodzi.- Chcę więcej pieniędzy.Na drugim końcu zapada cisza.- Jesteś pijany.- Wydatki, Mo.- Jesteś, kurwa, pijany.Wiedziałem.Mówiłem tacie, żeby nie brał chlora.Chryste!- Nie będę tego ciągnął, Mo.- Nie myśl, że możesz mi grozić.Tylko spróbuj się stawiać, a zobaczysz, jak cię, kurde, uziemię.Coś ci powiem.Zachowam się jak dżentelmen i uznam, że po prostu zalałeś ten swój pt&si móżdżek.Zrzucę to na procenty i nie będę się czuł urażony.A teraz wracaj do roboty i nie dzwoń, dopóki nie będziesz miał adresu.Klik i już go nie ma.Siadam na brzegu łóżka.Patrzyłem na telewizję.Czarno-biali i niezbyt wyraźni Bogart i Lorre.Bogart mówi: „Kiedy ktoś cię uderzy w twarz, przyjmij to i polub”.Nigdy nie słyszałem prawdziwszych słów.Ale to wcale nie znaczy, że policzek przestał boleć.24 kłapałem Rossiego za łysiejący rudy łeb i krzyknąłem mu do ucha: - Jest robota, pierdoleńcu!Rossie się wyszarpnął.- Wal się.Trzepnąłem go w łysinę.- Jak ty się wyrażasz, Timothy?! Przynieś brandy, człowieku.Dziś świętuję.Rossie poszedł do baru, a ja opadłem na siedzenie i uśmiechnąłem się szeroko do Baza.Skręcał grubego blanta.Zostawiłem mu to, bo był cholernym mistrzem, jeśli chodzi o skręcanie.Wygładził końce i przypalił swoim clipperem.Zaciągnął się mocno, a w powietrzu rozszedł się zapach osmalonych brwi zmieszanych z Północnym Światłem.Kiedy Rossie wrócił, popatrzył na Baza, jakby ten właśnie zapierdział głośno i śmierdząco.Wypiłem brandy i uderzyłem kieliszkiem o stół.- Przywołuję zebranych do porządku.Kto jest gotów na przejażdżkę?- Ja nie, ja już jestem za stary, Mo.- Innes jest w Newcastle.- Czyli jadziem na wieś - powiedział Baz.A potem się roześmiał.Jak wielkolud się śmieje, to sprawia wrażenie prawdziwego skurwiela.I wygląda odpowiednio.- Chcesz pojechać do Newcastle - stwierdził Rossie.Popatrzył na nas spod przymkniętych powiek.- Nigdzie nie mogę jechać.Ojciec dał mi szlaban.Ale też nie mogę ufać pieprzonemu Darrenowi Walkerowi, prawda? Nie, to wy dwaj pojedziecie do Newcastle.To wy będziecie mieli na niego oko.- Nie chcem jechać do Nyiucassyl - powiedział Baz.- Skończ z tymi wygłupami-warknąłem.- Dobra, ja tylko.- Jedziecie do Newcastle.I żadnego cholernego ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl