[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Niczego sensownego.Chodź.Zmywamy się.– Będą strzelać? – Nie wstawała.– Ale nie trafią – uśmiechnąłem się jak ktoś, kto prosi, by nie brać jego słów śmiertelnie serio.– Coś ci musiał proponować.To nie idiota.– No nie wiem.Chciał, byśmy się wami wymienili.– Nami?– Panienkami – zażartowałem.– Ty za Patrycję.– No to faktycznie idiota.Młodsza, ładniejsza i na pewno lepiej obciąga.Lepiej, co?Nie byłem w stanie odpowiedzieć ot tak, z marszu.– Nie.to znaczy.skąd mam wiedzieć?– No tak – zgodziła się.– Ja nie zdążyłam.– Kaśka.– Tak szczerze: spałeś z nią?– Nie.Przecież ci mówiłem.– To nic złego.– Nie mówię, że złego.Mówię, że nie spałem.– U niej to zawód, u ciebie fizjologia.– Sprawiała wrażenia kogoś, kto ciągnie zaplanowany monolog, nie zwracając uwagi na rozmówcę.– Czysty, uczciwy układ.– Kasia, musimy jechać.Poprosiłem o czas do namysłu, ale to raptem minuta, dwie.Jak się nie doczeka odpowiedzi, zacznie strzelać.Przynajmniej wejdź do środka.Dźwignęła się.Wsiedliśmy do wozu.Zamknęła nawet pokrywę.Ale pierwsze słowa, jakie usłyszałem w hełmofonie, nie przypominały klasycznego meldunku kierowcy.– Ze mną to też fizjologia.Rozumiem.Tylko szkoda, że nie powiedziałeś.Miałem ochotę warknąć, że to nie pora na rozmowy o głupotach.Pewnie by wystarczyło.– Z tobą nie – rzuciłem sucho zamiast tego.– Jedź.Nie pojechała.– Wymiana i co dalej? Wracamy razem do bazy?– Na wschodzie są trochę wyższe górki.– Trzymałem się poprzedniego tonu.– Rozpędź się w tej chmurze.Powinniśmy przeskoczyć bezpiecznie.– Ona z tobą, ja ze Studentem? – Zignorowała moje słowa dokładnie tak samo, jak ja jej.– Przyjdzie bez broni? Żebyś mógł ją zabić, jeśli on mnie zabije?– Kasia, on naprawdę mówił o dwóch minutach.Rusz dupę.– Tłustą mam, ciężko ruszyć.– Nie zdążyłem wymyślić stosownego komentarza.– Powiedz mu, że się zgadzam.Dałem sobie spokój z komentarzami.– Nie.– Tak.– Zabije cię.– To najwyżej.Ty zabijesz Patrycję i wszyscy będą szczęśliwi.Więcej forsy do podziału, żadnej laski, o którą Ilona mogłaby być zazdrosna.Dwie konkurentki z głowy.– Jedna.– A tak, przepraszam.Patrycja.Z takim tyłkiem żadna ze mnie konkurentka.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.Zabijała nas, ale przynajmniej śmierć będę miał fajniejszą, niż myślałem.– Też tak mówi.Że ma za gruby tyłek.– Patrycja?Coś jej zachrzęściło w głosie.Nie zauważyłem u siebie zdolności telepatycznych, ale czułem, co jej chodzi po głowie.„Nie opowiada się takich rzeczy obcym facetom.”– Ilona.Milczała.Żałowałem, że tak daleko ode mnie.Chciałbym jej dotknąć.Choćby dłonią, jeśli nie da się ustami.– Dwie głupie idiotki – powiedziałem miękko.– Bardzo ładne je macie.Obie.Myślałem, że teraz ruszy.I może nawet nie myliłem się tak bardzo.Ale połowa komplementu – bo tyle na nią przypadło – to trochę za mało na taką dziewczynę.– Adam, ja mówię serio.Zróbmy tak.Przecież nie zaryzykuje jej życia.– Student? Nie doceniasz go.– Wiem: to wredny kutas.Ale jest jeszcze Chudzyński.I ty.– Zawahała się chyba, dokończyła jednak zdecydowanym tonem.– Dwóch facetów, którzy by się za nas mścili.– Naprawdę go nie doceniasz.Studiował psychologię.Wie, że co innego bronić, a co innego mścić.– Aha.Dzięki.– Pewnie bym go zabił – powiedziałem spokojnie.– To znaczy: próbował.Ale problem w tym, co on sobie myśli.A jego zdaniem skreślę cię lekko dla szansy na Ilonę.Milczała kilka sekund.– No to się chyba nie myli.– Szczerze? Gdybym miał pewność, że to mi ją da, może bym się zastanawiał.Kocham ją, wiesz.To robi z człowieka niezłego sukinsyna.Miliard ludzi byś poświęcił dla tej jednej.Ale nikt mi nie da pewności.– Szansa nie wystarczy? – zapytała cicho.– Przy takiej nagrodzie.– Nagroda zajebista – przyznałem.– Tylko że szansa prawie żadna.Nie oddam cię na odstrzał, czarnulo.Miliard ludzi tak, ale nie ciebie.Chyba mi się przydasz.– Na otarcie łez? – Nie odpowiedziałem.– Myślisz, że bym mogła? Po tym wszystkim, co mi o niej opowiadałeś? Myślisz, że jakakolwiek normalna kobieta by mogła?– Normalna? – zastanowiłem się.– Chyba nie.– Przecież ty z niej jakieś bóstwo.Nawet próbować nie warto.Jakbyś się z lokomotywą przepychała.Masz jej pełną głowę i jeszcze ci się uszami wylewa.– Ty nie jesteś normalna.– Wielkie dzięki.– W normalnych się nie kocham.Musi być niezwykła.Zrobiło się jakoś cicho.Silnik warczał, chyba nawet na wyższych obrotach.Ale było cicho.Wiedziałem, że tak będzie.Magiczne słowa potrafią wyczarować ciszę nawet w środku szykującego się do drogi bewupa.– Jedź, Kasia – powiedziałem miękko.*– I co? – Pytanie Studenta zlało się z odgłosem przechodzenia na trzeci bieg.– Zastanowiłeś się?Uniosłem dłoń do przełącznika, ale nie użyłem go jeszcze.Czerń wokół rozpędzającego się wozu ulegała rozrzedzeniu, wciąż jednak było jej wystarczająco dużo, by grać na zwłokę.Stawką były raptem sekundy, tyle że z tych sekund mógł uskładać się jeden strzał więcej.Patrzyłem w peryskop.Chyba dopatrzyłem się zarysu spłaszczonego pagórka – ale wieży jeszcze nie widziałem.Rozbłysków ognia też nie.– Adam? Jesteś tam?Na razie pytał o miejsce w eterze, nie przestrzeni.Za mało podniecenia w głosie.Jeszcze niczego nie zauważył.Czekałem.Z kciukiem na przełączniku.Kiedy zrozumie, powinno trochę nim szarpnąć.Jeśli dołożę do tego odpowiednio mocną kpinę, może szarpnie na tyle porządnie, że spieprzy pierwszy strzał.Byle wyczuć ten moment.Bo raczej nie wścieknie się aż tak, by uprzedzić mnie wrzaskiem.Już teraz mówił głośno i.Olśnienie dopadło mnie skandalicznie późno.– Zygzak, Kasia – warknąłem.– Już wiedzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl