[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Może pan o niej opowiedzieć? To dla mnie ważne.– Domyślam się, skoro przyjechał pan z tak daleka.Ale nie jestem pewien.Do czego panu potrzebna ta wiedza?– Powiedz mu – szepnęła Jovanka.Powiedziałem o amnezji, chorym dziecku i nieznanym ojcu, który był jedyną szansą Oli.O tym, kto tłumaczy naszą rozmowę, nie wspomniałem.Jovanka trzymała się dobrze, więc Bulatović niczego się raczej nie domyślił.– Z jakiego powodu polska armia nie chce panu pomóc? To mi wygląda na czystą sprawę.– Ale chyba nie jest.Dziewczyna trafiła do prywatnej kliniki.Dlaczego? Szpitale nie były aż tak przepełnione, od dawna nie strzelano.Umie pan to wytłumaczyć?– Żołnierze NATO krótko tu stacjonowali, mogli się nie orientować w miejscowych układach.– Zawahał się, po czym dodał ciszej: – Albo wręcz przeciwnie.– Co pan ma na myśli?– Słyszałem kiedyś o żołnierzach, którzy przywieźli na badania dziewczynę czy może kilka.No, krótko mówiąc, chcieli, by je sprawdzić pod wiadomym kątem.– Czy nie są w ciąży? – zapytałem naiwnie.– Czy nikogo nie zarażą.– Umilkł na chwilę.– To dowód, że klinika cieszyła się jakimś rozgłosem i uchodziła za dyskretną.Ona – zmienił temat – naprawdę nic sobie nie przypomina?– Ze szpitala pamięta wizyty polskiego żołnierza.To chyba nietypowe dla waszej kliniki, prawda?Pokiwał głową, potem westchnął i trochę pomyślał.– Nie mówię, że nie potrafię sobie przypomnieć tego przypadku.Zastanawiałem się tylko.No dobrze – westchnął jeszcze raz.– Ma pan rację, u pacjentki stwierdzono ranę głowy z naruszeniem kości czaszki, a także wstrząs pourazowy i ogólne wycieńczenie.Dziewczyna była bardzo brudna, ale nie wyglądała na zabiedzoną.– Kto ją przywiózł?– Nie jestem pewien.Chyba pamiętam trzech żołnierzy.– Był tam jakiś oficer? – Rozłożył bezradnie ręce.– Nie rozmawialiście?– A właśnie – przypomniał sobie.– Oficerowie zwykle znają angielski, a z tamtymi trudno było się porozumieć.Ten starszy chyba był sierżantem.Widziałem go tylko wtedy.To jeden z młodszych odwiedzał pacjentkę.– Często?– To już tyle lat.Powiem tak: bywał u niej i wśród personelu mówiło się o tym.O dziewczynach też.– O dziewczynach? Było ich więcej?– Dwie.Tyle że druga szybko znikła z kliniki; może nawet tego samego dnia.Postrzelono ją w udo.Niegroźna rana, kula nie naruszyła niczego ważnego.Zmieniłem tylko opatrunek i dziewczyna odeszła o własnych siłach.– Postrzał? Nie odłamek? Jest pan tego pewny?– Oczywiście.Skoro zapamiętałem, że to kula, widocznie nie miałem wówczas wątpliwości.Była w złej formie.– Ta z raną uda? – Trochę się pogubiłem od nadmiaru kobiet w tej historii.A dokładniej: historiach.Bo albo coś źle zrozumiałem, albo z jednej zrobiły się dwie, ciut odmienne.– Właściwie obie były w marnej kondycji emocjonalnej.Podano im środki uspokajające.Ten podoficer wspominał coś o zaleceniach ich lekarza.a może to Stojanović? W każdym razie sensownie nie dało się z nimi pomówić.Z pana klientką zresztą było tak niemal do końca.– Co do drugiej dziewczyny.Jak określiłby pan jej stan? – Uniósł pytająco brwi.– Powinna leżeć w domu czy raczej w szpitalu? A może w ogóle mogła biegać?– Och, nie.Udo to nie serce, ale.Powiedziałbym: łóżko i od czasu do czasu wyprawa o kulach do ubikacji.Łazienki już bym nie zalecał.Brałem pod uwagę możliwość infekcji.Ona też trafiła do nas brudna i śmierdząca.– Brudna i śmierdząca?– To typowe na wojnie – uświadomił mnie.– Chodzi mi o to, że nie trafiły tu prosto z pola minowego.To znaczy – poprawiłem się – moja klientka nie trafiła.A o tej drugiej sam pan wspomniał, że miała opatrunek.Lekarze wojskowi to nie rzeźnicy, myją pacjentów.– Nie wiem, co panu opowiadała klientka, ale to akurat dobrze zapamiętałem.Nie trafiła do nas prosto spod natrysku.– Zauważył pan u niej coś dziwnego, nietypowego? Dwa razy otwierał usta i dwa razy zabrakło mu przekonania, by pójść o krok dalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl