[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczynkę wychował dziadek, samotny, ekscentryczny milioner, za młodu wielki mecenas sztuki (Keransowi nigdy nie udało się ustalić źródła jego bogactwa: kiedy on i Riggs odkryli przypadkowo kryjówkę Beatrice, Kerans zapytał ją o to, ale ona odparła tylko krótko: „Powiedzmy, że robił w pieniądzach”).Jego gusta skłaniały się szczególnie ku sztuce eksperymentalnej i dziwacznej i Kerans często zastanawiał się, na ile osobowość i niezwykłe poglądy tego człowieka odziedziczyła po nim jego wnuczka.Nad kominkiem wisiało ogromne surrealistyczne płótno z początków dwudziestego stulecia, na którym nagie do pasa kobiety o twarzach barwy popiołu tańczyły ze szkieletami wystrojonymi we fraki na tle upiornego, szkieletowego pejzażu.Obraz był pędzla Delvaux.Na drugiej ścianie milcząco wrzeszczała sama do siebie jedna z fantasmagorycznych, samopożerających się dżungli Maxa Emsta, przypominająca rezerwuar podświadomości szaleńca.Przez kilka chwil Kerans wpatrywał się w ciszy w przyćmiony, żółty pierścień słońca Emsta, przeświecający pośród egzotycznej roślinności, i raptem przez jego mózg przemknęła zagadkowa fala wspomnień i nagłego zrozumienia.Wizerunek archaicznego słońca był o wiele potężniejszy niż muzyka Beethovena, palił mu umysł i oświetlał znikające cienie, pędzące obłąkańczo po najgłębszych zakamarkach jego myśli.– Beatrice.Przyglądała mu się, kiedy do niej podchodził.W jej spojrzeniu pojawił się wyraz lekkiego niezadowolenia.– Co się stało, Robercie?Kerans zawahał się.Nagle zdał sobie sprawę, że, choć krótka i niezauważalna, minęła właśnie ważna chwila, niosąca go w strefę decyzji, z której nie będzie już mógł się wycofać.– Chyba zdajesz sobie sprawę, że jeśli pozwolimy Riggsowi wyjechać bez nas, to nie znaczy, że będziemy mogli wyjechać stąd później.To znaczy, że będziemy musieli pozostać tu na zawsze.Rozdział IIIKu nowej psychologiiCumując katamaran przy nabrzeżu, Kerans rzucił trap, a potem ruszył kładką w stronę bazy.Kiedy otwierał właz, obejrzał się raz jeszcze na lagunę.Wśród fal upału dostrzegł Beatrice, wspartą o balustradę balkonu.Kiedy jej pomachał, w charakterystyczny dla siebie sposób odwróciła głowę i nie zareagowała.– Panna Dahl znów ma kapryśny dzień, doktorze? – sierżant Macready wyszedł z budki strażniczej, a jego podobną do ptasiego dzioba twarz rozluźnił na chwilę przebłysk rozbawienia.– To naprawdę dziwna kobieta.Kerans wzruszył ramionami.– Wie pan, sierżancie, jak twarde i niezależne bywają samotne dziewczyny.Jeśli mężczyzna nie ma się na baczności, to mogą mu napędzić porządnego strachu.Próbowałem namówić Beatrice, żeby spakowała się i wyjechała z nami.Jeżeli sprzyja mi szczęście, to chyba tak zrobi.Macready wpatrywał się uważnie w dach dalekiego bloku mieszkalnego.– Cieszę się, że pan to mówi, doktorze – powiedział niezobowiązująco, ale Kerans nie umiał zdecydować, czy sceptycyzm w głosie sierżanta odnosił się do niego, czy raczej do Beatrice.Bez względu na to, czy ostatecznie zostaną czy nie, Kerans postanowił udawać, że jednak wyjeżdżają.Przez trzy następne dni powinni wykorzystywać każdą wolną chwilę, żeby gromadzić zapasy żywności i wykraść niezbędne wyposażenie, jakie uda im się znaleźć w magazynach bazy.Kerans nie podjął jeszcze nieodwołalnego postanowienia co do wyjazdu – kiedy tylko rozstał się z Beatrice, jego wahanie wróciło (zastanawiał się ponuro, czy dziewczyna nie próbuje wyprowadzić go w pole, niby Pandora o zabójczych ustach, nieobliczalnie otwierając i zamykając wieko swojej puszki czarownic, kryjącej jedynie pragnienia i frustracje) – ale zamiast chodzić jak błędny w stanie morderczej niepewności, którą Bodkin i Riggs szybko by spostrzegli, zdecydował odłożyć definitywne rozstrzygnięcie na ostatnią chwile.Choć wprost nie cierpiał bazy, widok odpływającego statku z pewnością niezwykle szybko wzbudziłby w nim takie uczucia, jak strach i panika, a rozmaite abstrakcyjne motywy, przemawiające za tym, żeby zostać nad laguną, zniknęłyby wkrótce zupełnie.Rok temu Kerans przypadkowo znalazł się samotnie na pewnej małej wysepce, gdzie prowadził ponadplanowe badania geomagnetyczne.Nie usłyszał syreny okrętowej, oznajmiającej odpłynięcie statku, ponieważ miał na głowie słuchawki i klęczał pochylony nad przyrządami pomiarowymi w starym bunkrze podziemnym.Kiedy wyszedł stamtąd dziesięć minut później i okazało się, że bazę dzieli już od wyspy sześćset jardów płaskiej tafli wody, a dystans ten z każdą chwilą się powiększa, Kerans poczuł się jak dziecko na zawsze odłączone od matki.Ledwo udało mu się w porę opanować i oddać ostrzegawczy strzał z pistoletu sygnałowego.– Doktor Bodkin prosił mnie, żebym pana wezwał, jak tylko pan przyjedzie, proszę pana.Porucznik Hardman nie czuł się rano zbyt dobrze.Kerans skinął głową, omiatając wzrokiem pusty pokład [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl