[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiadomo, jak długo zanosiła się płaczem, aż w końcu oczy wyschły, ale ból w głębi ciała pozostał.Odwróciła się na plecy i tępo zaczęła wpatrywać się w sufit.Benedykt Maxwell, mężczyzna, którego kochała, którego pragnęła poślubić, zadał cios jej ciału i duszy, najgorsze zaś było, że uczynił to wszystko z premedytacją.Ujrzawszy go Rebeka pomyślała, że oto spotkała drugą połowę swej duszy.O Boże, jaka była głupia.Oczywiście, teraz wiedziała, dlaczego Benedykt wydawał się jej znajomy.Miał takie same oczy, jak jego młodszy przyrodni brat.Gdyby nie była tak zaślepiona, może dostrzegłaby to podobieństwo.Ale ona marzyła o miłości i o tym, że będą żyli „długo i szczęśliwie”.Z piersi Rebeki wydobył się jęk.Wszystko zaczęło pasować.Benedykt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, gdy pierwszy raz została mu przedstawiona.Dopiero, kiedy Rupert wymienił jej nazwisko, zaczął uwodzić ją wykorzystując cały swój męski urok.Następnego dnia Mary próbowała ją ostrzec, a ona wypowiedziała prorocze słowa: „W głębi duszy wiem, że on jest przeznaczony dla mnie.Nawet gdybym miała cierpieć, niech tak będzie”.Tego samego wieczora, na pierwszej randce, Benedykt zapytał o innych adoratorów, a ona wyznała, że nie ma żadnego.Nie mogła zrozumieć, dlaczego powiedział wówczas: „Wierzę ci.Na razie”.Teraz rozumiała, że chciał sprawić jej jak najwięcej bólu, a ona jeszcze mu w tym pomagała.Rzucała się na łóżku.Pragnęła znaleźć ukojenie w śnie, który nie nadchodził.Przypominała sobie każde słowo i gest Benedykta.Całym ciałem tęskniła do ciepła jego rąk, podniecających pocałunków, rozkoszy, jaką jej sprawiał.Jak wytrzyma bez niego?Gdyby chociaż się nie kochali, myślała z goryczą.Była tak szczęśliwa, kiedy ją posiadł, a teraz okazało się, że nie czuł do niej zupełnie nic.Upokorzył ją, zmuszając się do przyjęcia tego, co mu z taką radością ofiarowała.Świtało już, kiedy uświadomiła sobie, że w dużej mierze sama jest sobie winna.Benedykt mylił się co do jej związku z Gordonem, mylił się co do niej.Miał jednak rację mówiąc, że nigdy nie prosił jej o rękę.Dał jej pierścionek, a ona zbyt pochopnie wyciągnęła wnioski.Jak ją wzruszyło to, że unika jej spojrzenia.Myślała, że jest zdenerwowany i nieśmiały.Co za wstyd! Nic dziwnego, że nie spieszył się z wyznaczaniem daty ślubu.Chciał tylko pomścić brata, a ona, głupia, sama mu dała broń do ręki.Poranną ciszę przerwał płacz niemowlęcia.Mały Jonathan zaczynał kaprysić zawsze o tej samej porze.Szósta trzydzieści.Słyszała, jak Mary chodzi po pokoju, i wiedziała” że nie da się już dłużej odkładać nieuniknionego spotkania.Pół godziny później była już na nogach.Przeciągnęła się, bardzo bolały ją mięśnie.To po nieprzespanej nocy - wmawiała sobie, nie chcąc przyznać, że ma to jakikolwiek związek ze sposobem, w jaki kochała się z Benedyktem.Znalazła czystą bieliznę, dżinsy i sweter i powlokła się do łazienki.Weszła, pod prysznic, odkręciła kran i skierowała twarz pod strumień ciepłej wody.Potem namydliła starannie całe ciało.Chciała zmyć z siebie zapach Benedykta.Pukanie do drzwi przerwało jej rozpaczliwe wysiłki.To na pewno Rupert.Zrobiło się jej niedobrze na myśl o podstępnym zachowaniu Benedykta.Walcząc ze słabością wytarła się prędko.Jej gniew stopniowo narastał.Ubierając się myślała o tym, jak posłużył się jej przyjaciółmi, pierścionkiem, wszystkim, czym się dało, byle tylko złamać jej serce.Rebeka stanęła przed lustrem i zawinęła mokre włosy w ręcznik.Spojrzała na swoje odbicie i jęknęła cicho.Nikt się nigdy nie dowie, jak bardzo Benedykt Maxwell ją skrzywdził.Nawet on się o tym nie dowie.Pomyślała o swoim zmarłym ojcu.Siłą ducha zwalczał zabijającą go chorobę.Dlaczego więc ona nie miałaby pokonać tej nieszczęśliwej miłości? Najgorsze było to, że sama nie była bez winy.Zachowała się nierozsądnie i teraz płaciła za to.Otworzyła drzwi.- Łazienka już wolna, Rupercie - zawołała i zbiegła po schodach.Przed drzwiami kuchni wyprostowała się i zawahała przez chwilę.Zaraz się zacznie.Weszła do przytulnej kuchni.Mary siedziała przy stole i karmiła Jonathana.Podniosła głowę i uśmiechnęła się, ale na widok Rebeki uśmiech zniknął z jej twarzy.- Na litość boską, Becky, trzeba było zostać w łóżku.Wyglądasz na nieprzytomną.O której wróciłaś?- Dzień dobry Mary.Wszystko w porządku - wymamrotała Rebeka nastawiając wodę.- Kawy?- Już gotowa.- Och, dziękuję.- Dzbanek z kawą stał na środku stołu, a obok niego dwie filiżanki.Rebeka nalała sobie kawy, powstrzymując drżenie rąk, a potem z wymuszoną nonszalancją usiadła na jednym z krzeseł.- Jak tam mój głodny chrześniak? - zapytała z uśmiechem, patrząc, jak mały Jonathan opróżnia z zapałem butelkę.- O wiele lepiej niż ty - Mary spojrzała uważnie na Rebekę.- Chyba wcale nie spałaś: Nic się nie stało, mam nadzieję?Rebeka nie wiedziała, co odpowiedzieć.- Zaręczyny zerwane.Mary zerwała się na równe nogi, upuszczając butelkę.Jonathan zaczął płakać.- Zerwane? Jak to zerwane?- Przepraszam cię, Mary.Sprawiłam wam tyle kłopotu.Benedykt zatrzymywał się tu i tak dalej, ale te zaręczyny to nieporozumienie.- Nie chciała podawać rzeczywistego powodu, ale Mary należało się jakieś wyjaśnienie.- Spotkaliśmy się wczoraj w Londynie, długo rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że nie pasujemy do siebie.- Tak po prostu? Ale, Rebeko.- Nie, Mary, nie chcę o tym mówić - ucięła Rebeka wstając od stołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl