[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego, Quin? - wychrypiał.- Dlaczego ze wszystkich kobiet z Londynie wybrałeś właśnie ją? Możesz mi to wytłumaczyć?Quin wydawał się zdziwiony.- Lubię ją.Wydaje się rozsądna.- Rozsądna? - powtórzył Alasdair.- Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że przymknie oko na twoje dziwki, to możesz się bardzo rozczarować.Szkoci nie słyną z wyrozumiałości.Quin położył mu ciężko rękę na ramieniu.- Uwaga, przyjacielu - warknął.- Moje małżeństwo i to, co się w nim będzie działo, to nie twoja sprawa.Dam jej dzieci, piękne domy i tytuł.Wierz mi, nie będzie miała powodu do narzekania.Alasdair milczał chwilę.- A co z miłością?- Właśnie - prychnął Quin.- Powiedziałem, że zamierzam dać jej dzieci, na Boga! To wystarczy.Nie, nie kocham jej, ona też mnie nie kocha.I nic się w tej sprawie nie zmieni.- Powiedziała ci to? Quin zarumienił się lekko.- To nie twój interes, ale tak, powiedziała.Alasdair przełknął ślinę.Próbował zebrać myśli.Czuł się, jakby tonął.- Jesteś pewien? - wykrztusił.- Czy jesteś pewien, że ona właśnie tego chce? Czy przypadkiem ciotka nie zmusza jej do ślubu?- Jej ciotka dowiedziała się o naszych planach już po fakcie - odparł Quin.- Była oczywiście zachwycona.Nie, Esmee nikt do niczego nie zmuszał.Boże! Alasdairze! O co ci chodzi? Zachowujesz się jak pies ogrodnika! Jeśli chciałeś się z nią ożenić, nic nie stało na przeszkodzie.- Jestem ojcem jej siostry - zgrzytnął Alasdair.- Ponad dziesięć lat od niej starszym.Nieważne, czego chciałem, a czego nie chciałem.- Masz rację - zgodził się Quin.- Bo ona przyjęła moje oświadczyny.- Usiadł na krześle, z którego wstał Alasdair i patrzył przez chwilę na przyjaciela.- Do diabła! Myślałem, że się ucieszysz! Myślałem, że tak będzie najlepiej dla Sorchy! Dla nas wszystkich!Alasdair chodził tam i z powrotem po sali, ale Quin już się nie odezwał.- Nie zasługujesz na nią, Quin - powiedział w końcu Alasdair.- Wiesz, że nie zasługujesz.Nie możesz jej dać serca i miłości, nie będziesz jej kochał tak, jak powinna być kochana.- Z powodu Viviany? - spytał cicho, już bez sarkazmu w głosie.- Owszem, a także z powodu tych wszystkich innych kobiet, które miałeś po niej - odparł Alasdair.- Mógłbyś wybrukować sobie drogę do piekła swoimi utrzymankami i dziwkami.A Esmee jest niewinna jak dziecko.Pomyśl, co robisz.Quin popatrzył na niego z ukosa.- Twierdzi, że nie jest aż tak bardzo niewinna - odparł cicho.- Czy nie powinieneś mi przypadkiem o czymś wspomnieć?Alasdair wpatrywał się w ścianę.- Bądź dla niej dobry - zgrzytnął.- Tylko o to cię proszę.A jak nie, to nie będę się nawet fatygował, żeby cię wyzwać na pojedynek.Od razu wsadzę ci nóż między żebra.Quin zacisnął dłonie na poręczy krzesła, jakby miało go to powstrzymać od zadania ciosu.Alasdair wolałby nawet, by Quin nie próbował nad sobą panować, tylko rzucił się na niego z pięściami i stworzył mu pretekst do bijatyki.Ale nie dopisało mu szczęście.Quin wstał i lekko się ukłonił.- Niebawem mama wydaje kolację w Arlington - powiedział spokojnie.- To przyjęcie tylko dla bliskich przyjaciół i rodziny.Chcemy uczcić zaręczyny.Zapraszam serdecznie ciebie i Merricka.- Ja nie przyjdę - odparł.- A nie wiem, co zrobi mój brat.- Sam porozmawiam z Merrickiem - odparł gładko Quin.- Jeśli się jednak nic zjawisz, będzie to wyglądało dość dziwnie.Jesteś jednym z moich najbliższych przyjaciół.Poza tym mama rozpowiada, że jesteś spokrewniony z Esmee.- Znów te sztuczki lady Tatton - syknął Alasdair.- Nieważne.Ze względu na naszą długoletnią przyjaźń proszę cię, żebyś jednak przyjechał.Alasdair wzruszył ramionami.- Pomyślę o tym - powiedział.Esmee spędziła kilka kolejnych dni u boku lorda Wynwooda.Jeździli do parku, poszli do zoo, zjedli kolację u przyjaciół, obejrzeli wystawę w muzeum.Mimo smutku, jaki ciągle jej towarzyszył, Esmee dobrze się czuła w towarzystwie Quina.Wynwood był bardzo miły i niczego od niej nie wymagał.Tak bardzo go polubiła, że ogarnęło ją nawet poczucie winy.Na pewno mógł sobie znaleźć idealną żonę.Taką, która by go kochała i była mu w pełni oddana.Ich zaręczyny były dla wszystkich zaskoczeniem.Jak się później dowiedziała, panowie z klubu White’a robili zakłady, czy Quin w ogóle się ożeni.Lady Tatton nie myliła się co do jego reputacji niepoprawnego kobieciarza, jednak gdy Esmee poruszała w żartach ten temat, lord Wynwood śmiał się tylko i nie odpowiadał.Większość poranków spędzała z Sorchą, ale nie widywała Alasdaira.Była ciekawa, co myśli ojej zaręczynach.Jakaś jej dziecinna cząstka łudziła się, że to go trochę dotknęło.A może nic o tym nie wiedział? Albo też, co bardziej prawdopodobne, był myślami gdzie inaczej, to znaczy przy pani Crosby - tam, gdzie powinien być.No i miał te swoje blond-włose aktorki.W chłodnym świetle dnia próbowała myśleć o tym wszystkim bez emocji.Chciała wymazać z pamięci słodko-gorzkie tygodnie spędzone w Eon dynie, gdy zwykłe spotkanie na schodach przyprawiało ją o drżenie serca.Teraz jednak, gdy mówiono o Alasdairze w jej obecności, nauczyła się przybierać pozę uprzejmej rezerwy.I dawała sobie z tym świetnie radę.W nocy jednak jej strategia nie była już tak skuteczna.Wtedy myślała o jego zakazanych pocałunkach i gorących pieszczotach.O tym, jak drżały mu ręce, gdy dotknął jej po raz pierwszy.Tak, był doświadczonym libertynem.Ale ona zaznała przy nim rozkoszy.Od samego początku instynkt podpowiadał jej, że nie jest mu obojętna.Nie rozumiała jednak, dlaczego Alasdair nigdy z nią na ten temat nie rozmawia.Ale z drugiej strony, o czym miał mówić.Nie chciał się żenić.A ona.była po prostu naiwna.Jak mogła się tak głupio w nim zakochać? Czuła się tak niedoświadczona, za jaką ją uważał.Drugi tydzień po zaręczynach upływał nieco inaczej.Lorda Wynwooda widywała rzadziej, a gdy się spotykali, wydawał jej się dziwnie obcy.Zmiana była tak wyraźna, że zaczęła się zastanawiać, czy Quin nie wyczuwa jej obsesyjnej miłości do Alasdaira.Gdy jednak wyraziła obawę, że być może podjęli zbyt pochopną decyzję, lord Wynwood roześmiał się tylko i cmoknął ją w policzek.Pocałunek nie pasował zupełnie do jego chmurnego spojrzenia.Co gorsza, bardzo ją rozczarował.zbyt dobrze pamiętała grzeszne uściski Alasdaira.I zaraz potem uświadomiła sobie wreszcie, że to z Quinem będzie dzielić małżeńskie łoże.Nie była pewna, czy jest do tego zdolna.Raz próbowała rozmawiać z ciotką Rowena, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło.Myślała nawet, by odwiedzić panią Crosby, ale był to bardzo dziecinny pomysł.Czego się mogła dowiedzieć od tej biedaczki? Prawdy? Poza tym pani Crosby miała własne problemy.Zagubiona i nieszczęśliwa, zaczęła pisać do Alasdaira, by powiadomić go o swoich zaręczynach - listy najpierw były bardzo oficjalne, potem niemal przyjacielskie, w końcu błagalne i gorące.Wszystkie ją zawstydzały i wszystkie kolejno podarła.To nie miało sensu.Nic nie łączyło jej z Alasdairem.I dlatego pokazywała się z lordem Wynwoodem.Skręcone kolano przestawało boleć, a wizyta w Buckinghamshire zbliżała się z każdym dniem.- Doprawdy! - wykrzyknęła lady Tatton, wysuwając głowę z powozu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Greene Liz Saturn
- Greene Liz Saturn (2)
- Burnett Hodgson Frances Maly lord
- Asimov Isaac Brzydki maly chlopiec
- Bahdaj Adam Podroz za jeden usmiech(1)
- Harlan Coben Jeden falszywy ruch
- Robert A. Heinlein Dubler
- Book 1 Rising Tide
- Connolly, Michael Angels Flight(1)
- J.R.R. Tolkien Unfinished Tales
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- juli.keep.pl