[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawa³em sobie sprawê, ¿e bêdê musia³zdusiæ jego przywódcze zapêdy.Walker rozejrza³ siê po przystani dla jachtów.— Niewiele tu ³ajb — skomentowa³.By³a to prawda.Sta³o tam kilka niezgrabnych ³odzi rybackich i elegancki kecz,zmierzaj¹cy zapewne na Karaiby.Obok cumowa³o natomiast przynajmniejdwadzieœcia potê¿nych motorówek.Siedzia³y nisko na wodzie i sprawia³y wra¿enie³odzi niezwykle szybkich.Wiedzia³em, do czego s³u¿y³y.By³a to flotylla przemytnicza.Papierosy do Hiszpanii, zapalniczki do Francji,antybiotyki tam, gdzie da³o siê na nich zarobiæ (chocia¿ ten handel podupad³),narkotyki zaœ wszêdzie.Zastanawia³em siê, ile broni przemycano do Algierii.W koñcu zjawili siê urzêdnicy kapitanatu i odeszli, pozostawiaj¹c w deskachwgniecenia od podkutych æwiekami buciorów.Odprowadzi³em ich do motorówki.Gdytylko odp³ynêli, Walker dotkn¹³ mego ramienia.— Mamy jeszcze jednego goœcia — powiedzia³.Odwróci³em siê i zobaczy³em ³Ã³dŸ, p³yn¹c¹ przez port na wios³ach.— Lustrowa³ nas przez lornetkê z tamtej ³odzi — rzek³ Walker.Wskaza³ na jedn¹z motorówek.— PóŸniej wyruszy³ tutaj.Obserwowa³em zbli¿aj¹c¹ siê ³Ã³dkê.Wios³owa³ bez w¹tpienia Europejczyk, lecznie mog³em dostrzec jego twarzy.Kiedy jednakzrêcznie odbi³ wios³em, odwróci³ siê do burty „Sanforda" i podniós³ g³owê —pozna³em go.By³ to Metcalfe.Metcalfe nale¿a³ do miêdzynarodowej bandy nicponi, których jest na œwiecie niewiêcej ni¿ setka.S¹ najemnikami i, nie zwa¿aj¹c na niebezpieczeñstwo, œci¹gaj¹w poszukiwaniu pieniêdzy wszêdzie, gdzie coœ siê dzieje.Widok Metcalfe'a wTangerze nie zaskoczy³ mnie, wszak by³a to od niepamiêtnych czasów twierdzapiratów.By³ miejscem stworzonym wprost dla ludzi jego pokroju.Zbli¿y³em siê z nim trochê w Afryce Po³udniowej, lecz wówczas nie mia³empojêcia, czym siê zajmuje.Wiedzia³em tylko, ¿e by³ nieprawdopodobnie dobrym¿eglarzem.Wygra³ wiele wyœcigów ¿aglówek w Cape Town i niemal zdoby³mistrzostwo Afryki Po³udniowej.Kupi³ jednego z moich „Falconów" i spêdzi³ wstoczni wiele czasu, próbuj¹c go ulepszyæ.Lubi³em Metcalfe'a i kilkakrotnie p³ywa³em w jego za³odze.W barze jachtklubuwypiliœmy wiele drinków.Spêdzi³ nawet weekend z Jean i ze mn¹ w Kirstenbosch.Mog³o siê to przekszta³ciæ w trwa³¹ przyjaŸñ, lecz nieoczekiwanie opuœci³Afrykê Po³udniow¹, zmykaj¹c poœpiesznie przed policj¹, œcigaj¹c¹ go zanielegalny skup diamentów.Nie widzia³em go od tego czasu, obija³y mi siêjednak o uszy jakieœ wzmianki na jego temat.Czasami te¿ spotyka³em jegonazwisko w gazetach.Pojawia³o siê zazwyczaj w zwi¹zku z k³opotami w jakichœegzotycznych punktach zapalnych.Teraz wspina³ siê na pok³ad „Sanforda".— Od razu pomyœla³em, ¿e to ty — odezwa³ siê.— Wiêc wzi¹³em lornetkê, ¿eby siêupewniæ.Sk¹d siê tu wzi¹³eœ?— Tak sobie p³ywam — odpar³em.— £¹czê interesy z przyjemnoœci¹.Przysz³o mi dog³owy, ¿eby sprawdziæ, jakie s¹ perspektywy nad Morzem Œródziemnym.Uœmiechn¹³ siê szeroko.— Stary, s¹ znakomite.Ale ty chyba szukasz czegoœ innego.Skin¹³em g³ow¹ ipowiedzia³em:— Kiedy ostatnio o tobie s³ysza³em, bawi³eœ na Kubie.— Siedzia³em przez jakiœ czas w Hawanie — potwierdzi³.— Jednak kiepsko siê tamczu³em.To by³a prawdziwa rewolucja, przynajmniej do czasu, kiedy wtr¹ci³y siêkomuchy.Z nimi nie mog³em konkurowaæ, wiêc siê wymkn¹³em.— Co teraz robisz?Uœmiechn¹³ siê i spojrza³ na Walkera.— PóŸniej ci opowiem.— To jest Walker, a to Coertze — powiedzia³em.Wymieniono uœciski d³oni, poczym znów odezwa³ siê Metcalfe.— Mi³o znów s³yszeæ po³udniowoafrykañski akcent.Mielibyœcie niez³y kraj, gdybynie sprawnoœæ policji.Gdzie Jean? — zwróci³ siê do mnie.— Nie ¿yje — odpowiedzia³em.— Zginê³a w wypadku samochodowym.— Jak to siê sta³o?Opowiedzia³em mu wiêc o Chapman's Peak i pijanym kierowcy oraz upadku do morza.W miarê jak mówi³em, rysy jego twarzy tê¿a³y.Kiedy skoñczy³em, powiedzia³:— Wiêc ten drañ dosta³ tylko piêæ lat, a jeœli bêdzie grzecznym ch³opcem, towyjdzie za trzy i pó³.— Potar³ palcem bok nosa.— Lubi³em Jean.Jak siê tenskurwiel nazywa? Mam przyjació³ w Afryce Po³udniowej, którzy mog¹ siê nimzaj¹æ, gdy wyjdzie.— Daj spokój — powiedzia³em.— To nie zwróci mi Jean.Skin¹³ g³ow¹, po czymklasn¹³ w rêce.— Zamieszkacie wszyscy w moim domu.Mam doœæ miejsca dla ca³ej armii.— A co z ³odzi¹? — odpar³em z wahaniem.Uœmiechn¹³ siê.— Jak widzê, s³ysza³eœ opowieœci o tangerskich z³odziejach portowych.Trzebaci wiedzieæ, ¿e wszystkie s¹ prawdziwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Morris Desmond Ludzkie ZOO (SCAN dal 915)
- Morris Desmond Ludzkie ZOO
- Desmond Morris Ludzkie ZOO
- Bagley Desmond List Vivero(1)
- Bagley Desmond Noc bledu(1)
- Bagley Desmond Przerwany lot(1)
- Bagley Desmond Cytadela w Andach(1)
- Bagley Desmond List Vivero
- Cassandra Clare 04 Miasto Upadlych Aniolow
- Charles King An Apache Princess (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- resnaturalia.opx.pl