[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sześciu pozostałych obecnych to pracownicy laboratoryjni, technicy i inni, zebrani tu przypadkowo dla przyjrzenia się doświadczeniu.Dwóch stoi z przodu stołu, w odległości sześciu stóp.Czterej dalsi umieścili się z drugiej strony stołu w odległości ośmiu lub więcej stóp.Nastrój nie ma w sobie nic z uroczystości.Wszyscy ubrani są zwyczajnie, w otwarte koszule czy swetry.Slotin ma pewny siebie, niemal wesoły wygląd.Lubi to doświadczenie.Nazywa je „pociąganiem smoka za ogon” — przeprowadzał je chyba ze czterdzieści razy.Niemniej na sali panuje pewne napięcie.Wszyscy obecni wiedzą, że manipulowanie trzewiami bomby atomowej ‘nie jest dziecinną zabawą.Slotin nadstawia ucha na cykanie licznika Geigera i raz po raz spogląda na instrument zwany „kontrolerem neutronowym”, który na rolce papieru rejestruje cienką, falistą czerwoną linią promieniowanie wydzielane przez metalowe półkule.W miarę jak Slotin zbliża je do siebie, czerwona linia skacze w górę, a licznik Geigera tyka spazmatycznie, coraz prędzej i prędzej, jak uszkodzony zegarek.Wtem licznik Geigera zaczyna tykać zupełnie obłąkańczo, a potem martwieje.Jednocześnie wszyscy na sali czują raczej, niż widzą, dziwne błękitne światło, silniejsze od wiosennego słońca.Slotin błyskawicznie rzuca się naprzód i gołymi rękoma rozsuwa półkule morderczego metalu.Potem wyprostowuje się, z twarzą kredowo bladą mimo opalenizny.W milczącym porozumieniu, instynktownym, niemal somnambulicznym ruchem wszyscy ośmiu szybko wychodzą z sali.Niektórzy czują suchość języka i jakiś szczypiący i kwaśny smak — oznaka nadmiernego promieniowania.Niektórzy doznają też niewątpliwie w sercu lekkiego uczucia lęku.Ale poza tym kwaśnym smakiem nic innego nie czują — nawet Louis Slotin, choć właśnie zaczął umierać.Chcąc zrozumieć, co się stało, jak i dlaczego, trzeba trochę powiedzieć o Louisie Slotinie i przyczynach, dla których „pociągał smoka za ogon”.Nagie fakty dotyczące Slotina można szybko przytoczyć.Urodził się w 1912 r., w zamożnej rodzinie żydowskiej w Winnipegu (Kanada).Mając zaledwie piętnaście lat wstąpił na uniwersytet w Manitobie i otrzymał stopień magistra nauk w równie młodym wieku 21 lat.Potem przez cztery lata studiował fizykę na Uniwersytecie Londyńskim i tam doktoryzował się w 1936 r.W 1937 r., w drodze do Winnipegu zatrzymał się w Chicago, gdzie spotkał prof.Williama D.Harkinsa, pioniera chemii atomowej na Uniwersytecie Chicagowskim.Harkins napomknął, że bardzo potrzebuje asystenta do badań cyklotronowych, ale nie ma pieniędzy, aby go opłacać.Slotin z miejsca oświadczył gotowość pracy za darmo — i z tym uposażeniem pracował blisko dwa lata.Praca na uniwersytecie w Chicago zawiodła go już wprost do tzw.„Manhattan District”, czyli otoczonych najgłębszą tajemnicą wojskową badań atomowych.Pracował przez jakiś czas w Chicago, potem na Uniwersytecie Indiana, a później w Oak Ridge.Pod koniec 1943 r.Slotin przybył do Los Alamos, gdzie przystąpiono właśnie do ostatecznej budowy bomby atomowej.Tam właśnie zaczął „pociągać smoka za ogon”.Tyle, jeśli chodzi o nagie fakty.Ale nagie fakty nie wyjaśniają pytania: Jakim człowiekiem był Louis Aleksander Slotin?„Żaden człowiek — pisał John Doneę — nie jest wyspą dla siebie”.A jednak Louis Slotin był bardziej wyspą dla siebie niż większość ludzi.Był szalenie zamknięty w sobie.„Louis był strasznie miły — twierdzi jeden z jego dawniejszych kolegów — ale nikt nigdy nie poznał go bliżej.”Mimo to pewne znamienne cechy tego człowieka przedostały się przez mgłę czasu.Slotin był przede wszystkim bardzo odważny — ale odważny w dość osobliwy sposób.„Slotin po prostu przepadał za niebezpieczeństwem — mówił inny z jego dobrych znajomych.— Wyglądał na kogoś, kto wewnętrznie jest w ciągłym napięciu, choć jest zawsze bardzo spokojny.Ale kiedy robił coś niebezpiecznego, ogarniała go wyraźna radość.”W poszukiwaniu niebezpieczeństwa Slotin zamęczał władze w Manhattan District, aby pozwolono mu odwieźć w charakterze obserwatora naukowego pierwsze bomby atomowe nad Japonię.Gdy władze odmówiły, Slotin był doszczętnie zgnębiony przez wiele tygodni.I niewątpliwie to samo dziwne zamiłowanie spowodowało, że Slotin został w Manhattan District głównym specjalistą uprawiającym sztukę „pociągania smoka za ogon”.Nie znaczy to, oczywiście, by Slotin i inni młodzi naukowcy w Los Alamos urządzali z nudów pojedynek z losem.Doświadczenie, o którym mowa, było zupełnie czymś innym.Było absolutnie konieczne w procesie budowy bomby, a i dzisiaj stanowi jego niezbędną część składową.Materiał rozszczepialny — uran 235 i pluton — ma dziwne właściwości.Poniżej pewnego rozmiaru i masy bryła tego bardzo ciężkiego, tłustoszarego metalu nie jest ani trochę bardziej niebezpieczna od bryły ołowiu.Ale ma jedną szczególną cechę, która pewnego dnia może unicestwić cywilizację, jak to już wiemy.Gdy bowiem określoną ilość tego metalu skupić w jednym miejscu, w jego masie rozpoczyna się reakcja łańcuchowa.Ta właśnie łańcuchowa reakcja nadaje bombie atomowej moc niszczenia i palenia całych miast.Ilość metalu niezbędną do zapoczątkowania reakcji określa się nazwą „masy krytycznej” — „kryt” w stenograficznym skrócie naukowców.Ile jednak wynosi „kryt”? Istnieją różne metody teoretycznych obliczeń ilości substancji rozszczepialnych, niezbędnej do utworzenia masy krytycznej.Obliczenia te jednak nigdy nie są najzupełniej ścisłe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl