[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sumie był to pokój z łazienką i kuchenką, ale bez ogrzewania, bo temperaturą przypominał lodówkę.W pokoju stało składane łóżko, stolik, kanapa i holoodbiornik.– Ładnie tu – ocenił.– Ale nie tak ładnie jak w Nouveau Paris.– Nora – skwitowała krótko, zdejmując marynarkę i wieszając ją na kołku.– Choć wiem, i tak zapytam: co mogę dla ciebie zrobić?– To.to nie jest tak, jak myślisz.– Mullins przysiadł na stołku.– Nie wszystko o mnie wiesz.– Cóż, ubrany jesteś jak Prol, więc najwyraźniej jesteś tajniakiem – odparła, uruchamiając ekspres.– Nie ubeckim.Pracuję dla wywiadu Królewskiej Marynarki.– Naturalnie – zachichotała.– A ja jestem Cordelia Ransom.Stać cię na więcej, więc słucham lepszej bajeczki.– Mówię prawdę.Dlatego chciałem cię stąd zabrać.To znaczy z Republiki.Tu nie możemy być razem, bo ja tu tylko pracuję, i to w rozmaitych dziwnych miejscach.Odwróciła się i przyjrzała mu się badawczo.– Nie żartujesz – oceniła.– Nie.I mam kłopoty.– Więc robisz, co możesz, żebym i ja je miała – prychnęła.– Jesteś szpiegiem i myślisz, że ci pomogę?– Jestem, a ty jesteś tu jedyną osobą, której mogę zaufać.Jeśli zdecydujesz się mnie wydać, proszę bardzo, tylko daj mi kilka minut na ucieczkę.Ale naprawdę potrzebuję twojej pomocy.– Cholera, dlaczego ja?! To było pytanie retoryczne, więc się nie wysilaj – wyłączyła ekspres i nalała herbaty do dwóch kubków.– Z miodem, tak?– Pamiętasz – uśmiechnął się, ujmując naczynie oburącz, by ogrzać choć dłonie.– Mam dobrą pamięć – oznajmiła rzeczowo i usiadła.– Takie szczegóły pamiętam w odniesieniu do kilkuset mężczyzn.– O.– To nie będzie tanie – dodała.– Pieniądze to ja mam.Mam też inne rzeczy, które mogą się przydać.Ale problemów jest więcej.Oprócz nas dwóch jest też trzecia osoba, którą trzeba wywieźć.Oficer, który zdecydował się przejść na naszą stronę.– Ten admirał, o którym wszyscy mówią?– Ten.Upiła mały łyczek i odstawiła kubek.– Oj, Johnny, Johnny – westchnęła, masując nasadę nosa.– Aż tak źle?– Jakbyś nie zauważył, do klubu przychodzi masa wojskowych.Dziś świecił pustkami.UB ogłosiło powszechny alarm.Naprawdę gorliwie szukają twojego podopiecznego.To, że zdołałeś tutaj dotrzeć, jest dużym osiągnięciem.– Chcę, żebyś pojechała z nami – powiedział pod wpływem impulsu.– Tylko znowu nie zaczynaj!– Mówię poważnie.Omal nie zapiłem się na śmierć po tym, jak musiałem cię zostawić w Nouveau Paris.Proszę, chodź ze mną.Tu nie będziesz bezpieczna, jeśli nam pomożesz.– Później o tym pogadamy – odrzekła łagodniejszym tonem.– Teraz musimy was umieścić gdzieś, gdzie UB was nie znajdzie.– Takie miejsce może się okazać naprawdę trudne do znalezienia.* * *– Dokąd idziemy?! – spytał Johnny, gdy wdepnęli w kolejną kałużę.Zeszli do piwnic bloku, w którym mieszkała Rachel, i otworzyli metalowe drzwi prowadzące do tuneli.Plątaninę stanowiły głównie te techniczne, dające dostęp do linii przesyłowych energii i miliona innych rzeczy, bez których nie zdoła funkcjonować nowoczesne miasto, ale poza tym były tam też kanały ściekowe, burzowe, aktywne podpory fundamentów i masa innych różności wymagających czasami napraw czy przeglądów.O ich istnieniu nie pamiętał praktycznie nikt z mieszkańców poruszających się nad powierzchnią ziemi.Łącznie z policją.I po tym właśnie świecie pogrążonym w półmroku rozświetlonym przez nieliczne panele oświetleniowe i latarkę Rachel wędrowali już dłuższy czas.Raz na widok ledwie dostrzegalnego znaku na ścianie Rachel cofnęła się szybko.Dzięki czemu uniknęli spotkania z grupą personelu Ludowej Marynarki smętnie wędrującą poprzecznym tunelem.Johnny szedł za nią, zapamiętując drogę i nie zadając zbędnych pytań.Po prawie godzinie nie wytrzymał.Jeśli wyczucie kierunku i pamięć go nie zawodziły, znajdowali się w pobliżu rzeki.I kwatery głównej policji.– Już niedaleko – pocieszyła go cicho.– A tam na pewno nikt was nie będzie szukał.– Bo nikt nie byłby aż tak durny, żeby tam się ukrywać?– Właśnie.Odsunęła kolejną metalową klapę, zajrzała i zaprosiła go gestem.– Piwnica budynku administracyjnego policji stołecznej – wyjaśniła.Pomieszczenie wydawało się być zapełnione rupieciami – stały tam stare monitory, fotele bez kółek, krzesła, którym brakowało jednej nogi, i sterty makulatury.Wszystko pokryte warstwą kurzu.– Jak znalazłaś to miejsce? – zdziwił się.– Mam przyjaciół w dziwnych miejscach – uśmiechnęła się.– Gdzie są pozostali i co mam zrobić, żeby mnie nie zabili, nim skończę pukać do drzwi.– W Southtown – wyjaśnił, po czym podał jej adres i wyjaśnił, jak tam trafić.– Zapukaj i przedstaw się.Umówione systemy pukania są dobre dla amatorów.Będziesz natomiast potrzebowała tego.Wyjął z kieszeni coś, co wyglądało jak nić z tandetnego materiału z ubrania Prola, polizał to coś i powiedział:– Czysto, Kiske.– Co to takiego? – zaciekawiła się Rachel.– Daj to Charlesowi, sprawdzi moje DNA i hasło głosowe.Co prawda można to podrobić, ale UB tą techniką jeszcze długo nie będzie dysponować.Mamy nadzieję.Tego używają zawodowcy.Na wszelki wypadek zabezpieczenie.Gdyby coś się wydarzyło w czasie twojej nieobecności, teraz lub później, zostawię znak kredą na skrzynce pocztowej przy bloku tysiąc czterysta na ulicy Na Perrslyne.A pod spodem południowej ławki przy stawie z krzaczkami na placu Wenclasa wiadomość, jak się ze mną skontaktować.– Jesteś pewien, że tak postępują prawdziwi szpiedzy?– Używamy słowa „agenci”, znacznie ładniej brzmi – uśmiechnął się Johnny.– A odpowiedź brzmi: tak.Zapamiętałaś?– Znak na skrzynce przy Na Perrslyne tysiąc czterysta i pod ławką przy stawie na Wenclasa, panie superagencie.Ty natomiast, jeśli wrócę i nie zastukam w ten sposób – wystukała rytm na ścianie – zabij każdego, kto przekroczy próg.Nawet gdyby wyglądał jak ja.UB też ma profesjonalne zestawy do charakteryzacji.– Ciebie byłoby im naprawdę trudno podrobić.Dzięki, Rachel.– Nie powiem, że to drobiazg.Powiem, że jesteś mi coś winien.* * *– Proszę, proszę: jakie miłe gniazdko – ocenił Charles, wchodząc.– Rzekłbym, że czekanie na was zszarpało mi nerwy.Zdążyłem już dojść do wniosku, że jesteście martwi.– powitał ich Johnny.– Nie ma to jak coś na podniesienie morale – ocenił Gonzalvez.– Rewanż masz pewny, jak tylko coś wymyślę.– Sie zejdzie – skwitował Mullins i dodał poważniej: – Musimy porozmawiać, Rachel.Nie sądziłem, że masz tak doskonałą kryjówkę i tak dobrze znasz podziemia.Miałem do czynienia z Prolami i wiem, że z zasady wolą nie schodzić pod ziemię.– Mam przyjaciół.– Już to słyszałem – przerwał jej łagodnie Mullins.A Charles przypadkowo stanął na drodze do drzwi, zwiedzając rupieciarnię.– Powiedz prawdę – poprosił Johnny.– No dobrze – westchnęła.– Część moich przyjaciół jest w ruchu oporu.– Przyjaciół takich, jakimi byliśmy.jesteśmy.? – spytał i urwał, nie bardzo wiedząc, jak to wyartykułować.– W pewnym sensie.Kiedy zniknąłeś, zrobiło mi się trochę ciasno w Nouveau Paris i musiałam wyjechać raczej szybko.Przyjaciele ułatwili mi dostanie się tu i pomagają mi od czasu do czasu.Ja w rewanżu od czasu do czasu pomagam im.– Kurier? – spytał Charles.– Najczęściej.Ale nie jestem członkiem podziemia.Jestem dziewczyną starającą się zarabiać, jak najlepiej potrafi.– Kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi – podsumował Johnny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl