[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Wielki Krach” zawsze był odrobinę prześmiewczym i lekceważącym określeniem, lecz teraz była pod wrażeniem, odkrywając po raz kolejny jak niewielką sprawiedliwość oddali tendencji, która tak bardzo fascynowała tę rasę.To nie było kwestią tego, że wszystko w matematyce zapadało się w sobie, gdy jedna z gałęzi okazywała się być zaledwie rekapitulacją innej, przedstawioną jedynie pod przebraniem.Zasada była tu raczej taka, że każdy wystarczająco piękny system matematyczny był na tyle bogaty, by częściowo odzwierciedlać – czasem w złożony i zniekształcony sposób – każdy inny wystarczająco piękny system matematyczny.Nic nie stawało się jałowe ani zbędne, nic nie okazywało się stratą czasu, lecz wszystko wyłaniało się stamtąd tak wspaniale splecione.Po streszczeniu Halzounowi najnowszych znalezisk, Joan użyła anteny satelitarnej, by przesłać twierdzenie wraz z jego dowodem do podstawionego węzła.Taki właśnie zawarła układ z Pirit: wszystko, czego się dowiedziała od Niahnan, stawało się własnością całej galaktyki, o ile wyjaśniła to w pierwszej kolejności swym gospodarzom.Archeolodzy przesunęli się wzdłuż zbocza, poszukując w tej samej warstwie sedymentu kolejnych artefaktów.Joan już nie mogła się doczekać kolejnych odkryć, będących publikacjami tej samej grupy Niahnan.Jeden z możliwych ośmiowymiarowych hipersześcianów unosił się w jej myślach; gdyby przysiadła na kilka dziesięcioleci, by to sobie przemyśleć, to samodzielnie opracowałaby jego szczegóły, ale Niahnanie wykonali swą pracę tak udanie, że wszelkie próby niezręcznego podążania ich śladem wydawały się jej bezdenną głupotą, skoro ich nieskazitelnie dopracowane wyniki mogły najzwyczajniej w świecie leżeć gdzieś w ziemi tuż pod jej stopami, tylko czekając na odkrycie.Miesiąc po tych wydarzeniach obudził ją w nocy dźwięk intruza poruszającego się po ich schronieniu.Wiedziała, że nie był to Sando; nawet podczas snu jakaś wiekowa część jej noudahnańskiego umysłu nadsłuchiwała bicia serca tamtego.Serce obcego było zbyt ciche, co wymagało narzucenia sobie wielkiej samodyscypliny, lecz elastyczna substancja spajająca w podłodze sprawiała, że ta wydawała z siebie charakterystyczne skrzypienie nawet pod najdelikatniej stawianym krokiem.Gdy Joan unosiła się z posłania, dosłyszała dźwięk budzącego się Sando, więc odwróciła się w jego kierunku.Na jej twarz padł snop jasnego światła latarki, na chwilę ją oślepiając.Intruz trzymał dwa noże przyłożone do znajdujących się w boku Sando membran oddechowych; wystarczająco głębokie cięcie w tym miejscu przekładałoby się na zadławienie na śmierć i to w rozdzierającym bólu.Nanomaszyny, które stworzyły jej ciało, zainstalowały również w jej mózgu umiejętności walki wręcz, i jeden ze scenariuszy, wiążący się z udawaną próbą ucieczki, połączoną z uderzeniem mocarnym ogonem, właśnie rozwijał się jej w myślach, lecz jak na razie nie była w stanie dostrzec sposobu, jak zagwarantować Sando wyjście bez szwanku z zaistniałej sytuacji.–Czego chcesz? – zapytała.Intruz pozostał ukryty w cieniu.–Opowiedz mi o statku, którym przybyłaś na Baneth.–Dlaczego miałabym to zrobić?–Ponieważ szkoda by było poszatkować twojego kolegę i to akurat w chwili, gdy jego praca nabrała takiego tempa.– Sando starał się nie okazywać na twarzy żadnych emocji, lecz sama jego pozbawiona wyrazu bladość była wystarczająco jaskrawym wyrazem strachu.Zaczęła mówić.–Istnieje koherentny stan, który można uzyskać dla plazmy kwarkowo-gluonowej, w której rzeczywiste czarne dziury katalizują rozpad barionowy.W efekcie można dokonać zamiany całej masy spoczynkowej paliwa w fotony, co daje najbardziej efektywny z możliwych strumieni wydechowych.– Wyrecytowała długą listę szczegółów technicznych.Opisywany przez nią proces rozpadu barionowego naprawdę nie istniał, lecz pseudofizyka leżąca u jego podstaw była pod względem matematycznym absolutnie spójna i nie można było – biorąc pod uwagę wszystko, co Noudahnanie odkryli do tej pory – ani jej zaprzeczyć, ani wykluczyć.Razem z Anne przygotowały sobie fikcyjną naukę i technologię, a nawet fikcyjną historię własnej cywilizacji, dokładnie na wypadek zaistnienia podobnej sytuacji awaryjnej.O ile tylko okazałoby się to konieczne, była w stanie odwracać tak uwagę nawet przez całą dekadę, a nikt by jej nie przyłapał na zaprzeczeniu własnym słowom.–Nie było to takie trudne, prawda? – intruz napawał się chwilą.–Co teraz?–Pojedziesz sobie ze mną na małą wycieczkę.Jeśli odbędzie się bez przeszkód, nikomu nie musi stać się krzywda.Coś poruszyło się w cieniu, a intruz zawył z bólu.Joan skoczyła przed siebie i wybiła ogonem jeden z trzymanych przez tamtego noży; drugi drasnął membranę oddechową Sando, lecz wtedy interweniował czyjś ogon, który nieoczekiwanie wyskoczył z ciemności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl