[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rezultacie dwóch jednoczesnych, silnych wybuchów powstała super–gęsta materia o stanie skupienia, który znamy jedynie teoretycznie.Inaczej mówiąc stworzyliśmy najprawdopodobniej „czarną dziurę”.Zamilkł pytająco patrząc na Benewa, który siedział tak samo spokojnie jak przedtem.— Nic to panu nie mówi?— Moim zdaniem nic złego się nie stało.Nareszcie będziemy mogli rozwiązać problem odpadów.— I tym samym zwiększać jej pole grawitacyjne?— W każdym razie mamy możliwość zbadania tego fenomenu kosmicznego.— Nie, nie mamy.Będzie rosła niezależnie od nas połykając pył kosmiczny, meteoryty, promieniowanie energetyczne.Poza tym nie wiemy, kiedy ta diabelska dziura osiągnie atmosferę ziemską.Czy rozumie pan, czym to grozi?— W takim razie trzeba ją wysadzić! — krzyknął Benew.— Czy próbował pan gasić pożar benzyną? — z powagą zapytał Gromow.Pytanie pozbawione było nawet cienia ironii i Benew zrozumiał, że ludzkość znalazła się nad przepaścią.— Co robić? — zapytał przejęty.— Jest jedna szansa.I chcę z niej skorzystać.Wylatuję za cztery godziny.— Dokąd?— Tam — wskazał ekran teleskopu, na którym niezmiennie drżał ognisty pierścień.— Odprowadzi mnie pan?…Benew wszedł do centralnej sali obserwatorium, nad którą wznosiła się przeźroczysta kopuła i zatrzymał się przy wejściu.Salę wypełniał tłum ludzi.Stali grupkami, głośno rozmawiali, a nawet sprzeczali się od czasu do czasu spoglądając w górę, gdzie zaćmiewając gwiazdy wisiało niezwykłe ciało niebieskie.— Już takie duże? — powiedział Benew do nikogo konkretnie się nie zwracając.I choć nie wymienił nazwy tego, o co pytał, został zrozumiany i paru ludzi zwróciło się w jego stronę.Jak gdyby uradowani z możliwości wypowiedzenia się, zaczęli mówić przerywając sobie nawzajem.— Sama w sobie „czarna dziura” jest mała.— Tak, ale posiada silne pole grawitacyjne.— Znajduje się w samym centrum, a pierścień to coś materialnego, co nie wiadomo dlaczego roztopiło się, by następnie utonąć w „czarnej dziurze”…— Zastanawiające — Benew nie mógł się powstrzymać od wyrażenia typowego dla niego sceptycyzmu.— Dlaczego widoczny jest pierścień, a nie kula? Przecież to „materialne”, co znajduje się wokół centrum, otacza je ze wszystkich stron?Miał zamiar zaskoczyć ich tym pytaniem, ale zebrani, pochłonięci bez reszty pragnieniem mówienia o tym, co ich zaprzątało, uchwycili się tej wątpliwości i Benew stał się niechcący centrum zainteresowania jeszcze jednej grupki dyskutantów.Otoczyli go i każdy na swój sposób zaczął wyjaśniać niezrozumiałe zjawisko.Dowodzili, że to bardzo proste: skoro widzimy światło, to znaczy, że postrzegamy je przez kontrast do absolutnie czarnego centrum, że istota świecenia nie jest znana i nikt w całym obserwatorium nie jest w stanie jej określić.Natomiast obecność pierścienia nikogo nie dziwiła, jako że w kosmogonii wiele jest takich zjawisk: planety krążą wokół Słońca na jednej płaszczyźnie, a same galaktyki to przecież nie kule, a płaskie skupiska gwiazd… Benew natomiast z dziennikarskiego przyzwyczajenia do uogólnień myślał w tym czasie bynajmniej nie o gwiazdach.Myślał, że oto i on sam ze swoimi pytaniami stał się punktem przyciągania na podobieństwo ziarenka piasku tworzącego kryształ w przesyconym roztworze, że — kto wie? — od tego oczywistego, ziemskiego zjawiska nie tak daleko już do praw wszechświata?…A nad przeźroczystą kopułą obojętnie świeciły miriady gwiazd i błyszczał, drżał na wysokości biały pierścień — ognista świta strasznego demona, przypadkowo stworzonego przez ludzi.Benew wydostał się z tłumu, który nie ustawał w sporach i nie zauważył nawet jego zniknięcia.Poszedł do siebie.Otworzywszy drzwi zobaczył Ennę siedzącą przy pulpicie łączności.— Nie mogłam cię nigdzie znaleźć — powiedziała z trwogą w głosie.Patrzył na nią bez słowa.— Enno — powiedział wreszcie — wkrótce wyruszam do kosmoportu.Z profesorem Gromowem.— Dlaczego właśnie ty? — zaniepokoiła się.— Prosił mnie o to.— Nie mógł cię o to prosić.— Dlaczego nie? — Benew spojrzał na nią zdziwiony.— Uwo.— Po raz pierwszy wymówiła jego imię i zaczerwieniła się.Nie spuściła jednak oczu.— Pamiętasz, powiedziałam ci, że nie wiem.To nie była prawda.Chciałabym polecieć z tobą do gwiazd.Ukląkł, położył głowę na jej kolanach.W kącie postukiwał, szeleścił „regulator emocji” usiłując odgadnąć, jakie dźwięki i zapachy będą w stanie osłabić napięcie nerwowe wypełniające pokój.Nie potrafiliby określić, ile czasu trwali tak ze sobą.Trzy minuty? Trzy godziny? Ocknęli się, gdy słabo zadźwięczał gong i za pulpitem łączności pojawiła się zmęczona twarz profesora…Gromow oczekiwał Benewa w dużym pojeździe ekspedycyjnym.Obok niego siedziały dwa roboty położywszy manipulatory na kontenerach tytanowych, jak gdyby należało je przed kimśchronić.— Na jak długo pan leci? — zapytał Benew.— Obawiam się, że na zawsze — odrzekł Gromow zerkając nieprzyjaźnie na Ennę.— Dlatego chciałem, by pan mnie odprowadził.— Ja także pojadę — Enna powiedziała to tak zdecydowanie, że Gromow tylko machnął ręką.Przy wyjeździe z miasta spostrzegli Rujka stojącego na drodze z długim obiektywem w ręku.Obiektyw przypominał miotacz promieni używany przez pilotów gwiezdnych.— Zapomnieliście o mnie — powiedział po prostu.Benew dał mu znak, by jak najprędzej zajął miejsce w sekcji rufowej.Pojazd zerwał się z miejsca i pomknął po pustej autostradzie, która znikała— daleko przed nimi w ciemnej ścianie gór.— Sprawa wygląda następująco.— Opadłszy na fotel Gromow podniósł głowę i spojrzał na jaśniejący na gwiaździstym niebie pierścień.— Szansę są takie: należy jak najprędzej spróbować ściągnąć „czarną dziurę” ze stałej orbity.Obliczenia wykazują, że istnieje możliwość zbliżenia się do niej na pewną bezpieczną odległość.Naturalnie, dziura przyciągnie statek do siebie, a on będzie przez cały czas lecieć przed nią, jak gdyby chcąc uciec.Jest nadzieja, że w tej sytuacji jej szybkość na orbicie może— wzrosnąć i dziura zacznie się oddalać.Jasne?— Nie — powiedział Benew.— Dlaczego tak skomplikowany problem rozwiązuje tylko pan?— Wszystkich to teraz zaprząta.Należy jednak śpieszyć, póki „czarne ciało” jest niewielkie.I należy badać je z bliska.Jeśli jest ktoś, kto powinien lecieć jako pierwszy, to jestem nim ja.— A potem?— Kiedy „potem”?— Jeśli uda się uprowadzić „czarne ciało”?— W jaki sposób? W systemie słonecznym nie można go zostawić.Benew zrozumiał nagle, że to nie będzie zwykły eksperyment mający początek i koniec, lecz trudna, niebezpieczna i długa praca trwająca być może wiele lat.— A gdyby tak przyciągnąć je do Słońca, wrzucić w ogień.— Skąd możemy wiedzieć, co się stanie wtedy ze Słońcem.— To przecież straszne! — wyrwało mu się.— Właśnie tak — powiedział Gromow.— Potem, być może, poprowadzą go statki—automaty.Nie mogę jednakże powierzać maszynie pierwszej próby.A poza tym, powtarzam, trzeba się spieszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl