[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dziwne spotkanie na plazy, podróz przez wydmy i slone laki, glupiincydent z Bekiem de Corbin i jego kolezkami, ten wieczór przy swiecach, cieplojej ciala, gdy obejmowalem ja na murach, a nade wszystko ta aura milosci ismierci, wypelniajaca Carhaing - wszystko to zblizylo nas do siebie, zwiazalo.Zaczalem juz lapac sie na myslach, ze trudno mi bedzie rozstac sie.Z Branwen.Nie powiedziala ani slowa.Rozpiela brosze spinajaca oponcze na ramieniu,opuscila na posadzke ciezka tkanine.Szybko zdjela koszule, prosta, nieledwiezgrzebna, taka, jakie nosza na co dzien irlandzkie dziewczeta.Odwrócila siebokiem, zaczerwieniona ogniem, pelgajacym po polanach w kominie, sledzacym zania czerwonymi slepiami zaru.Równiez nie mówiac ni slowa, posunalem sie, robiac jej miejsce obok siebie.Polozyla sie powoli, odwracajac twarz.Nakrylem ja futrami.Nadal milczelismyobydwoje, lezac nieruchomo i patrzac na cienie biegajace po powale.- Nie moglam zasnac - powiedziala.- Morze.- Wiem.Ja tez je slysze.- Boje sie, Morholcie.- Jestem przy tobie.- Badz.Objalem ja najczulej, najdelikatniej jak umialem.Otoczyla mi szyje ramionami,przycisnela twarz do policzka, razac goracem oddechu.Dotykalem jej ostroznie,walczac z radosnym pragnieniem mocnego uscisku, checia gwaltownej, pozadliwejpieszczoty, tak, jak gdybym dotykal piór sokola, chrap plochliwego konia.Dotykalem jej wlosów, szyi, ramion, jej pelnych, cudownie ksztaltnych piersi omalenkich sutkach.Dotykalem jej bioder, które jeszcze niedawno, pomyslectylko, uwazalem za zbyt okragle, a które byly wspaniale okragle.Dotykalem jejgladkich ud, dotykalem jej kobiecosci, miejsca nie nazwanego, bo nawet w myslinie osmielilbym sie nazwac go u niej tak, jak przywyklem, zadnym z irlandzkich,walijskich czy saksonskich slów.Bo byloby to tak, jak gdyby Stonehenge nazwackupa kamieni.Tak, jak gdyby Glastonbury Tor nazwac pagórkiem.Drzala, niecierpliwie wychodzac naprzeciw moim dloniom, kierujac nimi ruchamiciala.Domagala sie, zadala niemym jezykiem, gwaltownym, rwacym sie oddechem.Prosila chwilowa ulegloscia, miekka i ciepla, by za moment wyprezyc sie,stwardniec w dygocacy diament.- Kochaj mnie, Morholcie - szepnela.- Kochaj mnie.Byla odwazna, zachlanna, niecierpliwa.Ale bezbronna i bezsilna w moichramionach, musiala poddac sie mojej spokojnej, ostroznej, powsciagliwejmilosci.Mojej.Takiej, jakiej pragnalem.Takiej, jakiej pragnalem dla niej.Bow tej, która próbowala mi narzucic, wyczuwalem strach, poswiecenie irezygnacje, a nie chcialem, by sie bala, by poswiecala dla mnie cokolwiek, byrezygnowala z czegokolwiek.I postawilem na swoim.Tak mi sie przynajmniej wydawalo.Czulem, jak zamek drzy w wolnym rytmie uderzajacych o skale fal.- Branwen.Przywarla do mnie, goraca, a jej pot mial zapach mokrych piór.- Morholcie.Dobrze jest.- Co, Branwen?- Dobrze jest zyc.Milczelismy dlugo.A potem zadalem pytanie.To, którego nie powinienem bylzadawac.- Branwen.Czy ona.Czy Iseult przeplynie tu z Tintagelu?- Nie wiem.- Nie wiesz? Ty? Jej powiernica? Ty, która.Zamilklem.Na Luga, cóz ze mnie za kretyn, pomyslalem.Cóz za zapowietrzonybalwan.- Nie drecz sie - powiedziala.- Zapytaj mnie o to.- O co?- O noc poslubna Iseult i króla Marka.- Ach, o to.Wyobraz sobie, ze mnie to nie ciekawi.- Mysle, ze klamiesz.Nie odpowiedzialem.Miala racje.- Bylo tak, jak opowiadaja ballady - powiedziala cicho.- Sprytnie wymienilysmysie z Iseult w lozu Marka, gdy tylko zgasly swiece.Nie wiem, czy bylo tonaprawde potrzebne.Mark byl tak oczarowany Zlotowlosa, ze zaakceptowalby bezwyrzutów jej brak dziewictwa.Nie byl az tak drobiazgowy.No, ale stalo sie,jak sie stalo.Zadecydowaly moje wyrzuty sumienia za to, co wydarzylo sie nakorabiu.Sadzilam, ze to ja jestem wszystkiemu winna, ja i ten napój, który impodalam.Wmówilam sobie wine i chcialam ja splacic.Dopiero pózniej wyszlo najaw, ze Iseult i Tristan sypiali ze soba jeszcze w Atha Cliath.Ze niczemu niebylam winna.- Juz dobrze, Branwen.Niepotrzebne sa szczególy.- Nie.Wysluchaj do konca.Wysluchaj tego, o czym ballady milcza.Iseultrozkazala mi, bym natychmiast, gdy juz zloze dowody dziewictwa, wymknela sie zloza i po raz wtóry zamienila sie z nia miejscami.Moze bala sie zdemaskowania,moze po prostu nie chciala, bym zbytnio przyzwyczaila sie do króla, kto wie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl