[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Gillan?"Tak przyzwyczai³am siê do martwej ciszy, ¿e zaskoczy³o mnie, gdy tym razemnadesz³a odpowiedŸ.A mo¿e to by³o tylko zawirowanie, poruszenie w atmosferze?Ja jednak uzna³am to za wskazówkê.To sz³o, p³ynê³o sk¹dœ po mojej prawejstronie, skrêci³am wiêc w tamtym kierunku.Œpiesz¹c siê wyczu³am, ¿e topomyœlne dla mnie zdarzenie obudzi³o czujnoœæ czegoœ, co sz³o moim œladem.Ju¿nie by³o jedynie zaciekawione, ale szuka³o mnie jak g³odny, przebieg³ymyœliwy.Drzewa stawa³y siê coraz wy¿sze i grubsze, jakbym zbli¿a³a siê do serca lasu, aw dole robi³o siê wci¹¿ ciemniej i ciemniej.W koñcu pod¹¿a³am w mroku, gdzie wka¿dym ciemniejszym cieniu mog³o kryæ siê coœ, czego ostro¿noœæ nakazywa³a siêobawiaæ."Gillan?"Znów zobaczy³am powietrzny wir.Tym razem nie mia³am w¹tpliwoœci, ¿e to by³aodpowiedŸ i ¿e Gillan znajduje siê gdzieœ z przodu.Teraz muszê obejœæ drzewa o grubych jak zamkowe wie¿yczki pniach, miêdzyktórymi strzela³y w górê wysokie pióra o barwie popio³u, niczym szkieletypaproci.Kiedy musnê³am jedno z nich, rozpad³o siê w proch, pozostawiaj¹c wpowietrzu s³aby odór starej zgnilizny.Ale chocia¿ ten szary œwiat wydawa³ mi siê od dawna martwy, mia³ on w³asne¿ycie, by³ ojczyzn¹ nieznanych istot.K¹tem oka spostrzeg³am ciemno¿Ã³³tego,wielonogiego stwora, który wpad³ w kêpê paproci.I chocia¿ zobaczy³am go tylkoprzelotnie, wyda³ mi siê taki z³y i zjadliwy, ¿e z daleka obesz³am miejsce, wktórym znikn¹³, a potem uwa¿nie obserwowa³am leœne poszycie.Myœliwy, który na mnie polowa³, ju¿ nie by³ sam! Przy³¹czyli siê do niego jegowspó³plemieñcy.Zdo³a³am opanowaæ paniczny strach, który kaza³ mi rzuciæ siê doucieczki na oœlep, byle dalej.Jak na razie, niewidoczni przeœladowcy wolelitrzymaæ siê w pewnej odleg³oœci ode mnie."Gillan?"Us³ysza³am znacznie wyraŸniejsz¹, bardziej zrozumia³¹ odpowiedŸ! Blisko!Powinna byæ bardzo blisko.Gdybym tylko nie musia³a kluczyæ miêdzy tymimonstrualnymi drzewami.Wœród szarych paproci pojawi³y siê wielkie roœliny w kszta³cie wachlarza,œwiec¹ce ¿Ã³³tym blaskiem, jakby wyros³e z fosforyzuj¹cej zgnilizny - wygl¹da³yna tak przegni³e, ¿e wkrótce rozp³yn¹ siê w œmierdz¹cy szlam.Wzbudzi³y we mnielêk i obrzydzenie i odt¹d stara³am siê unikaæ jakiegokolwiek zetkniêcia znimi.W koñcu paprocie zniknê³y i pozosta³y widaæ tylko œmierdz¹ce wachlarze, gdy¿ ówodór, pocz¹tkowo s³aby, nasila³ siê wraz ze wzrostem ich liczebnoœci.I bardzotrudno by³o znaleŸæ miêdzy nimi przejœcie.Niektóre wyrasta³y poziomo z pnidrzew i tak trudno mi by³o je omijaæ."Gillan?"By³a bardzo blisko.Skierowa³am siê do czegoœ w rodzaju przesmyku utworzonegoprzez obrzydliwe, siêgaj¹ce mi do ramion wachlarze i nagle wysz³am na brzegjeziora.Czy woda mo¿e byæ tak czarna i nieruchoma? Nieruchoma? Jakiœ b¹belpodniós³ siê z dna i pêk³ na powierzchni.Zachwia³am siê, gdy dosiêg³a mniefala cuchn¹cego, dusz¹cego gazu."Gillan?"Czy tylko wyda³o mi siê, ¿e odebra³am odpowiedŸ? Sta³am na brzegu jeziora,widzia³am jego brzegi - wstrêtne wachlarze, ciemne pnie drzew - lecz nikogo tamnie by³o.Na ostatnie wo³anie odpowiedzia³a mi g³ucha cisza.Podstêp.pu³apka? Nas³uchiwa³am jakimœ zmys³em, który tutaj zastêpowa³ s³uch, czy nienadchodzi to, co siê za mn¹ skrada³o.By³o tam.Ale nie bli¿ej ni¿ przedtem;mo¿e i ono zatrzyma³o siê na jakiœ czas?Woda znów siê zm¹ci³a.Tym razem, w równej odleg³oœci od siebie, z g³êbiwy³oni³y siê dwa b¹ble.Nie, to nie by³y b¹ble - ale oczy! Oczy patrzy³y namnie, przyci¹ga³y mnie, przyci¹ga³y.Nie! Zachwia³am siê, lecz nie ruszy³am z miejsca, unieruchomi³ mnie bowieminstynkt samozachowawczy.Nie pozwolê siê utopiæ w tym bajorze, nie zabije mniestwór kryj¹cy siê za tymi œlepiami.Tam gdzieœ jest Gillan.Muszê znaleŸæGillan! Kiedy o niej pomyœla³am, czar oczu prys³.Odzyska³am swobodê ruchu iposz³am nie do wody, ale brzegiem jeziora.Para œlepi towarzyszy³a mi jakiœ czas.Czu³am si³ê i przyci¹ganie woli, któranimi kierowa³a, stara³a siê mnie zmusiæ, ¿ebym siê odwróci³a, spojrza³a w nie -i pos³ucha³a.W koñcu ka¿dy krok wymaga³ ode mnie tak wielkiego wysi³ku,jakbym wspina³a siê po pionowej œcianie, ale nie uleg³am.Jak d³ugo okr¹¿a³am koniec jeziora? W tym œwiecie nie istnia³ czas, istnia³tylko cel, potrzeba i g³Ã³d, a mój g³Ã³d i determinacja doda³y mi si³.Odwróci³amsiê plecami do nabrzmia³ych wód i znów wesz³am do lasu.Czy ten potwornymieszkaniec jeziora us³ysza³ moje wo³anie i pos³u¿y³ siê nim, ¿eby mnie tuzwabiæ?"Gillan?""Tutaj!"Czy to jakieœ inne oszustwo? Nie mia³am tej pewnoœci, ale i nie mog³am nieodpowiedzieæ.Wêdrowa³am przez kêpy paproci, potem znów pod drzewami, wci¹¿dalej i dalej.Niewidoczni myœliwi równie¿ szli, wprawdzie w pewnejodleg³oœci ode mnie, ale szli."Gillan?""Tutaj."Œmierdz¹ce wachlarze ust¹pi³y miejsca paprociom, drzewa sta³y siê smuk³ej sze.Czy¿bym znalaz³a siê z drugiej strony lasu? Jakiœ skrzydlaty stwór zni¿y³ lot iusiad³ na drodze, podnosz¹c na mnie oczy.Ptak? Czy mo¿na by³o porównaæciep³okrwist¹, upierzon¹, œpiewaj¹c¹ istotê z tym potworkiem o luŸnozwisaj¹cej, twardej skórze, nagiej g³owie pokrytej czymœ w rodzaju dzwonków, wtrzech czwartych z³o¿onej z ogromnego dzioba?"Ptak" nadal siedzia³ skulony na ziemi, mimo ¿e sz³am w jego stronê.Krêci³g³ow¹ z boku na bok, jakby za ka¿dym razem chcia³ mnie lepiej obejrzeæ innymokiem.PóŸniej zatrzepota³ skrzyd³ami i pobieg³ mi na spotkanie.Cofnê³am siê iopar³am o pieñ jakiegoœ drzewa.Skrzydlaty potworek zatrzyma³ siê nagle, jakbygo zdziwi³a i zaskoczy³a moja reakcja.D³ug¹ chwilê trwaliœmy tak naprzeciwsiebie."Gillan!"Utkwi³am wzrok w tej parodii ptaka.Imiê tej, której szuka³am, powtarza³ raz poraz potworek z widmowego lasu! Potem poruszy³ w kurzu szponiastymi ³apami iid¹c bokiem zbli¿y³ siê do mnie.Wyci¹gnê³am rêkê, ¿eby go odepchn¹æ.To napewno pu³apka! Ta istota, a byæ mo¿e inne te¿ mog³y s³yszeæ moje wo³anie iteraz powtarzaj¹ je, by wprowadziæ mnie w b³¹d, zwabiæ w pu³apkê.Tutaj nieby³o Gillan.i nigdy jej nie znajdê.nigdy!Uciek³am od groteskowego ptaka, od miejsca, gdzie pozna³am prawdê.A skradaj¹cysiê z ty³u przeœladowcy wreszcie podjêli decyzjê i na dobre rozpoczêlipolowanie.Lecz ptak mnie nie opuœci³, wzniós³ siê w powietrze i trzepota³ mi skrzyd³aminad g³ow¹, to polatywa³ przodem, to czeka³ na mnie.I za ka¿dym razem nadawa³do mojego oszo³omionego umys³u oszukañczy zew:"Gillan!"Raz spróbowa³ nawet dostaæ siê miêdzy moje nogi, jakby zamierza³ mnieprzewróciæ.Uratowa³am siê w ostatniej chwili, skacz¹c w bok.Czeka³am, a¿rzuci siê na mnie, zaatakuje g³owê, oczy.Nie zrobi³ tego, ale i nie zostawi³w spokoju, tak jak niewidoczni myœliwi nie zboczyli z mojego tropu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Brooks Terry 02 Czarny jednorozec
- Beagle Soyer Peter Ostatni Jednorozec
- Cook Robin ROK INTERNY
- George Orwell Rok 1984 (2)
- Brooks Czarny jednorozec
- Andre Norton SC 1.3 Troje przeciw ÂŒwiatu Czarownic
- Andre Norton Troje przeciw ÂŒwiatu Czarownic
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze ÂŒwiata Czarownic
- Andre Norton Czarodziej ze ÂŒwiata Czarownic
- Connelly Michael The Black Echo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ps3forme.xlx.pl