[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Laura, jeœli mogê j¹ tak nazywaæ, u¿ywa wspania³ego kremu do r¹k na noc.Jestœliski, najpierw zimny, potem ciep³y.Zapach kwiatu pomarañczy.Laura,l'orange.Hmm.Przez ca³y dzieñ nic nie mia³em w ustach.W³aœciwie w¹troba inerki nadawa³yby siê na kolacjê od razu, ale reszta miêsa powinna przez tydzieñwisieæ w warunkach ch³odniczych.Ogl¹da³ pan prognozê po­gody? S¹dzê, ¿e nie.- Jeœli powie mi pan to, czego chcê siê dowiedzieæ, Commendatore – kontynuowa³- wygodniej bêdzie mi wyjechaæ bez posi³ku; signora Pazzi pozostanienietkniêta.Zadam panu pytania i zobaczymy.Mo¿e mi pan za­ufaæ, choæ wiem, ¿eufanie komukolwiek przychodzi panu z trudem.- W teatrze zauwa¿y³em, ¿e rozpozna³ mnie pan, Commendatore.Nie narobi³ pan wmajtki, gdy pochyla³em siê nad d³oni¹ signory? Poniewa¿ nie przyjecha³a po mniepolicja, doszed³em do wniosku, ¿e sprzeda³ mnie pan.Czy¿ nie niejakiemuMasonowi Vergerowi? Proszê mrugn¹æ dwa razy na potwierdzenie.- Dziêkujê, tak te¿ myœla³em - ci¹gn¹³ dalej.- Kiedyœ zadzwoni³em pod numerpodany na jego wszêdobylskim plakacie, daleko st¹d, ot tak, dla zaba­wy.Jegoludzie czekaj¹na zewn¹trz? Mhm.A jeden z nich œmierdzi jak zje³-cza³akie³basa? W³aœnie.Powiedzia³ pan o mnie komuœ w komendzie? Mrug­n¹³ pan tylkoraz? Tak myœla³em.Teraz proszê siê skoncentrowaæ i podaæ mi kod dostêpu dobazy danych VICAP w Quantico.Doktor Lecter otworzy³ swój sk³adany nó¿.- Zdejmê taœmê i wtedy mi pan powie.- Podniós³ nó¿.- Tylko niech pan niepróbuje krzyczeæ.Myœli pan, ¿e zdo³a siê od tego powstrzymaæ?- Przysiêgam na Boga, ¿e nie znam tego kodu.- G³os Pazziego by³ ochryp³y odeteru.- Nie mogê zebraæ myœli.Mo¿e pójdziemy do mojego samochodu, mam tampapiery.Doktor Lecter odwróci³ Pazziego przodem do ekranu, na którym wy­œwietla³wizerunki wisz¹cego Piera delia Vigny i wisz¹cego z wyprutymi wnêtrznoœciamiJudasza.- Co pan woli, Commendatorel Trzewia w brzuchu czy na wierzchu?- Kod jest zapisany w moim notatniku.Doktor Lecter trzyma³ notatnik przed twarz¹ Pazziego, a¿ ten znalaz³ zapiswœród numerów telefonicznych.- I mo¿e siê pan za³ogowaæ z zewn¹trz, jako goœæ?- Tak - wychrypia³ policjant.- Dziêkujê, Commendatore.- Doktor Lecter odchyli³ wózek do ty³u i pod­jecha³ zPazzim do wielkich okien.- Pos³uchaj mnie! Mam pieni¹dze, cz³owieku! Bêdziesz mia³ pieni¹dze naucieczkê.Mason Verger nigdy ci nie daruje.Nigdy.Nie mo¿esz wróciæ do domu popieni¹dze, obserwuj¹ twój dom.Doktor Lecter po³o¿y³ dwie deski z rusztowania nad niskim parapetem okiennym iwtoczy³ po nich wózek z Pazzim na balkon.Policjant poczu³ zimn¹ bryzê na mokrej twarzy.Mówi³ teraz bardzo szybko.- Nigdy nie wyjdziesz z tego budynku ¿ywy.Ja mam pieni¹dze.Mam stoszeœædziesi¹t milionów lirów w gotówce.Sto tysiêcy dolarów amerykañ­skich!Zadzwoniê tylko do ¿ony.Powiem jej, ¿eby zabra³a pieni¹dze, scho­wa³a je wsamochodzie i zostawi³a samochód tu¿ przed pa³acem.Doktor Lecter zabra³ pêtlê z pulpitu i przyniós³ j¹na balkon, ci¹gn¹c za sob¹pomarañczowy przewód.Jego drugi koniec by³ przywi¹zany kilkoma wêz³ami dociê¿kiej maszyny do polerowania pod³Ã³g.Pazzi nie przestawa³ mówiæ.- Zadzwoni do mnie na komórkê, gdy tu dojedzie, i zostawi ci samo­chód.Maprzepustkê policyjn¹, wiêc mo¿e podjechaæ tu¿ pod wejœcie.Zrobi, co jej ka¿ê.Cz³owieku, przez okno bêdziesz móg³ sprawdziæ, czy wóz jest na chodzie,kluczyki zostan¹ w œrodku.Doktor Lecter pchn¹³ Pazziego dalej do balkonowej balustrady, która dotknê³ajego ud.Policjant mia³ przed sob¹ widok na miejsce, gdzie spalono Savonarolê igdzie przysi¹g³ sobie, ¿e sprzeda doktora Lectera Masonowi Vergerowi.Spojrza³w górê na sun¹ce nisko, zabarwione reflektorami chmu­ry i zapragn¹³, ¿ebydojrza³ go Bóg.Nie móg³ nie spojrzeæ w dó³, w tê straszn¹ otch³añ, w stronê œmierci.Mia³absurdaln¹ nadziejê, ¿e reflektory utwardz¹ powietrze, ¿e w jakiœ spo­sób udamu siê zatrzymaæ na snopach œwiat³a.Poczu³ zimno pomarañczowej gumy na drucianej pêtli wokó³ szyi.Dok­tor Lectersta³ przy nim tak blisko.- Arrivederci, Commendatore.-B³yskawicznie rozp³ata³ Pazziemu brzuch.Drugim ciosem odci¹³ go od wózka.Policjant przechyli³ siê i wypad³ przez balustradê, ci¹gn¹c za sob¹pomarañczowy przewód.Ziemia zbli¿a³a siê w okamgnieniu, usta mog³y wreszciekrzyczeæ, a w salonie maszyna do polerowania pod³Ã³g sunê³a po pod³odze,zatrzymuj¹c siê z ³oskotem na balustradzie.Poczu³ szarpniêcie, g³owaodskoczy³a mu do góry, a trzewia wypad³y na zewn¹trz.Martwe cia³o Pazziego ko³ysa³o siê przy chropowatej œcianie zalanego œwia­t³empa³acu, wstrz¹sane poœmiertnymi drgawkami, rzucaj¹c ogromny cieñ na mur [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl