[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Mo¿e chcecie usi¹œæ?- To nie jest takie wa¿ne - machn¹³ rêk¹ Jason.- Chcemy siê dowiedzieæ przedewszystkim, dlaczego nas tu zaproszono i jak mo¿emy siê skontaktowaæ z naszymstatkiem.Proœbê tê Solvitz zignorowa³, a krzes³a dla nich przynios³y dwa androidy.Tendrugi przytoczy³ nawet ma³y stolik z napojami.Có¿, pomyœla³ Jason, nawet jeœliniczego tu nie dosypano, i tak musimy byæ czujni.Solvitz uwa¿nie przygl¹da³ siê goœciom i dopiero gdy androidy opuœci³y salê,raczy³ odpowiedzieæ:- Nie spieszmy siê.Mamy wystarczaj¹co du¿o czasu.Zd¹¿ymy omówiæ wszystkiesprawy.- Przecie¿ pan nie wie, o czym mówi! - nie wytrzyma³a Meta.- Jeœli my.- Nie - zdecydowanie przerwa³ jej Solvitz, w³adczo unosz¹c praw¹ rêkê do góry.- Najpierw bêdê mówi³ ja.- Meto, nie gor¹czkuj siê.Doktor ma racjê, musimy go wys³uchaæ - powiedzia³Jason, nie ukrywaj¹c niezadowolenia z sytuacji.- Wasze problemy s¹ mi dobrze znane, tak samo jak i cel przybycia waszegostatku - zacz¹³ doktor Solvitz.Nie wiadomo po co wyj¹³ miecz z po³yskuj¹cejkamieniami pochwy i wpatrywa³ siê w jego bogate zdobienia.- Wiem, ¿ezamierzacie wkrótce zniszczyæ moj¹ planetê i wcale nie jest mi z tego powoduprzykro.A¿ do tej chwili nie wiedzia³em, po co wracam do swej Galaktyki, alew³aœnie to sobie uœwiadomi³em.Jak ka¿dy cz³owiek, chcê umrzeæ w ojczyŸnie.Oczywiœcie taki stos pogrzebowy mo¿e siê wydaæ przesadny, ale doktor Solvitzzas³u¿y³ sobie na niego.Proszê mi wierzyæ, ¿e tak.A co do waszego losu.To,czy wypuszczê was na wolnoœæ, zale¿y od wielu czynników Najpierw sobiepogadamy, spokojnie, bez poœpiechu, a potem sami zdecydujecie, czy warto siêspieszyæ.- Czy to znaczy, ¿e nie pozostawia nam pan wyboru? - przerwa³a mu Meta,usi³uj¹c skierowaæ rozmowê na konkretniejsze sprawy.- Dok³adnie na odwrót.Dam wam mo¿liwoœæ wyboru, ale jeszcze nie teraz.Okie³znajcie niecierpliwoœæ.Czy¿byœcie jeszcze nie pojêli, ¿e mam nad wamipe³n¹ w³adzê? Czy œmieræ waszego go przyjaciela Troya, a potem spotkanie zTemuchinem i loty na moich czó³nach nie da³y wam do myœlenia? Nie chcecie siênawet dowiedzieæ, kim jestem?- Dlaczego zabi³ pan Troya? - wykrzyknê³a Meta.Nie potrafi³a znieœæ niczyjejw³adzy nad sob¹ i ju¿ gotowa by³a strzelaæ.- Po pierwsze, niezupe³nie ja to zrobi³em - odpar³ spokojnie doktor Solvitz.-A po drugie, jeœli nie wys³uchacie mnie teraz, potem rzeczywiœcie mo¿ezabrakn¹æ czasu.- Proszê mówiæ - odezwa³ siê bezbarwnym g³osem Jason.Proszê mówiæ.I delikatnie œcisn¹³ d³oñ Mety, ¿eby j¹ uspokoiæ.- ¯yjê w tym miejscu ju¿ wiele tysiêcy ziemskich lat - powiedzia³ doktorSolvitz i zamilk³ na chwilê.Czeka³ na reakcjê.Reakcja by³a, szczerze mówi¹c, taka sobie.Wariat, skonstatowa³ Jason.Rzeczywiœcie, nale¿y wys³uchaæ go uwa¿nie, wtedymo¿e da siê go na czymœ przy³apaæ.Tylko zawraca g³owê, myœla³a Meta.Czego naprawdê chce od nas? Zabiæ go to nieproblem, ale nie wiemy, w jakim kierunku nale¿y potem uciekaæ.- Urodzi³em siê na Ziemi - opowiada³ tymczasem Solvitz na d³ugo przed epok¹Wielkiej Ekspansji.By³em astronaut¹, uczonym, politykiem i biznesmenem.Mia³emwiele imion, a kilka z nich nawet trafi³o do szkolnych podrêczników Ale o moimnajwa¿niejszym wynalazku nie wie w tej chwili nikt.Jako Theodor Solvitzodkry³em tajemnicê nieœmiertelnoœci.Ju¿ wtedy by³em jednym z najbogatszychludzi na Ziemi, ale nie zamierza³em sprzedawaæ nieœmiertelnoœci.Owszem,nale¿¹ce do mnie kompanie zajmowa³y siê przed³u¿aniem ¿ycia, odm³adzaniem.Wyliczy³em, ¿e optymalna d³ugoœæ ¿ycia cz³owieka wynosi sto piêædziesi¹t,dwieœcie lat i og³osi³em, ¿e jest realna.Tylko najbli¿szy kr¹g moich wspó³pracowników pozna³ sekret nieograniczonejd³ugowiecznoœci.Zmienialiœmy imiona i wygl¹d.Byliœmy najbogatszymi ludŸmi naZiemi i mieliœmy nieograniczone mo¿liwoœci.Kiedy zaczê³a siê Wielka Ekspansja,staliœmy siê najbogatszymi ludŸmi w Galaktyce.Ale tylko na Ziemi mieliœmyrealn¹ w³adzê, nie da³o siê natomiast, nawet dziêki nieœmiertelnoœci,kontrolowaæ ludzkoœci, która rozpe³z³a siê po milionach planet.Powsta³a póŸniej Liga Œwiatów, ale ani ona, ani nawet utworzony przy niejKorpus Specjalny, jak pokaza³a praktyka, nie radzi³y sobie z niewykonalnymzadaniem galaktycznej koordynacji.My, nieœmiertelni, przestaliœmy rozumieæ, poco ¿yjemy.Postêp, który mieliœmy za coœ absolutnego, bezcennego, niemalboskiego, okaza³ siê godny o³tarza nie bardziej ni¿ jakiœ staro¿ytny pogañskibo¿ek.Epoka rozpadu imperium pogl¹dowo wykaza³a, ¿e wiele œwiatów,pozostawionych bez nadzoru, musi zaczynaæ sw¹ historiê od zera.Jedni odœredniowiecza, inni nawet od kamienia ³upanego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl