[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sk¹d ty to wszystko wiesz? - Meta by³a zdumiona.- Powiem ci wieczorem, kochanie, jak bêdziemy sami.Wygl¹da to mo¿e naprzechwa³ki, ale jestem pewny swych wniosków.Tworzy siê tam œrednia klasa, aidê o zak³ad, ¿e warstwa kupców i bankierów rozwija siê najszybciej.Rhes siê wni¹ wkupi.Jako rolnik, ma najlepsze przygotowanie do tego zadania.Spójrzcie,oto klucz do jego sukcesu.Wyj¹³ z sakiewki ma³y, metalowy kr¹¿ek, podrzuci³ i poda³ Rhesowi.- Co to? - zapyta³ Rhes.- Pieni¹dz.Moneta o niewielkim nominale.Zabra³em j¹ jednemu z zabitych¿o³nierzy.To jest oœ œwiata kupieckiego albo te¿ smar do osi - zale¿y, któreporównanie bardziej ci odpowiada.Zrobimy analizê i wytopimy ca³¹ mas¹identycznych, a nawet lepszych od orygina³u.Wkupisz siê nimi, za³o¿ysz sklep ijako kupiec bêdziesz czeka³ na nastêpneposuniêcia.Rhes spojrza³ na monetê z niesmakiem.- Przypuszczam, ¿e teraz, podobnie jak pozostali, powinienem otworzyæ buziê izapytaæ jaki bêdzie nastêpny ruch?- S³usznie.Szybko siê uczysz.Kiedy Jason mówi, wszyscy s³uchaj¹.- Za du¿o mówisz - wtr¹ci³a Meta ponuro.- Zgoda, ale to moja jedyna wada.Kolejnym posuniêciem bêdzie zjednoczenietutejszych plemion z Kerkiem u w³adzy, albo prawie u w³adzy, by powitaæ Rhesa,który przyp³ynie na pó³noc ze swymi towarami.Ca³y kontynent mo¿e byæ podzielnyklifem, który normalnie uniemo¿liwia kontakty miêdzy koczownikami, a ludŸmi znimi, ale nie wmówicie mi, ¿e nigdzie na pó³nocy nie ma miejsca, gdzie móg³byprzybiæ ma³y statek lub ³Ã³dŸ.Potrzebujemy tylko kawa³ka pla¿y.Jestem pewien,¿e w przysz³oœci po³¹czenie morzem by³o wykluczone jedynie dlatego, ¿e dowykonania statków ze stali potrzebna jest wysoko zaawansowana technologia.Mo¿na oczywiœcie zbudowaæ ³odzie pokryte skórami o szkielecie z koœci, alew¹tpiê czy koczownicy kiedykolwiek rozwa¿ali mo¿liwoœæ podró¿owania wod¹.Mieszkañcy nizin na pewno maj¹ statki, ale tu nie ma niczego, co by ichsk³oni³o do zorganizowania wypraw odkrywczych.Wrêcz przeciwnie.Ale my tozmienimy.Pod przywództwem Kerka plemiona pó³nocy pokojowo powitaj¹ kupców zpo³udnia.Na scenê wkroczy handel i rozpocznie siê nowa era.Za kilka starychskór koczownik bêdzie móg³ kupiæ wytwory cywilizacji i na pewno siê skusi.Mo¿ez³apiemy ich na tytoñ, alkohol lub szklane paciorki.Musi byæ coœ, co lubi¹, aco ludzie z nizin mog¹ im dostarczyæ.Najpierw l¹dowanie z towarem, potem parênamiotów dla ochrony przed œniegiem, a w koñcu - sta³a osada.Jeszcze póŸniejcentrum handlowe i rynek, dok³adnie w miejscu, gdzie bêdzie nasza kopalnia.Nastêpny krok jest chyba oczywisty.Zaczê³a siê o¿ywiona dyskusja.Dotyczy³a jednak tylko szczegó³Ã³w.Nikt niekwestionowa³ planu Jasona.By³ prosty i wykonalny.Dawa³ im zajêcie, z któregobyli zadowoleni.Wszyscy - z wyj¹tkiem Mety.Mia³a do koñca ¿ycia doœægotowania na nawozie moropa i prostych pos³ug obozowych.By³a jednakPyrrusank¹, nic wiêc nie mówi³a.Narada skoñczy³a siê bardzo póŸno.Grif chrapa³ ju¿ od kilku godzin.Atomowypiecyk wy³¹czono i schowano, ale w camachu nadal by³o ciep³o.Jason wczo³ga³siê do futrzanego œpiwora i westchn¹³ z ulg¹.Meta przytuli³a siê do niego,k³ad¹c policzek na jego piersi.- A co bêdzie, jak ju¿ zwyciê¿ymy? - zapyta³a.- Nie wiem - odpowiedzia³ zmêczonym g³osem, g³adz¹c j¹ po krótko ostrzy¿onychw³osach.- Jeszcze siê nad tym nie zastanawia³em.Zróbmy najpierw to, co do nasnale¿y.- Gdybyœmy mogli tu zostaæ i zbudowaæ nowe miasto - oznacza³oby to koniecwalki.Na zawsze.A co ty wtedy zrobisz?- Nie myœla³em o tym, - wymamrota³ niewyraŸnie.Przygarn¹³ j¹ do siebie,ciesz¹c siê bliskoœci¹ jej cia³a.- Wiesz, chyba bym chcia³a przestaæ walczyæ.S¹dzê, ¿e mo¿na robiæ w ¿yciu coœinnego.Zauwa¿y³eœ, jak tutejsze kobiety opiekuj¹ siê swymi dzieæmi? Nie tak,jak na Pyrrusie, gdzie oddaje siê je do ¿³obka, by ich nigdy wiêcej niezobaczyæ.To mo¿e byæ mi³e.Jason zabra³ rêkê z jej w³osów, jakby siê oparzy³.Szeroko otworzy³ oczy.Gdzieœ w mózgu us³ysza³ nieprzyjemne odg³osy weselnych dzwonów, przed którymiju¿ nieraz ucieka³, a które wywo³ywa³y w nim natychmiastowy odruch obronny.- No có¿.mia³ nadziejê, ¿e zabrzmi to, jak g³êboki namys³.- Mo¿e jest to mi³e dla kobiet barbarzyñców, ale na pewno nie ¿yczy³aby tegosobie inteligentna, cywilizowana dziewczyna.Z napiêciem czeka³ na odpowiedŸ.Po godzinie z jej równego oddechuwywnioskowa³, ¿e usnê³a.To za³atwia³o sprawê, przynajmniej na razie.Trzymaj¹c w ramionach jej ciep³e cia³o zastanawia³ siê, przed czym tak naprawdêucieka.Kiedy rozwa¿a³ ten problem, zmog³o go w koñcu zmêczenie i tabletki.Zasn¹³.Rankiem zaczê³a siê nowa kampania.Temuchin wyda³ rozkazy i o œwicie ruszyli.Wia³ mroŸny, przenikaj¹cy do szpiku koœci wiatr z pó³nocnych gór.Camachy,escungi, a nawet juczne moropy zosta³y w obozie.Ka¿dy wojownik zabra³ ze sob¹jedynie broñ i ¿ywnoœæ.Sam te¿ musia³ troszczyæ siê o siebie i swegowierzchowca.Pocz¹tkowo marsz nie wygl¹da³ imponuj¹co - rozproszeni ¿o³nierze torowali sobiedrogê miêdzy namiotami, wœród krzycz¹cych kobiet i dzieci, dokazuj¹cych wkurzu.Po chwili do pierwszego wojownika do³¹czy³ drugi, potem trzeci, w koñcuuformowa³ siê ca³y oddzia³ jeŸdŸców, podskakuj¹cych w takt zgodny z ruchemwierzchowców.Opuœcili obóz.Jason jecha³ za Kerkiem.Za nimi, podwójn¹ kolumn¹, pod¹¿a³o dziewiêædziesiêciuczterech Pyrrusan.Odwróci³ siê w siodle, aby na nich popatrzeæ.Kobietypozosta³y w obozie, a oœmiu mê¿czyzn wyruszy³o z Rhesem na niziny.Resztapilnowa³a statku.Do wype³nienia misji zosta³o ich wiêc dziewiêædziesiêciuszeœciu i to oni mieli zdobyæ w³adzê nad barbarzyñsk¹ armi¹ i okupowan¹ czêœci¹planety.Zdawa³o siê to niemo¿liwe, ale zachowanie niewielkiej garstki Pyrrusanwcale na to nie wskazywa³o.Jechali powa¿ni, gotowi stawiæ czo³a wszystkiemu,co ich czeka.Jasonowi ich obecnoœæ dawa³a ogromne poczucie bezpieczeñstwa [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl