[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dochodzi³o tu œwiat³o ulicznej latar­ni i wzau³ku zalega³y d³ugie cienie.Jason mia³ ochotê roztrzaskaæ latar­niê kul¹,ale nie œmia³.Nie, wystarczy, ¿e siê pospiesz¹.Byli ju¿ na podeœcie prowadz¹cym do drabinki koñcz¹cej siê kilka­dziesi¹tcentymetrów nad poziomem jezdni, gdy wtem k¹tem oka dostrzeg³ zmianê w grzeœwiat³a.W zau³ku coœ siê poruszy³o, drgn¹³ jakiœ cieñ.Dwóch policjantów.Jeden z lewej, drugi z prawej strony.Gdy tylko namierzyli uciekiniera, sier¿ant wys³a³ na ulicê jednego ze swoich.Wiedzia³ ju¿, ¿e bandyta jest w s¹siednim budynku.Uda³o mu siê zbiec z miejscazbrodni i by³o bardzo w¹tpliwe, ¿eby da³ siê zasko­czyæ na klatce schodowej.Oznacza³o to, ¿e musi wyjœæ z budynku, wiêc sier¿ant postanowi³ obstawiæwszystkie mo¿liwe punkty ewakuacji.Na dachu mia³ snajperów, od frontu i odty³u.Pozostawa³ zatem zau³ek.Nie przypuszcza³, ¿eby zbieg móg³ tam dotrzeæ,ale nie chcia³ ryzykowaæ.Mia³ szczêœcie, bo skrêcaj¹c z ulicy, zobaczy³ na schodach przeciwpo­¿arowychzarys ciemnej sylwetki, a w œwietle latarni dostrzeg³ podw³ad­nego, którywchodzi³ do zau³ka z przeciwnej strony.Sier¿ant podniós³ rêkê, wskazuj¹cschody.Wyj¹³ pistolet i w³aœnie ruszy³ do drabinki, gdy wtem sylwetka drgnê³ai jakby siê.rozdwoi³a! Sier¿ant zdêbia³.Na po­deœcie schodów by³o dwóchludzi.Nie jeden, tylko dwóch!Wycelowa³ i poci¹gn¹³ za spust.Huk, brzêk rykoszetuj¹cej kuli i snop iskier.Jeden z cieni na podeœcie odbi³ siê, skoczy³, wyl¹dowa³, zwin¹³ w k³êbek iznikn¹³ miêdzy pojemnikami na œmierci.Policjant puœci³ siê biegiem, dopad³pojemnika, przykucn¹³ i powoli ruszy³ w jego stronê.Sier¿ant czeka³.Podniós³ g³owê i poszuka³ wzrokiem drugiego cienia, alechocia¿ w s³abym œwietle trudno by³o dostrzec szczegó³y, szybko stwierdzi³, ¿epodest jest pusty.Gdzie siê sukinsyn podzia³?Popatrzy³ na policjanta, lecz policjant te¿ znikn¹³.Podszed³ trochê bli­¿ej izawo³a³ go po nazwisku.Cisza.Wyj¹³ walkie-talkie, ¿eby wezwaæ posi³ki, i wtym samym momencie coœ na niego spad³o.Zachwia³ siê, upad³, ukl¹k³ na jednokolano i oszo³omiony potrz¹sn¹³ g³ow¹.Wtedy spomiêdzy pojemników coœ wysz³o.Coœ czy ktoœ? Zanim zda³ sobie spra­wê, ¿e to jednak nie policjant, otrzyma³silny cios i straci³ przytomnoœæ.To by³o g³upie.- Jason nachyli³ siê, ¿eby pomóc wstaæ Annace.Odtr¹ci³a jegorêkê i wsta³a o w³asnych si³ach.Myœla³em, ¿e masz lêk wysokoœci.Jeszcze bardziej bojê siê œmierci - warknê³a.Zwiewajmy st¹d, zanim siê zbiegn¹.Ty prowadzisz.W oczach tañczy³o mu œwiat³o latarni.Wybiegli z zau³ka i chocia¿ nie widzia³twarzy, momentalnie rozpozna³ sylwetkê i sposób chodzenia Bour­ne'a.Obecnoœætowarzysz¹cej mu kobiety tylko odnotowa³.Jego te¿ ude­rzy³o podobieñstwowydarzeñ, jakie tu zasz³y, do sytuacji w domu Conkli­na w Manassas.Spalko.Tojego robota.Sêk w tym, ¿e w przeciwieñstwie do Manassas, gdzie od razunamierzy³ jego cz³owieka, podczas staranne­go przeszukania okolic domu Molnaranikogo takiego nie zauwa¿y³.W ta­kim razie kto wezwa³ policjê? Ktoœ musia³ tubyæ, ktoœ musia³ widzieæ, jak Bourne wchodzi z kobiet¹ do budynku.Odpali³ silnik wypo¿yczonego samochodu i pojecha³ za nimi.Bourne wsiad³ dotaksówki, kobieta posz³a dalej.Zna³ Bourne'a i wiedzia³, ¿e bêdzie kluczy³,zmienia³ taksówki, dlatego jecha³ za nim jak po sznurku.Minêli Fo utca.Cztery ulice za wspania³ymi kopu³ami £aŸni Kiralya Bournewysiad³ i wszed³ do domu oznaczonego numerem 106/108.Chan zwolni³ i zaparkowa³ naprzeciwko domu, kilkadziesi¹t metrów przedwejœciem.Wy³¹czy³ silnik i zgasi³ œwiat³a.Alex Conklin, Jason Bourne, LaszlóMolnar, Hasan Arsienow.I Spalko.Ciekawe, pomy­œla³, ludzie pozornie ze sob¹niezwi¹zani, a jednak zwi¹zani.By³a w tym pewna logika, jak zawsze, jeœlitylko umia³o siê j¹ dostrzec.Piêæ czy szeœæ minut póŸniej przed dom zajecha³a taksówka i wysiad³a z niejm³oda kobieta.Wytê¿y³ wzrok, lecz zanim zniknê³a za ciê¿kimi drzwiami, zdo³a³dostrzec tylko jej rude w³osy.Czeka³, obserwuj¹c fasa­dê budynku.Od odjazdupierwszej taksówki w oknach nie zapali³o siê ani jedno œwiat³o, co oznacza³o,¿e Bourne czeka na ni¹ w holu, ¿e tu jest jej mieszkanie.Istotnie, nieca³etrzy minuty póŸniej w oknie na trzecim, najwy¿szym piêtrze zap³onê³o œwiat³o.Wiedzia³ ju¿, gdzie s¹, i chcia³ zapaœæ w zazen, lecz po godzinie bez­owocnychprób oczyszczenia umys³u zrezygnowa³.Siedzia³ po ciemku, dotykaj¹c swegoBuddy.I niemal natychmiast g³êboko zasn¹³, spad³ jak kamieñ w koszmarpowracaj¹cego snu.B³êkitno-czarna woda burzy siê i wiruje, jakby drzema³a w niej z³a ener­gia.Próbuje wyp³yn¹æ na powierzchniê, wyci¹ga siê tak mocno, ¿e trzesz­cz¹ mukoœci.Mimo to wci¹¿ tonie, wci¹¿ pogr¹¿a siê w mrocznej ot­ch³ani ze sznurem unogi.Zaczynaj¹ paliæ go p³uca.Brakuje mu tchu, ale wie, ¿e gdy tylko otworzyusta, wpadnie do nich woda i zabije go.Siêga w dó³, chce rozwi¹zaæ wiêzy, lecz sznur jest œliski, a on nie mo¿e gochwyciæ.Wie, ¿e w otch³ani czeka na niego coœ przera¿aj¹cego, i czuje siê tak,jakby porazi³ go pr¹d.Kleszcze strachu zaciskaj¹ siê coraz mocniej, robiwszystko, ¿eby nie zacz¹æ be³kotaæ.Nagle s³yszy dochodz¹cy z g³êbi­ny dŸwiêk,pobrzêkiwanie dzwonków, monotonne g³osy mnichów zawo­dz¹cych jak¹œ pieœñ naoczach Czerwonych Khmerów, którzy szykuj¹ siê do masakry.DŸwiêk przechodzi wkoñcu w pojedynczy g³os, w czysty te­nor, który rytmicznie skanduje jakieœs³owa - brzmi to jak modlitwa.I wtedy, patrz¹c w g³êbinê, dostrzega przywi¹zany do sznura kszta³t, to cowci¹ga go w otch³añ.Widzi swoje fatum i czuje, ¿e ta modlitwa, ta pieœñ dobywasiê w³aœnie stamt¹d.Bo on ten kszta³t dobrze zna, dobrze wie, kto wiruje wpotê¿nym pr¹dzie wody - przecie¿ zna go jak swoj¹ w³asn¹ twarz i cia³o.Alezaraz potem doznaje potwornego wstrz¹su, gdy¿ zdaje sobie sprawê, ¿e jednaknie, ¿e ów dŸwiêk dochodzi sk¹dœ indziej, bo to, co wci¹ga go w otch³añ, nie¿yje, jest martwe.Pieœñ narasta, jest coraz g³oœniejsza i czystsza, i wtedy uœwiadamia so­bie, ¿eto jego g³os, ¿e dobywa siê z jego piersi.Ta modlitwa, ta pieœñ porusza ka¿d¹cz¹stkê jego cia³a.- Lee-Lee! Lee-Lee! - wo³a i chwilê póŸniej.umiera.Rozdzia³ 16Spalko i Zina przybyli na Kretê przed wschodem s³oñca.Wyl¹dowali na lotniskuKazantzakis, na przedmieœciach Iraklionu.Towarzyszy³ im chirurg i trzechinnych mê¿czyzn, którym Zina zd¹¿y³a siê przyjrzeæ dok³adnie podczas lotu.Spalko nie wybra³ szczególnie postawnych -chyba po to, by nie wyró¿niali siê zt³umu.Kiedy - tak jak teraz - nie wystêpowa³ jako Stiepan Spalko, prezesHumanistas Ltd., lecz jako Szejk, zachowywa³ nadzwyczajn¹ ostro¿noœæ.Tegosamego wymaga³ od swego personelu.Ju¿ sam bezruch mê¿czyzn dawa³ Zinie pojêcieo ich sile.Do­skonale panowali nad swoimi cia³ami, kiedy siê poruszali, robilito z gra­cj¹ i pewnoœci¹ siebie joginów.W ich ciemnych oczach widzia³a tenro­dzaj koncentracji, jakiej nabywa siê po latach ciê¿kiego treningu.Nawet gdyuœmiechali siê do niej z szacunkiem, wyczuwa³a czaj¹c¹ siê groŸbê, która niczymœciœniêta ostra sprê¿yna cierpliwie czeka na uwolnienie.Kreta, najwiêksza wyspa Morza Œródziemnego, stanowi bramê miêdzy Europ¹ aAfryk¹.Przez stulecia wygrzewa³a siê w œródziemnomorskim s³oñcu po³udniowymwybrze¿em zwrócone ku Aleksandrii w Egipcie i Benghazi w Libii [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl