[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak równie¿ twoje towarzystwo, doda³a w myœli.-Dziêkujê, Brad.- Ja te¿ ci dziêkujê.Pog³aska³a go po policzku i delikatnie poca³owa³a.A Brad natychmiast przygarn¹³ j¹ do siebie i pog³êbi³ poca³unek, budz¹c w niejnieznane, rozkoszne doznania, wiêc mocno objê³a go za szyjê.Czas stan¹³ w miejscu, ona zaœ by³a œwiadoma jedynie bliskoœci obejmuj¹cego j¹mê¿czyzny, który wplót³ palce w jej w³osy i ca³owa³ jej twarz, mrucz¹c jakieœczu³e s³Ã³w­ka.I nagle, jakby gdzieœ daleko st¹d, zahucza³a syrena p³yn¹cegoparowca.Paula spróbowa³a siê odsun¹æ, ale Brad mocno trzyma³ j¹ w ramionach.- Nie uciekaj ode mnie, ma³y Kopciuszku.Kopciuszek! To s³owo definitywniesprowadzi³o j¹ naziemiê.Zdecydowanie wyswobodzi³a siê z uœcisku ksiêcia.- Wy.wybacz.Muszê.- Zebraæ na wózek brudne obrusy i zastawê, pomyœla³a.Zejœæ do kambuza, zanim ktoœ zacznie mnie szukaæ.Zdoby³a siê na wymuszony uœmiech.- Pora wracaæ do pracy - powiedzia³a z fa³szyw¹ we­so³oœci¹.ROZDZIA£ PI¥TYCo zrobi³aœ?! - hukn¹³ gromko Lewis.- Kompletnie ci odbi³o?Och, na litoœæ bosk¹, przecie¿ to nic takiego.- Paula rzuci³a parê brudnychskarpetek na stos rzeczy do prania.- Ale¿ z ciebie flejtuch, wujku.Nie prosi³em, ¿ebyœ po mnie sprz¹ta³a.I nie zmieniaj tematu, chcê wiedzieæ, wco siê wpakowa³aœ!Nie wiem, o co ci chodzi.Nie udawaj niewini¹tka, Paula.Dosta³aœ bzika na punkcie tego.Wcale nie!Jasne, ¿e tak.Znam to spojrzenie.Niby jakie?Takie rozmarzone, jakby spotka³o ciê Bóg wie co.Nie rozumiem, dlaczego tenrejs tak ciê odmieni³.Paula zaœmia³a siê cicho.Wiesz, z górnego pok³adu œwiat rzeczywiœcie wydaje siê inny.- To z³ocistes³oñce powoli zanurzaj¹ce siê w oceanie.to czarne niebo usiane gwiazdami.No, to mamy problem - parskn¹³ Lewis.- By³aœ tak samo rozanielona, gdyopowiada³aœ o tañcu na tamtym durnym balu przebierañców.Och, daj spokój.To by³ tylko.¿art.O wiele wiêcej, dziewczyno.Widzia³em to w twoich oczach.Lœni³y tak samo jakwtedy, gdy dosta³aœ na Gwiazdkê od ojca klacz.B³yskawicê? - Jakim cudem w tej rozmowie pojawi³ siê koñ? I dlaczego wujekLewis tak siê wœcieka?A jak¿e, B³yskawicê.Ta kasztanka by³a równie spo­kojna, jak szalej¹ce tornado,a ty a¿ siê trzês³aœ, aby po­galopowaæ na niej prosto do nieba.Usi³owa³emprzekonaæ twojego staruszka, ¿e to zwierzê jest dla ciebie zbytnie­bezpieczne.Jakoœ uda³o mi siê j¹ poskromiæ.Tylko raz mnie zrzuci³a.Ale za to jak! Pozwól sobie coœ powiedzieæ.- Lewis wsta³ i wycelowa³ w ni¹palec.- Spotka ciê o wiele bar­dziej nieprzyjemna niespodzianka, jeœlibêdziesz balowaæ z tym ksi¹¿¹tkiem!Ty znowu swoje! - Paula z hukiem cisnê³a do kosza butelki po piwie.- Wcale znim nie balujê!Nie? W takim razie jak nazwaæ fakt, ¿e dyskretnie wymknê³aœ siê na.Zosta³am wezwana.Myœla³am, ¿e do pracy.Ale on.- Urwa³a, nie chc¹czdradziæ, ¿e Brad Vandercamp zwabi³ j¹ do siebie podstêpem.Wiêc on to wszystko ukartowa³? ¯eby pobyæ z tob¹ sam na sam? Chryste Panie,Paula, jeœli on ciê wykorzy­sta³, to go.Zrobi³ to?Nie, sk¹d¿e!Jezu, jeœli on ciê napastowa³, to.Przecie¿ ci mówiê, ¿e nie! - Ale móg³.Zamkniêta w jego ramionach, czuj¹c jegousta na swoich, tak bardzopragnê³a, ¿eby.- Naprawdê nie zdarzy³o siê nic takiego.By³o.- Cudownie,s³odko, intymnie.Ch³opak siê nie œpieszy?Co takiego?Wiem, co on knuje.Nic nie knuje! - Paula nag³e siê rozz³oœci³a.- Ju¿ ci powiedzia³am, ¿e toprawdziwy d¿entelmen.S³uchaj, dziewczyno, ¿yjê na tym œwiecie d³u¿ej ni¿ ty.Napatrzy³em siê nabogatych playboyów, którzy potra­fi¹ uwodzicielskim gadaniem zrobiæ naiwnejsmarkuli wo­dê z mózgu.Tylko rozmawialiœmy na niewinne tematy.To znaczy, ¿e potrafi nawijaæ, a ty da³aœ siê na to nabraæ.Tacy jak on zawszeprawi¹ mi³e s³Ã³wka, ¿eby siê przypodobaæ.Trochê siê zabawi¹, ale szybko siênudz¹ i rzucaj¹ dziewczynê bez s³owa wyjaœnienia.S³owo dajê, nastêpnym razem,gdy ten palant spróbuje zbli¿yæ siê do ciebie, to mu.Na litoœæ bosk¹, wujku! Nie bêdzie ¿adnego nastêp­nego razu.Lepiej, ¿eby nie by³o - mrukn¹³ Lewis.Trochê siê uspokoi³, lecz nadal mia³zafrasowan¹ minê.Oparty o fra­mugê spod oka obserwowa³ krz¹taj¹c¹ siêbratanicê.-Paula, nie musisz zmieniaæ poœcieli co tydzieñ.Kurczê, kiedymieszka³em w baraku, to czasem zdarza³o siê, ¿e.To nie jest barak.Lewis prawie siê nie odzywa³, lecz gdy skoñczy³a po­rz¹dki i ruszy³a do drzwi,chwyci³ j¹ za rêkê.Kochana z ciebie dziewczyna, Paula.Wiem - odpar³a, zabawnie marszcz¹c nos.O wiele za dobra.Wybacz, ¿e na ciebie wrzeszcza­³em.Starsza pani daje ciwystarczaj¹co popaliæ.Och, ona nie jest taka z³a, po prostu czêsto boli j¹ g³owa.Gdyby tyle nie pi³a, nie cierpia³aby wiecznie na te swoje migreny.Jeszcze razprzepraszam za swoje zacho­wanie.Jesteœ wykszta³cona, ale trochê naiwna i nieznasz siê na ludziach.Martwiê siê o ciebie.- Lewis przeczesa³ w³osy palcami.- Przecie¿ obieca³em twojemu tacie, ¿e bêdê o ciebie dba³.Wiem.- Cmoknê³a go w policzek.- Wiêc siê mn¹ opiekuj.I mo¿esz wrzeszczeæ dowoli.- Czy ty w ogóle mnie s³uchasz?- Jasne, ¿e tak.Naprawdê.Wyniesiesz œmieci? -Wskaza³a dwa pe³ne kosze,jeszcze raz go poca³owa³a, wziê³a z pod³ogi narêcze rzeczy do prania i wysz³a.Lewis zawsze martwi siê na zapas, pomyœla³a, zbiega­j¹c na dó³.Niepotrzebnieopowiedzia³am mu o przygodzie na jachcie.Dlaczego wiêc to zrobi³a?Z przyzwyczajenia.Przecie¿ od dziecka zwierza³a siê wujkowi Lewisowi.Aprzynajmniej w czasach, gdy mie­szka³ na ranczu i mia³ w sobie chyba tyle samoradoœci ¿ycia, co ona i Toby.Pomóg³ im zbudowaæ tamt¹ nie­szczêsn¹ tratwê.Wiedzia³ o tym, ¿e planuj¹ œlub i kupno rancza.Wspiera³ j¹ duchowo, gdypostanowi³a studiowaæ weterynariê.Uœmiechnê³a siê na myœl o swoich m³odzieñczych ma­rzeniach.Wujek Lewis zna³ jewszystkie.Nigdy nie mia³a przed nim tajemnic, dlatego wspo­mnia³a mu o rejsie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl