[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napieraly wciaz nowe motyle,wpadajac na siebie i walczac o dostep do kuli.Na podloge spadlo kolejne kólkometalu, wpuszczajac do srodka dalsze chmary owadów.Hasten, skulony, miotajacogniem próbowal sie cofac.Motyle naplywaly w coraz wiekszych ilosciach.Nagle zalegla cisza, tak nieoczekiwana, ze Hasten zamrugal.Nieustanne,natarczywe skrobanie ustalo.Byl sam, jesli nie liczyc chmury popiolu i smieciwypelniajacych wnetrze kuli.Usiadl dygocac na calym ciele.Bezpieczny juz,wracal do swojego wlasnego czasu i nie ulegalo watpliwosci, ze znalazlprzyczyne zaglady, której poszukiwal.Byla tu, w kupce popiolów na podlodze, wmetalowych kólkach zgrabnie wycietych w karoserii pojazdu.Zraca wydzielina?Usmiechnal sie ponuro.Ostatni widok tych motyli, peczniejacego obloku, powiedzial mu wszystko, cochcial wiedziec.Pierwsze motyle, które przedostaly sie do pojazdu, bylywyposazone w narzedzia, malenkie ostre narzedzia.Same sobie powycinaly iwywiercily otwory przyfrunely z wlasnym sprzetem.Hasten usiadl czekajac, az pojazd skonczy swoja podróz.Straznicy podbiegli, by mu pomóc wysiasc.Wygramolil sie z trudem, wsparty naich ramionach.- Dzieki - mruknal.Pospieszyl do niego Wood.No jak, Hasten, wszystko w porzadku? Hasten skinal glowa.- Tak.Z wyjatkiem mojej reki.- Chodz, wejdzmy do srodka.- Weszli do wielkiego pomiesz- czenia.- Siadaj.-Wood niecierpliwie machnal reka i zolnierz przyniósl krzeslo.- Podaj goracakawe.Przyniesiono kawe i Hasten saczyl ja powoli.Wreszcie odsunal filizanke i opadlna oparcie.- Mozesz nam teraz powiedziec? - spytal Wood.- Moge.- To prosze.- Wood usiadl naprzeciwko niego.Rozlegl sie szum magnetofonu, a wmiare jak Hasten mówil, kamera brala jego twarz.- No, smialo, co tamznalazles?Kiedy skonczyl, zalegla cisza.Nikt ze strazy ani z techników sie nie odezwal.Wood wstal dygocac na calym ciele.- Boze, czyli ze zalatwily ich jakies zywe organizmy o wlasciwosciachtrujacych.Podejrzewalem cos takiego.Ale motyle? I to obdarzone inteligencja.Planujace swoje ataki.Prawdopodobnie bardzo gwaltownie sie rozmnazaly iblyskawicznie przystosowywaly.- Moze ksiazki i gazety cos wyjasnia.- Ale skad one sie wziely? Czyzby to byla mutacja którejs z istniejacych form?A moze to przybysze z innej planety? Albo efekt podrózy kosmicznych.Musimy tojakos wyjasnic.- One atakowaly tylko ludzi - powiedzial Hasten.Krowy zostawialy w spokoju.Tylko ludzkie istoty.- Moze zdolamy je jakos unieszkodliwic.- Wood wlaczyl wideofon.- Zwolamynadzwyczajna sesje Rady.Przekazemy im twoja relacje i uwagi.Wdrozymyspecjalny program, utworzymy osrodki na calej planecie.Teraz, kiedy juz wiemy,co to jest, mamy szanse powodzenia.Dzieki tobie, Hasten, moze nam sie uda je wpore powstrzymac!Pojawil sie dyzurny operator i Wood dal mu numer Rady.Hasten patrzyl tepo.Wreszcie podniósl sie i zaczal spacerowac po pokoju.Ramie pulsowalo muniemilosiernie.Wreszcie wyszedl na zewnatrz.Kilku zolnierzy z zaciekawieniemogladalo pojazd.Hasten obserwowal ich z calkowita obojetnoscia, a w glowiemial pustke.- Co to jest? - spytal jeden z nich.- To? - Hasten oprzytomnial, wolno podchodzac do zolnierza.- To wehikulczasu.- Nie, mnie chodzi o to.- Zolnierz wskazal cos palcem.- Tego nie bylo, kiedypojazd startowal.Hastenowi zamarlo serce.Zblizyl sie wytrzeszczajac oczy.Poczatkowo niewidzial nic na metalowej powloce, poza sladami korozji.Ale po chwili przejalgo zimny dreszcz.Na kadlubie pojazdu siedzialo cos malego, brunatnego i kosmatego.Dotknal tegoreka.Pochewka, sztywna, mala brunatna pochewka.Sucha - sucha i pusta.Nic wniej nie bylo i jeden koniec miala otwarty.Podniósl wzrok.Cala kule pokrywalymale brunatne pochewki - niektóre jeszcze pelne, ale wiekszosc juz pusta.Kokony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl