[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piai i trzeci myœliwiec wios³owa³, a Karmik usiad³ miêdzypasa¿erami z no¿em w rêku.- Czy oddasz im klejnot? - szepn¹³ Yahan we Wspólnej Mowie, której ciOlgyiorowie z pó³wyspu nie znali.Rocannon kiwn¹³ g³ow¹.Yahan szepta³ dalej, ochryple, trzês¹cym siê g³osem:- Skacz i p³yñ do brzegu, panie, kiedy siê zbli¿ymy.Zabierz klejnot.Puszcz¹mnie wolno, jak zobacz¹.- Poder¿n¹ ci gard³o.Szsz.- Oni rzucaj¹ czary, Karmik - odezwa³ siê trzeci mê¿czyzna.- Chc¹ zatopiæ³Ã³dŸ.- Wios³uj, ty œmierdz¹cy rybi flaku.A wy siedŸcie cicho, bo poder¿nê gard³och³opcu.Rocannon siedzia³ cierpliwie na ³awce wioœlarza, patrz¹c na wodê, którapowleka³a siê mglist¹ szaroœci¹ w miarê, jak oba odleg³e brzegi ogarnia³a noc.No¿e myœliwych nie mog³y go zraniæ, ale nie zdo³a³by im przeszkodziæ, gdybychcieli zabiæ Yahana.Móg³ z ³atwoœci¹ uciec wp³aw, ale Yahan nie umia³ p³ywaæ.Nie by³o wyjœcia.Przynajmniej dostan¹ siê na drugi brzeg i zap³ata nie pójdziena marne.Zamglone kontury wzgórz na po³udniowym brzegu z wolna przybli¿a³y siê i nabra³yostroœci.NiewyraŸne szare cienie przesunê³y siê na zachód, a na szarym niebiepojawi³o siê kilka gwiazd; œwiat³o odleg³ych s³oñc Wielkiej Gwiazdy zdominowa³onawet blask ksiê¿yca Heliki, którego teraz ubywa³o.S³yszeli ju¿ szum falrozbijaj¹cych siê o brzeg.- Przestañcie wios³owaæ - rozkaza³ Karmik i odwróci³ siê do Rocannona.- Daj miteraz tê rzecz.- Bli¿ej do brzegu - odpar³ beznamiêtnie Rocannon.- Poradzê sobie od tegomiejsca, panie - wymamrota³ Yahan dr¿¹cym g³osem.- Z brzegu wystajesitowie.£Ã³dka przesunê³a siê do przodu o kilka uderzeñ wiose³ i zatrzyma³a siêponownie.- Skacz, kiedy ja skoczê - rzuci³ Rocannon w stronê Yahana, a sam powolipodniós³ siê i stan¹³ na ³awce.Rozpi¹³ od góry kombinezon, który nosi³ takd³ugo, jednym szarpniêciem zerwa³ z szyi skórzany rzemieñ, cisn¹³ na dno ³odziworeczek zawieraj¹cy szafir na z³otym ³añcuchu, zapi¹³ kombinezon i w tej samejchwili skoczy³.W parê minut póŸniej sta³ obok Yahana na skalistym brzegu i patrzy³, jakczerniej¹ca na wodzie plama ³odzi maleje w szarym pó³mroku.- A¿ebyœcie zgnili, ¿eby robaki z¿era³y wam wnêtrznoœci, ¿eby koœci zmieni³ywam siê w próchno! - zawo³a³ Yahan i rozp³aka³ siê.Najad³ siê porz¹dnie strachu, ale nie tylko reakcja po gwa³townych wzruszeniachby³a powodem jego za³amania.Widzia³ coœ, co nie mieœci³o mu siê w g³owie -widzia³, jak „ksi¹¿ê" sk³ada w okupie klejnot wartoœci królestwa, ¿eby uratowaæ¿ycie zwyk³ego Olgyiora, jego ¿ycie - i ta œwiadomoœæ zwali³a siê na niegociê¿arem nie do zniesienia.- Nie mia³eœ racji, panie! - wykrzykn¹³.- Nie mia³eœ racji!- Kupuj¹c twoje ¿ycie za kawa³ek kamienia? Przestañ, Yahanie, weŸ siê w garœæ.Zamarzniesz na œmieræ, jeœli nie rozpalimy ognia.Masz swoje krzesiwo? Tam wzaroœlach jest du¿o ga³êzi.Rusz siê!Uda³o im siê rozpaliæ ognisko na brzegu, a potem dorzucali do ognia tak d³ugo,a¿ odpêdzili ciemnoœæ i przejmuj¹cy ch³Ã³d.Rocannon odda³ Yahanowi futrzanyp³aszcz myœliwych i m³odzieniec zawin¹wszy siê weñ wkrótce zasn¹³.Rocannonsiedzia³ pilnuj¹c ognia.Nie chcia³o mu siê spaæ.Czu³ siê nieswojo.Martwi³siê, ¿e musia³ oddaæ naszyjnik, nie z powodu jego wielkiej wartoœci, aledlatego, ¿e niegdyœ da³ go Semley, której piêknoœæ, nie daj¹ca siê zapomnieæ,przywiod³a go po wielu latach na tê planetê; dlatego, ¿e go dosta³ od Haldre,która - jak wiedzia³ - mia³a nadziejê przekupiæ tym los, odwróciæ cieñprzedwczesnej œmierci ci¹¿¹cy na jej synu.Mo¿e wraz ze œmierci¹ Mogiena mia³aznikn¹æ równie¿ ta rzecz, tak niebezpiecznie piêkna.I mo¿e, co najgorsze,Mogien nigdy siê nie dowie o utracie naszyjnika, poniewa¿ nigdy siê niespotkaj¹; mo¿e Mogien ju¿ nie ¿yje.Odsun¹³ od siebie tê myœl.Mogien szuka³jego i Yahana; na tym musia³ siê oprzeæ.Bêdzie ich szuka³ na szlakuprowadz¹cym na po³udnie.Có¿ bowiem mogli zrobiæ innego, ni¿ iœæ na po³udnie,aby znaleŸæ tam wroga lub - jeœli wszystkie jego przypuszczenia by³y b³êdne -nie znaleŸæ tam wroga.W ka¿dym razie, z Mogienem czy bez Mogiena, on pójdziena po³udnie.Wyruszyli o œwicie.W szarym brzasku wspiêli siê na nadbrze¿ne wzgórza, a kiedydotarli na szczyt, w blaskach wschodz¹cego s³oñca rozpostar³ siê przed nimi a¿po horyzont pusty, rozleg³y p³askowy¿, pokreœlony przez d³ugie cienie padaj¹ceod zaroœli.Okaza³o siê, ¿e Piai mia³ racjê, kiedy mówi³, ¿e na po³udnie odcieœniny nie ma ludzi.Przynajmniej Mogien bêdzie móg³ ich dostrzec zodleg³oœci wielu mil.Ruszyli wiêc na po³udnie.By³o zimno, lecz pogodnie.Yahan na³o¿y³ na siebie wszystkie ubrania, jakiemieli, a Rocannon - swój kombinezon.Co jakiœ czas przechodzili przez strumykiwpadaj¹ce do zatoki, dostatecznie czêsto, ¿eby nie grozi³o im pragnienie.Szliprzez ca³y dzieñ i przez dzieñ nastêpny, ¿ywi¹c siê korzeniami roœliny zwanejpeya.Schwytali tak¿e kilka stworzeñ podobnych do królików z ma³ymiskrzyde³kami, które porusza³y siê na przemian podskakuj¹c i podlatuj¹c wpowietrzu.Yahan str¹ca³ je kijem na ziemiê i piek³ na ogniu z ga³¹zek, któryroznieca³ swoim krzesiwem.Nie widzieli ¿adnych innych ¿ywych stworzeñ.P³aska,trawiasta, bezdrzewna równina rozpoœciera³a siê szeroko pod czystym niebem,pusta i milcz¹ca.Przyt³oczeni jej bezmiarem dwaj wêdrowcy siedzieli przy ogniu w zapadaj¹cym zwolna zmierzchu, nie mówi¹c nic [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl